Zakaz wchodzenia do komory i wynoszenia z niej ziarna, aby w przyszłym roku w gospodarstwie niczego nie ubywało, czy nakaz mielenia w żarnach, aby w nowym roku nie brakowało pracy to niektóre z zapomnianych już zwyczajów wigilijnych w tradycji ludowej Podkarpacia.
Jak wyjaśniła Elżbieta Dudek-Młynarska z Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie wszystkie te praktyki i zwyczaje miały zapewnić pomyślność i urodzaj w przyszłym roku. Wierzono bowiem, że od wszystkich zdarzeń wigilijnych zależy przyszłość, ponieważ dzień ten uważano za święto „początku”.
Dlatego gospodynie, aby zapewnić urodzaj i związaną z tym pracę w gospodarstwie nie mogły w Wigilię usiąść, aby odpocząć; musiały cały czas pracować. Natomiast mężczyźni, szczególnie w tradycji Lasowiaków (okolice Leżajska, Kolbuszowej) przynosili z lasu kilka drewienek, a w późniejszych wiekach choinkę, aby zapewnić „przybywanie”, „darzenie” w gospodarstwie.
Spośród zwyczajów i tradycji nadal praktykowanych najbardziej znane jest pozostawianie na stole wigilijnym dodatkowego nakrycia dla niespodziewanego gościa. Jednak w tradycji Podkarpacia nakrycie to przygotowywano dla dusz zmarłych przodków, którzy w Wigilię odwiedzali swoje rodziny.
Aby w przyszłym roku w gospodarstwie niczego nie ubywało nie wolno było w tym dniu także np. wynosić odzieży czy ziarna z komory, ani nawet wypożyczać swoich przedmiotów. Pomyślność natomiast miało zapewnić pożyczenie jakiegoś przedmiotu od Żyda.
Etnografka podkreśliła, że istotne znaczenie miało również, kto jako pierwszy w Wigilię odwiedzi dom. W okolicach Brzozowa, Ropczyc oraz na Pogórzu za złą wróżbę odczytywano przyjście jako pierwszej kobiety. W związku z tym po domach chodzili mali chłopcy, tzw. połaźnicy, którzy składali życzenia i dzięki temu zapewniali pomyślność domowi. W wielu miejscowościach zwyczaj ten miał nieco inną formę – domy odwiedzali od wczesnych godzin rannych mężczyźni lub starsi chłopcy, którzy w zamian za życzenia otrzymywali bułeczki, tzw. „szczodraki”. Tradycja ta pochodząca z kresów wschodnich zachowała się w nielicznych rodzinach na Podkarpaciu do dziś.
Z kolei w niektórych rejonach, np. w okolicach Jasła z odwiedzin mężczyzny ubranego w kożuch wróżono niepomyślność. Natomiast w Rzeszowskiem, Przeworskiem i wśród Lasowiaków pojawienie się w drzwiach kobiety odczytywano pomyślnie, bowiem jej wizyta zapowiadała, że w gospodarstwie rodzić się będą cieliczki i kokoszki.
W czasie krzątaniny przed wieczerzą obowiązywały także liczne nakazy, np. mielenia w żarnach, aby zapewnić sobie przez cały następny rok zapasy mąki.
Nie jedzono podczas wieczerzy także potraw pochodzących z wody. Wierzono, że woda to siedlisko złych mocy, demonów, które mogą zagrażać człowiekowi. Popularne współcześnie ryby dawniej nie były znane jako potrawa wigilijna. Spożywano jedynie produkty z lasu, ogrodu i pola, czyli orzechy laskowe, miód, grzyby, warzywa, owoce, płody rolne.
Zapomnianym już zwyczajem podczas Wigilii było trzymanie w dłoni łyżki przez cały czas trwania wieczerzy i nieodkładanie jej na stół. Złą wróżbą było upuszczenie łyżki na podłogę. Wierzono, że osoba, która ją upuściła, prawdopodobnie nie doczeka następnej Wigilii. Pastuszkowie zajmujący się bydłem zbierali po wieczerzy wszystkie łyżki i wiązali razem, aby bydło się nie rozpraszało.
Spośród zwyczajów i tradycji nadal praktykowanych najbardziej znane jest pozostawianie na stole wigilijnym dodatkowego nakrycia dla niespodziewanego gościa. Jednak w tradycji Podkarpacia nakrycie to przygotowywano dla dusz zmarłych przodków, którzy w Wigilię odwiedzali swoje rodziny. Specjalnie dla nich palono na polach ognie, by mogli się przy nich ogrzać, szykowano miejsce przy stole, jedzenie, by mogli się najeść, oraz miejsce w izbie, by mieli gdzie odpocząć. Wcześniej otwierano drzwi tego domu lub okno, aby wpuścić dusze zmarłych.
Usuwano też odzież wiszącą na kołkach w izbie, aby dusze, które przybierały postać niewidzialnych ptaków, miały gdzie przysiąść. Zostawiano także „kolędę dla wilka”, którego uważano za przybysza z innego świata, w domyśle - świata zmarłych. Zostawiano mu najczęściej miskę grochu. Później ta praktyka miała raczej zapewnić bezpieczeństwo bydła przed drapieżnikami.
Agnieszka Pipała (PAP)
api/ ls/ dym/