Głównym celem wysłania 6-letnich dzieci do szkół było zwolnienie miejsc w przedszkolach dla młodszych dzieci - uważa wiceminister edukacji Teresa Wargocka, która przedstawiała we wtorek w Sejmie informację na temat przygotowania szkół dla 6-latków.
Zdaniem PiS szkoły nadal nie są przygotowane dla młodszych uczniów. Odmiennego zdania jest PO, PSL; obniżenia wieku rozpoczynania nauki broni też Nowoczesna.
Do przygotowania i przedstawienia co roku w Sejmie informacji na temat przygotowania szkół dla 6-latków obliguje ministra edukacji ustawa o systemie oświaty.
Przedstawiając informację, wiceminister edukacji Teresa Wargocka przypomniała, że proces obniżania wieku obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat rozpoczęto sześć lat temu.
"Zgodnie z przyjętymi w 2009 r. założeniami sześciolatki miały pójść do szkoły podstawowej od 1 września 2012 r. Ta pierwsza propozycja bardzo zaskoczyła rodziców, środowisko dyrektorów i samorządowców. Spotkała się z bardzo dużym oporem społecznym. W ciągu następnych lat rząd PO-PSL opóźniał czas wejścia w życie tej reformy" - powiedziała.
Przywołała dane dotyczące upowszechnienia wychowania przedszkolnego, z których wynika, że obecnie w edukacji przedszkolnej jest ponad 80 proc. dzieci. Według niej wskaźniki te poprawiły się tylko dlatego, że dzieci sześcioletnie, które rozpoczęły naukę w szkole, zwolniły miejsca dla dzieci młodszych oraz przez organizowanie wychowania przedszkolnego w szkołach. Podkreśliła, że to był główny cel reformy obniżenia wieku obowiązku szkolnego.
Wiceminister oceniła, że to wszystko odbyło się kosztem dzieci sześcioletnich, gdyż poprzez zniesienie nauki czytania, pisania i liczenia w "zerówkach" skrócono edukację wczesnoszkolną z czterech lat ("zerówka" plus klasy I-III szkoły podstawowej), do trzech (tylko klasy I-III).
Informacja MEN pokazuje, że słuszna była decyzja, że rodzice mają wybór, czy posłać sześciolatków do szkół - mówił Dariusz Piontkowski (PiS). Jak dodał, z danych MEN wynika, że wiele szkół było nieprzygotowanych, by sześciolatki mogły w nich podjąć edukację - m.in. świetlice i sanitariaty nie były dla nich odpowiednio przygotowane. Podkreślał, że część sześciolatków w pierwszych klasach musiała uczyć się na dwie zmiany. "To była sytuacja wyjątkowa w Europie" - ocenił.
Z kolei Krystyna Szumilas (PO) nawiązała do wypowiedzi Wargockiej. "Mam wrażenie, że pani minister czytała zupełnie inne sprawozdanie niż podpisała pani minister Zalewska" - powiedziała. Przekonywała, że gdy PO przejęła rządy po PiS to tylko 41 proc. dzieci w wieku 3-5 lat uczestniczyło w wychowaniu przedszkolnym, a obecnie - ponad 80 proc. "Jak pani ma śmiałość i czelność mówić, że skróciliśmy edukację wczesnoszkolną? - pytała.
Przekonywała, że w krajach Europy Zachodniej dzieci przechodzą "naturalnie" z jednej placówki do drugiej, a PiS "konfliktuje" ze sobą przedszkola i szkoły, straszy też dzieci i rodziców tą ostatnią instytucją. Apelowała, by tego nie robić.
Ponadto - mówiła Szumilas - argument o wyborze rodziców nie jest prawdziwy. Według posłanki PO w niektórych miejscowościach rodzice mogą posłać sześciolatki jedynie do oddziałów przedszkolnych w szkołach. "Wybór jest tu pozorny" - twierdziła.
Andrzej Maciejewski (Kukiz'15) zapowiedział, że jego klub opowie się za odrzuceniem informacji. Mówił, że słuchając swoich poprzedniczek ma wrażenie, że chodzi im nie o dobro dzieci, a o spór personalny między politykami PO i PiS.
Tymczasem - przekonywał - uczniowie, rodzice i samorządowcy są zdezorientowani ciągłymi zmianami zachodzącymi w szkołach. Podkreślał, że jego zdaniem największym problemem szkół jest brak konsekwencji oraz refleksji i planu rządzących, co chcą osiągnąć, wprowadzając kolejne reformy. Maciejewski pytał też o koszty szkoleń, infolinii i badań przeprowadzonych przy okazji kolejnych reform. Jak zauważył, Polska musi być bogatym krajem, jeśli stać ją na "sezonowe reformy".
Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna) przywołała fragment pisma przewodniego do tekstu informacji MEN skierowanego do marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. Minister edukacji Anna Zalewska napisała w tym piśmie, że "obniżenie wieku obowiązku szkolnego zostało wprowadzone wbrew woli większości rodziców". Pytała, na jakiej podstawie minister wydała taka opinię, czy były przeprowadzone badania dotyczące tej kwestii.
Skrytykowała powrót do rozpoczynania obowiązkowej nauki w wieku siedmiu lat. Jak mówiła, stracą na tym dzieci najmłodsze: trzy- i czterolatki, dla których zabraknie miejsc w przedszkolach, gdy te zajmą sześciolatki. Tymczasem - podkreśliła - wyrównywanie szans edukacyjnych dzieci powinno się rozpoczynać jak najwcześniej. "Nie jest najważniejszą sprawą, jak nazwiemy miejsce, gdzie 6-latki rozpoczną naukę czytania i pisania - czy jest to przedszkole, czy szkoła. Najważniejsze jest to, ile trzy-, cztero- i pięciolatków będzie mogło korzystać z edukacji przedszkolnej" - zaznaczyła Lubnauer.
Kazimierz Kotowski (PSL) pytał, jak długo rodzice będą mieli prawo decydować, czy dziecko pójdzie do szkoły. "Przecież po roku, czy po dwóch wejdzie nowy system, gdy dziecko będzie rozpoczynać naukę w wieku siedmiu lat" - zaznaczył.
Przez ostatnie lata "mówiliśmy i przygotowywaliśmy się, przygotowywaliśmy społeczności i rodziców do podjęcia przez dzieci nauki w wieku sześciu lat, dziś w wyniku nowelizacji ustawy mówimy o tym, jak wrócić do poprzedniego systemu" - podkreślił i dodał: "dzieci są istotami bardzo zdolnymi", a obowiązkiem dorosłych jest stworzenie im jak najlepszych warunków do rozwoju.
Prowadzący obrady wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka (Kukiz'15) kończąc debatę na temat informacji, przypomniał, że za przyjęciem jej opowiedziały się połączone Komisje: Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.
Stopniowe obniżanie wieku obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat trwa w Polsce od 2009 r. Przez pierwszych pięć lat decyzję o tym, czy dziecko rozpocznie naukę w wieku sześciu czy siedmiu lat, podejmowali rodzice.
Obecny rok szkolny 2015/2016 jest pierwszym, gdy obowiązkowo do szkoły musiał pójść cały rocznik dzieci sześcioletnich (w roku szkolnym 2014/2015 obowiązek dotyczył tylko połowy rocznika). Jednocześnie jest ostatnim takim rokiem, gdyż od 1 września zniesiony zostanie obowiązek dla sześciolatków i dzieci znów będą obowiązkowo rozpoczynać naukę w szkole w wieku siedmiu lat. (PAP)
dsr/ wni/ as/