W piątek 21 września mija 50 lat od premiery filmu "Samotność długodystansowca" w reżyserii Tony’ego Richardsona. "Realizm, opowieść o zwykłych ludziach, bliskich nam - to się nigdy nie starzeje" – ocenia Andrzej Bukowiecki, krytyk filmowy.
Na przełomie lat 40. i 50. brytyjska kinematografia popadała w stagnację. Producenci unikali podejmowania ryzyka i zniechęcali twórców do realizowania jakichkolwiek nowoczesnych form. Podobnie działo się w teatrze zdominowanym przez konserwatystów. W opozycji do atmosfery zastoju powstał ruch "młodych gniewnych", skupiający na początku pisarzy i ludzi teatru.
Nazwa nurtu odnosiła się do sztuki Johna Osborne'a "Miłość i gniew" z 1956 roku, uznawanej za wypowiedź pokolenia. "Młodzi gniewni" w swoich dziełach podejmowali tematykę m.in. podziałów klasowych czy barier hamujących rozwój jednostki.
Ferment artystyczny nowej grupy artystycznej nie pozostał bez wpływu na filmowców. Młodzi reżyserzy zaczęli tworzyć filmy dokumentalne przedstawiające angielski pejzaż społeczny. Nakręcony w 1958 roku, na podstawie dramatu Osborne’a, film "Miłość i gniew" Tony’ego Richardsona był jednym z pierwszym fabularnych obrazów nowego ruchu artystycznego. Kolejnymi manifestami "młodych gniewnych" stały się "Z soboty na niedzielę" Karela Reisza z 1960 roku i "Smak miodu" Richardsona z 1961 roku.
"To były dramaty społeczne, których bohaterowie dusili się w swoim życiu, w biednej, proletariackiej Anglii. Jak na tamte czasy zachowywali się w sposób adekwatny do wielkich emocji, które nimi targały: rzucali wyzwiskami - oczywiście nie takimi jak dzisiaj, reagowali bardzo nerwowo na różne nieprzyjemne dla nich sytuacje. Byli to buntownicy" – tłumaczył w rozmowie z PAP Bukowiecki.
Za sztandarowe dzieło nowego nurtu uznano "Samotność długodystansowca" z 1962 roku w reżyserii Richardsona. Scenariusz, na podstawie autobiograficznego opowiadania z 1959 roku, napisał jeden z czołowych przedstawicieli "młodych gniewnych" w literaturze - Alan Sillitoe.
Główny bohater filmu to Colin Smith - chłopak ze społecznych nizin, patrzący z pogardą na świat sytego mieszczaństwa, chcący żyć bardziej autentycznie, swobodniej i pełniej. Zatrzymany za kradzież, zostaje skierowany do ośrodka resocjalizacyjnego.
Film Richardsona przetrwał próbę czasu i jest zrozumiały dla kolejnych pokoleń widzów. "Dzisiejsza młodzież na pokazach w dyskusyjnych klubach filmowych bardzo ten film przeżywa i reaguje. Wiek młody, wiek buntu, starcie się ze starszymi, z opresją zakładu poprawczego - to jest wszystko to, czym żyje młody człowiek, niezależnie od tego, czy to będzie rok 1962, czy 2012" – zauważył w rozmowie z PAP Andrzej Bukowiecki.
Dyrektor placówki dostrzega u Colina predyspozycje do długodystansowych biegów i wystawia go do wyścigu, w którym chłopak ma się ścigać z przedstawicielami ekskluzywnej szkoły. Dla nastoletniego przestępcy bieg jest drogą do odkrycia własnej tożsamości, ucieczką od codziennego fałszu i zakłamania, jakiego doświadcza w ośrodku, oraz podkreśleniem własnej niezależności.
Podczas przygotowań do realizacji zdjęć reżyser natrafił na niespodziewane przeszkody. "Prosiłem najpierw o pozwolenie wejścia na teren jednej z instytucji i robienia tam zdjęć. Odmówiono mi. Wówczas poprosiłem o umożliwienie mi wizyty w jednym czy dwu miejscach dla poznania atmosfery. I tutaj spotkała mnie odmowa" - wspominał Tony Richardson w wywiadzie dla gazety "Sunday Times", przytoczonym w książce "Nowy film angielski" Rafała Marszałka.
"Samotność długodystansowca" charakteryzuje się swobodną narracją – główny motyw biegu przeplata się z retrospekcjami z wcześniejszego życia Colina na robotniczych przedmieściach Nottingham. Realizm opowieści podkreśla naturalne oświetlenie i zdjęcia zrobione w dużym stopniu "z ręki".
Niezwykle istotną kwestią dla niemal dokumentalnego charakteru filmu było aktorstwo. Spośród obsady tylko grający dyrektora poprawczaka Michael Redgrave miał spory dorobek aktorski. Jako statystów zaangażowano dawnych wychowanków zakładów poprawczych.
W roli głównej wystąpił debiutujący na dużym ekranie Tom Courtenay. Za swoją rolę otrzymał w 1963 roku nagrodę Brytyjskiej Akademii Filmowej w kategorii "Najbardziej obiecujący pierwszoplanowy debiut aktorski". Dla Courtenay’a był to początek udanej kariery filmowej i teatralnej. W późniejszych latach stworzył jeszcze kilka pamiętnych kreacji, choćby w "Billym Kłamcy", "Królu szczurów" czy "Garderobianym".
"Samotność długodystansowca" wysoko ocenił Adam Garbicz w książce "Kino, wehikuł magiczny. Przewodnik osiągnięć filmu fabularnego podróż trzecia 1960-1966": "Bez wątpienia obok +Sportowego życia+ i +Smaku miodu+ zasługuje na miano trzeciego z najświetniejszych współczesnych dramatów kina Angry Young Men. Nie tylko dla swej wspaniałej faktury szarych zdjęć, (...) nie tylko też dla inteligentnej i dobitnej inscenizacji, oryginalności kompozycji (...). Także bowiem – pomimo wszystko i przede wszystkim – dla swego pięknego ducha niezawisłości" - ocenił Grabicz.
Film Richardsona przetrwał próbę czasu i jest zrozumiały dla kolejnych pokoleń widzów. "Dzisiejsza młodzież na pokazach w dyskusyjnych klubach filmowych bardzo ten film przeżywa i reaguje. Wiek młody, wiek buntu, starcie się ze starszymi, z opresją zakładu poprawczego - to jest wszystko to, czym żyje młody człowiek, niezależnie od tego, czy to będzie rok 1962, czy 2012" – zauważył w rozmowie z PAP Bukowiecki. (PAP)
tpo/ hes/