Film "Moja ulica", opowiadający historię robotniczej rodziny z Łodzi, trafi 15 lutego do kin. Reżyser Marcin Latałło przez pięć lat towarzyszył z kamerą bohaterom, którzy na własnej skórze, często w dramatyczny sposób, odczuwali przemiany polskiej rzeczywistości. "To poruszający dokument" - ocenił we wtorkowej rozmowie z PAP po pokazie prasowym filmu w Warszawie Arkadiusz Wojnarowski, prezes Fundacji Magellan, zajmującej się kinową dystrybucją "Mojej ulicy".
Bohaterowie filmu, robotnicza rodzina Furmańczyków, mieszkają w Łodzi od wielu lat. Przez pięć kolejnych pokoleń członkowie tej rodziny pracowali w fabryce założonej pod koniec XIX w. przy ul. Ogrodowej przez żydowskiego fabrykanta Izraela Poznańskiego, jednego z łódzkich "królów bawełny". W czasach PRL fabryka nosiła nazwę: Zakłady Przemysłu Bawełnianego im. Juliana Marchlewskiego.
Fabryka Poznańskiego, symbol dawnej Łodzi jako "ziemi obiecanej", została pokazana w filmie Andrzeja Wajdy, ekranizacji powieści Reymonta.
Bohaterowie filmu, robotnicza rodzina Furmańczyków, mieszkają w Łodzi od wielu lat. Przez pięć kolejnych pokoleń członkowie tej rodziny pracowali w fabryce założonej pod koniec XIX w. przy ul. Ogrodowej przez żydowskiego fabrykanta Izraela Poznańskiego, jednego z łódzkich "królów bawełny". W czasach PRL fabryka nosiła nazwę: Zakłady Przemysłu Bawełnianego im. Juliana Marchlewskiego.
W 2006 r., w wyniku rewitalizacji zabytkowych obiektów pofabrycznych, na terenie kompleksu przy ul. Ogrodowej otwarto Centrum Handlowe Manufaktura, jeden z największych w Europie obiektów handlowo-usługowo-rozrywkowych. Mieszkanie rodziny Furmańczyków mieści się w domu naprzeciwko.
"Furmańczykowie pracowali w fabryce, która uczyniła to miasto +ziemią obiecaną+. Po upadku komunizmu stracili pracę. Mogli tylko przyglądać się, jak przy ulicy Ogrodowej, w ruinach dawnej fabryki Izraela Poznańskiego, francuski inwestor buduje największe centrum rozrywkowo-handlowe w środkowej Europie" - opisują los bohaterów dokumentu jego twórcy.
Jednym z bohaterów filmu jest Marek. Dojrzały mężczyzna stracił pracę w fabryce, a potem przez 12 lat był bezrobotny. Jak ocenia w dokumencie Latałły, nie może znaleźć nowego miejsca zatrudnienia, ponieważ, według potencjalnych pracodawców, jest już za stary. "Jestem za młody, żeby umrzeć i za stary, żeby żyć" - ironizuje ze smutkiem w filmie. Będąc bezrobotny, obserwuje codziennie mury dawnej fabryki, w której pracował, a potem budowę w tym samym miejscu wielkiego centrum handlowego.
Wśród bohaterów dokumentu są też m.in.: babcia, która wspomina dawne czasy i opowiada o losie fabrycznych robotników, oraz jej wnuczka, rodząca dziecko i marząca o tym, by synek nie musiał w przyszłości martwić się, czy wystarczy mu pieniędzy na życie.
Zdjęcia do "Mojej ulicy" Marcin Latałło realizował w latach 2003-2008. "To świat w kropli wody" - powiedział we wtorek PAP o domu Furmańczyków i budynkach dawnej fabryki na przeciwko. Dokument opowiada o ludziach, którzy utracili coś, co kiedyś było dla nich całym życiem - podkreślił reżyser.
"Na ulicy z jednej strony domy robotnicze, zamieszkałe przez rodziny, które od pokoleń pracowały w fabryce. Zaniedbane budynki, w których ludzie pozostawieni zostali samym sobie. Z drugiej strony - gigantyczna prywatna inwestycja. W starych murach francuski inwestor buduje komercyjne centrum, symbol nowej Europy" - powiedział PAP Latałło.
"Opowiadam o życiu zwykłych ludzi, noszących w sobie historię. Biografie tych ludzi składają się na skrót historii miasta" - wyjaśnił reżyser.(PAP)
jp/ hes/