Kresowianie z Opolszczyzny odbudowują kościoły na Ukrainie, organizują kolonie dla dzieci z polskich rodzin czy pomoc dla potomków tych, co zostali na wschodzie. Mówiono o tym podczas Opolskich Dni Kresowych. W niedzielę odbędzie się Przegląd Piosenki Kresowej.
Kresowianie, których rodziny prawie 70 lat temu przesiedlono na Opolszczyznę, nadal angażują się w pomoc dla Polaków na wschodzie. Zofia Cichewicz z Nysy (opolskie) jest inicjatorką odbudowy kościoła w Łopatynie (pow. radziechowski), kilkadziesiąt km od Lwowa. Stoi na czele stowarzyszenia z Wójcic w gminie Otmuchów, które działa na rzecz odnowienia świątyni. Organizacja nosi imię Jana Cichewicza - jej zmarłego męża, z którym zainicjowała w latach 90-tych tę działalność.
Przez ostatnie lata zrzeszeni w wójcickim stowarzyszeniu, a pochodzący z Łopatynia Kresowianie lub ich potomkowie, zebrali na odbudowę barokowego kościoła, w którym przez lata był magazyn zboża i materiałów budowlanych, prawie 1,8 mln zł. Pozyskali je z ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego, z senatu RP oraz prowadzonych przez siebie datków i zbiórek.
„Przykro było patrzeć, jak niszczał tak piękny kościół. A i potrzeba serca była - to w końcu miejsce mojego dzieciństwa i młodości" - wyjaśniła pani Zofia, zapytana dlaczego zaangażowała się na długie lata w taką działalność.
77-letni Jan Wajman pochodzi z Doliny w dawnym powiecie stanisławowskim, a mieszka od lat w Niemodlinie pod Opolem. Pisze książki - o Kresach i na rzecz Kresów. Wyjaśnił, że czuje taką powinność wobec historii i Kresowiaków. „Ich tragiczne losy i zbrodnie band UPA nie mogą być zapomniane" - podkreślił. On sam - choć minęło prawie 70 lat - dobrze pamięta, jak w wigilię 1944 r. na oczach jego, jego matki i siostry, banderowcy zabili mu ojca.
Sekretarz wójcickiego stowarzyszenia Anna Ludwa - też pochodząca z kresowej rodziny z Łopatynia, ale urodzona już w Wójcicach - wyliczyła, że za zebrane pieniądze udało się m.in. wyremontować dach, elewację kościoła, wyposażyć świątynię w ławki, odbudować dzwonnicę. „A od siedmiu lat stopniowo konserwujemy piękne malowidła, które znajdują się wewnątrz kościoła" - dodała.
Dlaczego to robią? Ludwa odpowiada bez wahania: dbanie o dziedzictwo, które zostało tam, po drugiej stronie granicy, to obowiązek. "Jesteśmy tutaj, ale to, co zostało tam, jest spuścizną naszych ojców i dziadków" - wyjaśniła.
77-letni Jan Wajman pochodzi z Doliny w dawnym powiecie stanisławowskim, a mieszka od lat w Niemodlinie pod Opolem. Pisze książki - o Kresach i na rzecz Kresów. Wyjaśnił, że czuje taką powinność wobec historii i Kresowiaków. „Ich tragiczne losy i zbrodnie band UPA nie mogą być zapomniane" - podkreślił. On sam - choć minęło prawie 70 lat - dobrze pamięta, jak w wigilię 1944 r. na oczach jego, jego matki i siostry, banderowcy zabili mu ojca.
Pan Jan jest autorem już pięciu książek. Ostatnia nosi tytuł "Niewdzięczne losy Doliniaków". Dochód z ich sprzedaży autor przekazuje na rzecz Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Dolińskiej, które niesie pomoc rodakom na Kresach Wschodnich. Działa też na rzecz odbudowy kościołów w Dolinie, Kałuszu i Bolechowie na Ukrainie, organizuje wypoczynek dla dzieci pochodzenia polskiego.
Podobnie działa Towarzystwo Polonia - Kresy, które właśnie gości w Opolu 25-osobową grupę młodzieży z Białorusi wraz z opiekunami na warsztatach teatralnych. Prezes Towarzystwa Krystyna Rostocka, wcześniej przez 16 lat prezes opolskiego Oddziału Stowarzyszenia Wspólnota Polska, zaznacza, że o przykładach działań Kresowian i ich potomków na rzecz Polaków na wschodzie oraz na rzecz miejsc, z których pochodzą, można by było mówić godzinami.
Form tej pomocy było wiele. Od wożenia darów - książek, odzieży, środków czystości; przez organizację kursów dla Polaków na wschodzie - np. agroturystyki, by pobudzać przedsiębiorczość; po organizowanie kolonii dla dzieci czy zbiórek na remonty kościołów, cmentarzy, kapliczek. Wiele z takich inicjatyw przechodzi w następne, bo podczas wyjazdów na wschód okazuje się że są tam kolejne potrzeby.
„A i odzew na te działania bywa wielki. Kilka lat temu, gdy zbieraliśmy na remont kościoła w Zabrodziu koło Żytomierza, tylko w ciągu jednej niedzieli uzbieraliśmy 10 tys. złotych. Starczyło podobno na remont dachu" - wspomina Rostocka.
Prezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich z Opola Irena Kalita przyznała, że stowarzyszeń i związków Kresowian oraz ich potomków, działających na rzecz Polaków mieszkających na wschodzie oraz na rzecz Kresów jest wiele. Dlaczego? „Bo my, ludzie Kresów, marzymy o tym, by w naszych rodzinnych stronach było tak pięknie, jak we wspomnieniach o nich z dzieciństwa" - wyjaśniła.
Dodała, że przesiedleni z byłych ziem polskich - mimo upływu czasu - są nadal bardzo przywiązani do miejsc, zapamiętanych z dzieciństwa i młodości; uznają je za część swojej tożsamości. „Dlatego z Kresami jest u nas jak z pierwszą miłością: swoje już za nimi przepłakaliśmy, pokochaliśmy inne ziemie, zadomowiliśmy się na nich, założyliśmy rodziny. Ale wystarczy jedno wspomnienie, a serce znów nam pęka i rwie się na Kresy" - podsumowała Kalita.
W piątek w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Opolu odbyły się organizowane przez samorząd województwa już po raz czwarty Opolskie Dni Kresowe, czyli spotkanie środowisk kresowych. Zostali na nie zaproszeni przedstawiciele organizacji kresowych z całego regionu.
Podczas spotkania wręczono odznaki „Za Zasługi dla Województwa Opolskiego". Otrzymali je właśnie Zofia Cichewicz ze stowarzyszenia w Wójcicach oraz wieloletni pedagog, od lat zaangażowany w działalność Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Wschodnich Edward Wołoszyn.
Marszałek woj. opolskiego Józef Sebesta tłumaczył uzasadniając, że oboje nagrodzeni poświęcili swój czas i siły pamięci o Kresach oraz pomocy Polakom tam dziś żyjącym.
Natomiast w niedzielę w Opolskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Łosiowie (opolskie) odbędzie się dziewiąty już Wojewódzki Przegląd Piosenki Kresowej, w którym uczestniczyć będą zespoły oraz soliści kultywujące folklor Kresów Wschodnich.
Od pierwszych przesiedleń z Kresów Wschodnich minęło prawie 70 lat. Największy ruch przesiedleńczy po przesunięciu granic Polski na zachód miał miejsce w latach 1944-1946, a druga tura - w końcu lat 50.
Ze spisu powszechnego przeprowadzonego w 1950 r. wynikało, że na 809 tys. ówczesnych mieszkańców woj. opolskiego ogółem, "przybyłych z ZSRR" było 180 tys. (PAP)
kat/ abe/