Ponad 30 piosenek zagrał w sobotę dla warszawskiej publiczności Paul McCartney. Blisko trzygodzinny koncert na Stadionie Narodowym był pierwszym występem eks-Beatlesa w Polsce.
Już na godzinę przed planowanym początkiem koncertu McCartneya, trybuny Stadionu Narodowego były niemal wypełnione. Do Warszawy zjechali fani twórczości basisty The Beatles i The Wings z całej Polski a także z Francji, Niemiec i Czech. Koncert na Stadionie Narodowym był pierwszym z zaledwie trzech, jakie sir Paul zaplanował w Europie podczas swojej światowej trasy koncertowej „Out There!”.
Kilkanaście minut po godzinie 21 na scenie pojawił się McCartney, od razu wzbudzając głośny aplauz publiczności. Koncert rozpoczął od „Eight Days A Week”, przeboju Beatlesów z płyty „Beatles For Sale” (1964).
„Cześć Polacy, dobry wieczór Warszawo!” – przywitał się z widownią po polsku, ubrany w białą koszulę i czarny płaszcz, sir Paul. „Przykro mi, że nie potrafię powiedzieć więcej po polsku, ale to dla mnie bardzo trudny język” – tłumaczył. „To dla mnie wspaniała chwila, chcę się nią nacieszyć” – powiedział muzyk, po czym stanął nieruchomo na środku sceny, słuchając głośnej owacji widowni, która zaśpiewała, obchodzącemu kilka dni temu 71 urodziny muzykowi, „Happy Birthday”. „Pamiętaliście” – nie krył radości i zdumienia McCartney.
Kolejne utwory to przegląd jego największych przebojów. Nie zabrakło beatlesowskich klasyków, jak „All My Loving”, „Paperback Writer”, „And I Love Her”, „Lady Madonna”, „We Can Work It Out”, „Let it Be”, „The Long And Winding Road”, jak również utworów z repertuaru grupy Wings, którą McCartney dowodził po rozpadzie Beatlesów – warszawska publiczność wysłuchała m.in. „Let Me Roll It”, „Listen To What The Man Said” czy też, dedykowanego żonie muzyka „Maybe I’m Amazed”. W repertuarze sobotniego koncertu znalazła się także ballada „My Valentine”, pochodząca z ostatniego albumu muzyka „Kisses on the Bottom” (2013).
McCartney wzbudził szczególny entuzjazm publiczności wykonując solowe, akustyczne utwory: „Eleanor Rigby” a także „Blackbird” i – dedykowaną koledze z Beatlesów, zmarłemu w 1981 r. Johnowi Lennonowi „Here Today”. Dwa ostatnie utwory McCartney wykonał stojąc na kilkumetrowym podwyższeniu. Ku pamięci innego Beatlesa, zmarłego w 2001 r. George’a Harrisona, basista wykonał utwór „Something”, który Frank Sinatra nazwał „najlepszą piosenką o miłości, jaką napisano”. Każdą kolejną piosenkę, publiczność wypełniająca po brzegi Stadion Narodowy, przyjmowała entuzjazmem.
Muzyk co chwilę zmieniał instrumenty – koncert rozpoczął grając na swojej charakterystycznej gitarze basowej marki Hoefner, następnie „przesiadał się” na fortepian, gitary elektryczne i akustyczne. Przygotował także efektowną scenografię koncertu – podczas wykonania „Live and Let Die”, ze sceny buchały płomienie.
„Podstawowa” część koncertu zakończyła się utworem „Hey Jude”, z przedłużonym finałem, w trakcie którego publiczność podniosła w górę, przygotowane wcześniej karki z napisami: „Hey” i „Paul”. McCartney zniknął ze sceny, ale tylko na chwilę – bisowanie rozpoczął od „Day Tripper”, pierwszego „narkotycznego” utworu The Beatles, a następnie „Get Back”; nie mogło zabraknąć również jednego z najsłynniejszych utworów autorstwa McCartneya, ballady „Yesterday”, odśpiewanej przy akompaniamencie gitary akustycznej i głośnym śpiewie widowni. Koncert zakończył trzema krótkimi utworami zamykającymi album „Abbey Road”: „Golden Slumbers”, „Carry That Weight” i „The End”. Ostatecznie zszedł ze sceny około północy.
McCartney, który 18 czerwca obchodził swoje 71 urodziny, był w sobotni wieczór w znakomitej formie, serwując publiczności blisko trzygodzinny występ. „Nie chcemy, ale musimy już iść. Byliście wspaniali, dziękujemy wam bardzo” – pożegnał się z publicznością na Stadionie Narodowym.
„Zagrał wszystko, było pięknie” – podsumowała Sonia, studentka socjologii na UW, wychodząc ze Stadionu Narodowego. „Nie mogłabym prosić o coś więcej” – dodała. Z Warszawy Paul McCartney poleci do Werony; europejską część trasy koncertowej zakończy w Wiedniu.
Był to drugi występ któregoś z członków „fantastycznej czwórki” z Liverpoolu w Polsce. Wcześniej, w roku 2011 w warszawskiej Sali Kongresowej wystąpił perkusista Ringo Starr.(PAP)
pj/ sp/