Książka Matthewa (Matta) Tyrmanda "Jestem Tyrmand, syn Leopolda" ukaże się 26 września w Polsce nakładem wydawnictwa "Znak". Jestem zakochany w Polsce, tam patrzę w przyszłość z optymizmem - mówi syn pisarza.
"Wziąłem udział w tej przygodzie, bo byłem szczęśliwy, że ktoś chce książkę o mnie opublikować. Mówi ona o moim życiu w Nowym Jorku i moim odkrywaniu Polski. Jest to ponad 200-stronnicowa chronologiczna autobiografia; rzecz o tym, jak dorastałem i jak dowiadywałem się o moim ojcu pisarzu" – wyjaśnia w rozmowie z PAP. Książkę napisał wspólnie z polską dziennikarką Kamilą Sypniewską.
Matt Tyrmand, nowojorczyk mający także polskie obywatelstwo, przyjechał do Polski po raz pierwszy w 2010 roku. Dwa lata później był Darłowie na uroczystości nazwania imieniem ojca jednego z placów w mieście, w którym rozgrywa się akcja powieści "Siedem dalekich rejsów". Wtedy właśnie zrodziła się idea powstania książki.
"Jestem zakochany w Polsce. Byłem tam już chyba 12 razy i wybieram się znów na dwa tygodnie we wrześniu. W Polsce patrzę w przyszłość z optymizmem. Jutro zapowiada tam więcej niż dzień dzisiejszy. Tymczasem Ameryka ma już najlepsze dni za sobą” – uważa Matt.
Leopold Tyrmand (1920-1985) przybył do Ameryki w 1967 roku. Umarł, kiedy Matt miał cztery lata. Stało się to w podczas wakacji na Florydzie.
"Byłem wtedy bardzo mały, toteż nie pamiętam ojca bardzo dobrze. Był poważnym człowiekiem. Miał 61 lat w chwili, kiedy się urodziliśmy: ja i moja siostra-bliźniaczka Rebecca. Był znacznie starszy niż większość osób mających po raz pierwszy dzieci” – wspomina Matt.
Powracając do lat swego wczesnego dzieciństwa, syn autora „Złego” przyznaje, że oczywiście nie zdawał sobie jeszcze wówczas sprawy, czym się zajmuje ojciec. Nie wiedział, że jest on znanym polskim pisarzem. Pamięta przede wszystkim, jak ojciec na niego krzyczał.
"Codziennie o godzinie szóstej po południu najważniejszą rzeczą dla niego było oglądanie wiadomości w telewizji. Było to w latach osiemdziesiątych, kiedy upadał komunizm. Ojciec interesował się bardzo tym, co się działo w Polsce, w bloku wschodnim i w Związku Sowieckim, kiedy nastał Gorbaczow. Nie znosił, jak się mu wtedy przeszkadzało. Kiedy podczas zabawy z siostrą hałasowaliśmy, natychmiast krzyczał i wypraszał nas z pokoju" – mówi Matt.
Z dzieciństwa przypomina też sobie jak bardzo ojciec był szczęśliwy, kiedy szli razem do sklepu z owocami i, mimo że od jego przyjazdu do Ameryki upłynęło sporo lat, widząc 10 rodzajów soku pomarańczowego, był wciąż urzeczony takim wyborem.
Po śmierci pisarza jego trzecia żona Marry Ellen Fox, z Mattem i Rebeccą przeprowadzili się z Rockford w Illinois, gdzie wcześniej mieszkali, do rodziny w Nowym Jorku.
"Wychowywaliśmy się na Brooklynie. Mama dużo nam opowiadała o ojcu. Mówiła, że spędził życie walcząc z komunizmem. W Polsce bezpośrednio, a w Ameryce angażując się w batalię przeciw tym, którzy tłumią wolność słowa” – przypomina Matt.
Matt zapewnia, że już kiedy dorastał miał gruntowne wyobrażenie o tym, czym był komunizm. Było to - podkreśla - wynikiem zarówno opowieści matki o ojcu, jak też lektur, a zwłaszcza powieści Orwella "Folwark zwierzęcy" i "1984". Tę wiedzę o komunizmie i totalitaryzmie traktuje on w dużym stopniu jako dziedzictwo po ojcu, istotne dla jego rozwoju intelektualnego.
„Dzięki ojcu i jego twórczości także dla mnie ogromnie ważna jest idea wolności. Byłem tym zafascynowany od dziecka i ukształtowało to mój rozwój” – podkreśla.
Matt mówi, że pierwszym tekstem ojca, który poznał były eseje pisane w USA, najpierw dla magazynu "New Yorker", a później zebrane w tomie "Zapiski dyletanta". Uderzyło go zwłaszcza wnikliwe rozumienie przez autora tego, co złe i dobre w ludzkiej naturze. Jest to także bardzo widoczne w "Złym" – zauważa.
Syn pisarza nie zna na tyle polskiego, aby czytać w oryginale jego książki. Ostatnio duże wrażenie zrobił na nim przetłumaczony niedawno przez Andrzeja Wróbla i Anitę Shelton na angielski "Dziennik 1954" („Diary 1954” – Northwestern University Press, 2014).
„Czytanie tych notatek umożliwiło mi wsłuchanie się w jego głos. Uzmysłowiłem sobie, jak podobnie widzimy świat i jak bliski jest nam sposób porozumiewania się z ludźmi. Ponieważ jest to dziennik, zobaczyłem jak ojciec dyskutuje sam z sobą, odkryłem jego wewnętrzny monolog i uzmysłowiłem sobie, że mam podobny sposób myślenia” – ocenia.
Matt Tyrmand po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Chicagowskim (University of Chicago) był niemal przez dekadę maklerem na Wall Street, a teraz jest niezależnym konsultantem biznesowym. Sądzi, że odznaczające się niezwykłą rywalizacją środowisko i towarzysząca pracy ogromna presja, sprawiła, że jest mocniejszy. Nauczył się być opanowanym w bardzo trudnych sytuacjach. Nie kryje fascynacji polityką.
Zdaniem Matta cała filozofia życiowa jego ojca, wliczając w to poglądy na politykę, gospodarkę oraz typ relacji z innymi ludźmi, miały jedną podstawę - była nią idea wolności. „Nawet jego fascynacja jazzem była deklaracją na temat wolności jako jego najwyższego ideału. Traktował jazz jako muzyczny wyraz wolności” – dodaje.
Matt Tyrmand zaznacza, że potrzebie ojca do swobodnego wyrażania się towarzyszyła nieufność do każdego systemu, który mówił mu, co ma robić. Wpychający wszędzie swój nos rząd, władza pozbawiona legitymizacji była dla niego przekleństwem.
„Podobne poglądy polityczne obserwuję u wielu tych młodych ludzi, którym w Ameryce najczęściej bliski jest ruch libertariański. Ruch zakorzeniony w idei, że poszczególni obywatele wiedzą sami, co jest dla nich najlepsze. Chcą być po prostu zostawieni w spokoju, kiedy pragną rozpocząć działalność gospodarczą, wybrać pracę czy założyć rodzinę. Nie potrzebują w tym celu rady scentralizowanej władzy” – tłumaczy.
Matt opowiada, że spotykał się w Polsce z wieloma młodymi ludźmi. „Rozmowami o polityce, o wolności wydają się być podekscytowani. To motywuje mnie, aby mieć więcej takich spotkań” – uzasadnia. W jego przekonaniu, Polska nie jest zupełnie uodporniona na błędy, które popełniają takie dojrzałe demokracje jak amerykańska. Takie błędy jak występowanie przeciwko wolności i widoczne obecnie dryfowanie w kierunku faszyzmu.
"W Polsce, podobnie jak i w Ameryce, wiele się mówi o wolności, ale praktyka dowodzi, że nie zawsze towarzyszą temu odpowiednie działania. Jednak w Polsce demokracja jest świeża i raczej się jej nie zmarnuje. Będzie rozwijana w prawidłowy sposób koncentrując się na wolności” - uważa Matt.
Mówi, że pragnie więcej czasu spędzić w Polsce. Nie tylko dla dyskutowania idei, a żadna armia – jak to ujmuje – nie powstrzyma idei. „Chcę tam być, ponieważ wierzę w polski cud ekonomiczny. Chciałbym tam robić biznes, na przykład nową wódkę +Tyrmandówkę+" – konkluduje ze śmiechem.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)