05.04.2010. Radom (PAP) - 84-letnia Danuta Kiełbasa z Radomia zazdrości innym członkom Rodziny Katyńskiej listów, które ojcowie pisali do nich z obozów. Po jej ojcu pozostała mała pożółkła karteczka, na której napisał: "Żyję, jestem zdrów, martwię się o Was. Olek". "To jedyny ślad po nim" - wspomina ze łzami w oczach pani Kiełbasa i pokazuje wyrwaną z notesu, zatłuszczoną, pomiętą kartkę. Przyniósł ją jeniec zwolniony z obozu w Ostaszkowie, w którym spotkał ojca kobiety.
Córka wspomina go jako prawdziwego patriotę, który jako 17-latek wstąpił do utworzonych z inicjatywy Józefa Piłsudskiego Legionów Polskich i walczył w ich szeregach w czasie wojny polsko-bolszewickiej.
Kiedy wybuchła wojna, pani Danuta miała 13 lat. Doskonale pamięta pożegnanie z ojcem. Do dziś, kiedy o nim wspomina, towarzyszą temu łzy i wielkie emocje.
"We wrześniu 1939 roku ojciec dostał rozkaz zgłoszenia się na koncentrację pod Łuckiem, stamtąd dostał się do Szepietówki, która była obozem przejściowym, a następnie do Ostaszkowa" - opowiada D. Kiełbasowa.
W Głowaczowie Aleksander Stępniewski pozostawił żonę z trzema córkami. 13-letnia wówczas Danusia była najstarsza, jej dwie siostry miały 11 i 9 lat. Dla rodziny zaczęły się trudne okupacyjne czasy tułaczki i oczekiwania na powrót ojca.
Danuta Kiełbasowa wspomina, że jej matka nigdy nie traciła nadziei, wierzyła, że mąż wróci. "Nadzieja przecież umiera ostatnia" - podkreśla pani Danuta.
"Matka trzymała w szafce dla ojca najlepsze przedwojenne mydło toaletowe Kremol, żeby mógł się wymyć, jak wróci do domu, i paczkę dobrej herbaty, żeby się rozgrzał" - mówi.
Aleksander Stępniewski nie wrócił do domu. Z obozu Ostaszkowie został wywieziony do Kalinina (Twer). Został rozstrzelany 1 kwietnia 1940 roku. Nie miał jeszcze 40 lat.
Pani Danuta wspomina, że poszukiwania ojca w czasie okupacji, nic nie dały. Dopiero po latach, przy pomocy Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Warszawie, nazwisko ojca odnaleziono w kartotece obozu w Ostaszkowie. Jest pochowany na cmentarzu w Miednoje. (PAP)
ilp/ ls/