Cudowny, elegancki, namiętny tenor - pisał krytyk "New York Times" zachwycając się rolą księcia Piotra Beczały w "Rusałce" Dvoraka. Polak znowu odniósł sukces w Metropolitan Opera, ale w rozmowie z PAP zaznacza, że do Nowego Jorku przeprowadzić się nie chce.
Czeska opera Antonina Dvoraka w tradycyjnym, baśniowym wykonaniu pod dyrekcją kanadyjskiego dyrygenta Yannicka Nezet-Seguina jest obecnie wystawiana w nowojorskiej Metropolitan Opera (Met). Premiera miała miejsce 23 stycznia, a 8 lutego spektakl będzie transmitowany na żywo do ponad 2 tys. kin i teatrów na całym świecie.
W tytułowej roli, zakochanej w księciu leśnej nimfie - Rusałce występuje amerykańska śpiewaczka Renee Fleming, uznawana za najznakomitszą gwiazdę światowego belcanta. O jej statusie gwiazdy w USA świadczy fakt, że powierzono jej w niedzielę zadanie odśpiewania hymnu narodowego na największej sportowej imprezie w Ameryce, czyli finale futbolu amerykańskiego Super Bowl.
Ale po premierze "Rusałki" to o Beczale krytyk "NYT" pisał w samych superlatywach, zachwycając się jego głosem. "Piotr Beczała jest cudowny jako książę, a jego tenor elegancki i namiętny" - napisał Zachary Woolfe.
Wydaje się, że Polak osiągnął już wszytko, co możliwe w karierze śpiewaka operowego. Wystarczy wymienić inne jego role w obecnym sezonie: Leńskiego w "Onieginie" w Met, Alfredo w "La Traviata" we włoskiej La Scali, Rodolfo w "La Boheme" w Paryżu, Ricardo w "Balu Maskowym" w San Diego oraz tytułowe role w "Fauście" i "Opowieściach Hoffmanna" w Wiedniu, gdzie artysta mieszka od 20 lat. Latem śpiewak będzie też występował z koncertami promującymi jego solową płytę z pieśniami Richarda Taubera wydaną przez Deutsche Grammophone.
Mimo ogromnych sukcesów Beczała wciąż marzy - o nowych rolach i śpiewaniu z ciekawymi, młodymi dyrygentami. Chciałby też zaśpiewać w Met w polskiej operze. Najlepiej w "Strasznym Dworze" Stanisława Moniuszki.
W przyszłym sezonie Beczała znowu wróci do Met, by zaśpiewać w "Jolancie" Czajkowskiego u boku rosyjskiej diwy Anny Netrebko oraz w "Balu Maskowym" Verdiego. Ale, jak zapewnia o przeprowadzce do Nowego Jorku nie ma mowy.
"Mamy mieszkanie w Nowym Jorku od dwóch lat, ale jesteśmy tutaj tylko jedną nogą. Nowy Jork jest zbyt męczący, zbyt hałaśliwy; prędkość życia jest ogromna" - powiedział PAP. Zdecydowanie lepiej czuje się w Wiedniu, gdzie śpiewa najwięcej i gdzie wraz z żoną "stworzyli namiastkę domu". Ale dla śpiewaka tej rangi nie ma szans na zakotwiczenie gdziekolwiek na stałe. Jest w ciągłych rozjazdach, spędza dwa miesiące w Nowym Jorku, dwa w Monachium, potem w Paryżu, Wiedniu, Londynie i znowu w Nowym Jorku. "Mam kontrakty podpisane na najbliższe pięć lat i widoki na następne" - wyznaje.
Zastrzega jednak, że nigdy nie mierzył tak wysoko. "Jako student nigdy by mi do głowy nie przyszło, że będziemy tu rozmawiać w garderobie Met. Ale gdzieś tam krok po kroku, otwierały się nowe możliwości i perspektywy i po 21 latach tu jestem. Jeśli się poważnie traktuje każdy zawód, to można daleko zajść. Można być fenomenalnym piekarzem, piec najlepsze bagietki na świecie i być piekarskim Pavarottim" - mówi.
Mimo ogromnych sukcesów wciąż marzy - o nowych rolach i śpiewaniu z ciekawymi, młodymi dyrygentami. Chciałby też zaśpiewać w Met w polskiej operze. Najlepiej w "Strasznym Dworze" Stanisława Moniuszki.
"Jestem na etapie naprowadzania dyrekcji na styl myślenia, że to mogłoby się udać. W Met wystawiano tylko "Manru" Ignacego Paderewskiego, ale bardzo dawno temu. Przyszedł czas na polską operę, ale to nie jest takie proste. Trzeba zbudować do tego lobby, znaleźć dyrygenta, śpiewaków, reżysera, który byłby tym tematem zainteresowany" - mówił. Ujawnił, że rozmawiał nawet na ten temat z prezydentem Bronisławem Komorowskim, z którym się spotkał w konsulacie Polski w Nowym Jorku we wrześniu. "Jeśli polska dyplomacja mogłaby bardziej propagować gatunek sztuki jakim jest opera, to byłoby nam pewnie łatwiej" - powiedział.
"Rusałka" będzie transmitowana na żywo w sobotę do kin i teatrów w 64 krajach na świecie w ramach cieszącego się niezwykłą popularnością cyklu "Met: Live in HD". "Ten program ma fenomenalny zasięg. Gdy pierwszy raz w nim zaśpiewałem osiem lat temu, dostałem od razu 300-400 maili od widzów. To zupełnie coś innego niż słuchanie opery w radio czy oglądanie retransmisji. Ludzie mają świadomość bycia razem z publicznością na widowni" - mówi.
Beczała ujawnia, że podczas transmitowanych spektakli Met śpiewa tak jak zwykle, ale nieco inaczej gra. "Zawsze wcześniejszy spektakl jest nagrywany. Proszę o kopię, by zobaczyć jakie są ujęcia, kadry i przygotować się, jak zagrać do kamery. Publiczność w operze może zauważyć, że śpiewamy wtedy trochę w bok, do kilkunastu kamer" - mówi. Zapewnia, że nie ma dodatkowej tremy z racji, iż operę oglądają jednocześnie setki tysięcy osób. "Ale oczywiście jest dodatkowe napięcie, bo to wszystko jest na żywo. Bardzo to lubię. To jak granie kinowego hitu, ale dla ludzi na żywo" - wyjaśnia.
Operę będą też oglądać mieszkańcy rodzinnych Czechowic-Dziedzic. Dyrekcja miejskiego kina zamówiła specjalną aparaturę, umożliwiającą transmisje oper Met na żywo. "Zostałem nawet kilka miesięcy temu honorowym obywatelem Czechowic-Dziedzic" - przyznaje z dumą Beczała.
To nie jedyny pielęgnowany związek z rodzinnym miastem. Śpiewak od kilku lat sponsoruje dla najlepszej klasy w swojej byłej szkole podstawowej w Czechowicach wycieczki do opery w Warszawie lub Krakowa albo na koncert do filharmonii w Katowicach. "Jeśli chociaż jeden z tych dzieciaków zajmie się profesjonalnie grą czy śpiewaniem, to będzie to dla mnie wielki sukces.
Z Nowego Jorku Inga Czerny (PAP)
icz/ abe/