„Looking for Jesus” Katarzyny Kozyry - fragmenty materiałów filmowych nawiązujących do tzw. syndromu jerozolimskiego - pokazuje galeria Postmasters w Tribece na Manhattanie. Zaprezentowano 70 minut z ok. 200 godz. materiałów filmowych, gromadzonych przez ponad dwa lata.
„Looking for Jesus” powstał w Jerozolimie i okolicy. Jego scenerią jest m.in. tamtejsza starówka, Morze Martwe, Góra Synaj, Ściana Płaczu, Bazylika Grobu Świętego i część Judei. Projekt - według zamierzenia twórczyni - stanowi opowieść o ludziach, ich potrzebach, zmaganiu się z brakiem duchowości. Nie zdecydowali się żyć zgodnie z obowiązującymi schematami, lecz we własnej niszy, szukają sposobów na życie. Są głęboko zdeterminowani i istotne jest dla nich, że znajdują się na Ziemi Świętej.
"Syndrom jerozolimski" to przeświadczenie niektórych ludzi, że mogą być mesjaszami. Rozmówcy Kozyry ubrani są w szaty, jakie znamy z obrazów przedstawiających Jezusa, ale mają też zwykłe ubrania. Niektórzy utrzymują, że są mesjaszami, a Bóg wybrał ich spośród miliardów ludzi. W opinii innych, mesjasz żyje w ich ciele. Jeszcze inni przekonują, że za sprawą Ducha Świętego mogą dokładnie rozumieć nawet tych, którzy mówią nieznanymi językami lub, że ich przodkowie brali udział w pierwszej wyprawie krzyżowej.
„Tak naprawdę mało kto twierdzi, że jest mesjaszem. Potrzeby duchowe tych ludzi przerastają u nich potrzeby materialne. Motywuje ich przeświadczenie o ich wyjątkowości, że mają do wypełnienia misję. Ich zdaniem podział świata na różne wyznania i wynikające z tego konflikty, spowodowane są niezrozumieniem prostego faktu, że wszystkim religiom chodzi właściwie o to samo” – wyjaśnia Kozyra.
"Syndrom jerozolimski" to przeświadczenie niektórych ludzi, że mogą być mesjaszami. Rozmówcy Kozyry ubrani są w szaty, jakie znamy z obrazów przedstawiających Jezusa, ale mają też zwykłe ubrania. Niektórzy utrzymują, że są mesjaszami, a Bóg wybrał ich spośród miliardów ludzi.
Autorka filmu rozmawia z ludźmi różnych ras i krajów, jak Holandia, Rosja, czy USA. Artystka dostrzega, że każdy z przedstawianych uczestników projektu ma odrębny światopogląd, system filozoficzny, w którym się wszystko mieści i tłumaczy. „Szukam zawsze oryginalnych osób, a nie tych, którzy się powielają. Staram się właśnie te odmienności wydobywać, a nie glajszachtować, co ma miejsce w naszym świecie” – tłumaczy swą koncepcję artystyczną.
Prezentowane w Nowym Jorku fragmenty stanowią 70 minut, z blisko 200 godzin materiałów filmowych, gromadzonych przez przeszło dwa lata. Kozyra ma w planie kontynuować pracę przez następny rok, aby dokończyć przeglądanie taśm i odbyć kolejną wyprawę do Jerozolimy.
„Chciałabym żeby powstał półtoragodzinny film dokumentalny i mam już pomysł jak go zrealizować. Kusi mnie jednocześnie większy format galeryjny. Mogłabym wówczas poszaleć, zrobić wersję 24-godzinną wiedząc, że widz nie będzie się czuł zobligowany od razu do obejrzenia wszystkiego, ale będzie mógł przychodzić i wracać” – zapowiedziała.
Jak mówiła, widzowie reagują na jej projekt w różny sposób. Większość odbiera go pozytywnie, niektórzy zgłaszają pretensje, bo mają inne wyobrażenia o tym, jak należałoby pokazać mesjasza. Zdarza się też, że - jak mówiła - najpierw temat wydaje się komuś głupi, lecz ostatecznie zaskoczeni są jak jest ciekawy.
„Bardzo mnie ten film pochłonął, bo ludzie będą się starali obecnie zrozumieć istotę bytu, niekoniecznie w obrębie własnej religii. Sami sobie będą mesjaszami. Nie musimy przedstawianym na ekranie mesjaszom wierzyć. Ich idee mogą wydawać się śmieszne i nie wszystkich przekonują, ale każdy znalazł drogę, aby wzbić się ponad swoją rzeczywistość, swoją formę oświecenia i stać się lepszym człowiekiem” – oceniła nowojorczanka Polly K.
Projekt „Looking for Jesus” prezentowany będzie w Postmasters do 28 lutego.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ agz/