Niewielka scena z kilkoma workami wypełnionymi słomą, dwa stoły, komputer i trójka aktorów, a na ławkach około 25 widzów, którzy dowiedzieli się o przedstawieniu przez internet – białoruski podziemny Teatr Wolny właśnie świętuje swoje 10-lecie.
W ostatni piątek teatr wystawił przedstawienie zatytułowane „Ziemia nr 2” młodego białoruskiego dramatopisarza Maksima Daśko, który wygrał jedną z edycji konkursu na najlepszą sztukę współczesną, rozpisywanego przez założycieli teatru, dramatopisarza i dziennikarza Mikałaja Chalezina oraz jego żonę Natallę Kaladę.
Sztuka składa się właściwie z trzech monologów wypowiadanych kolejno przez każdego z aktorów, ale dzięki naturalnemu, często zabawnemu językowi oraz reżyserii Uładzimira Szczerbania, w tym oryginalnemu wykorzystaniu techniki wideo i prostych rekwizytów, a także elementów interakcji z widzami, publiczności trudno się oderwać od tego, co rozgrywa się na scenie.
Bohaterem jednego z monologów jest młody człowiek, który wypiwszy pokaźną ilość taniego wina traci przytomność i budzi się w szpitalu, gdzie widzi innych uczestników podobnych przypadków losowych, np. narkomana i pijaka. Druga część opowiada o jednym dniu życia mężczyzny, który nie potrafi zapanować nad własną agresją i nieustannie brnie w kolejne bijatyki.
Trzeci monolog to opowieść o prostym hydrauliku białoruskim, który wygrywa brytyjski konkurs twórczości ludowej swoją plecionką ze słomy, ale już po pierwszym dniu w Londynie zaczyna tęsknić za ojczyzną i zdaje sobie sprawę, że jest patriotą – choć nie w takim sensie, jaki nadają temu słowu władze kraju, tylko w zupełnie prostym: kocha to miejsce, w którym żyje.
„Nasze przedstawienia mówią o tym, o czym nie można mówić w teatrach państwowych” – powiedziała PAP aktorka Julia Szauczuk, która jest związana z teatrem od pięciu lat. „Opowiadamy o naszym życiu, o sytuacji w kraju, o polityce. O prostych, szczerych sprawach” - podkreślił aktor Pawieł Haradnicki.
„Nasze przedstawienia mówią o tym, o czym nie można mówić w teatrach państwowych” – powiedziała PAP aktorka Julia Szauczuk, która jest związana z teatrem od pięciu lat.
Współpracujący ze sceną niemal od samego początku aktor Pawieł Haradnicki mówi, że wystawiane w Teatrze Wolnym sztuki mają być aktualne i poruszać konkretne sprawy – „to, co się u nas dzieje, to, co jest nam bliskie, co rozumiemy i o czym chcielibyśmy opowiedzieć”.
„Opowiadamy o naszym życiu, o sytuacji w kraju, o polityce. O prostych, szczerych sprawach” - podkreślił Haradnicki. Zarówno jego, jak i innych aktorów stanowiących rdzeń zespołu ściągnął do teatru Szczerbań.
Jednym z przedstawień poruszających tematy polityczne jest „Czas kobiet” autorstwa i w reżyserii Chalezina. To spektakl o trzech kobietach, które siedzą w więzieniu po 19 grudnia 2010 r., kiedy to rozpędzono w Mińsku protesty wobec oficjalnym wynikom wyborów prezydenckich, dającym prawie 80 proc. poparcia prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence.
Teatr został założony w 2005 r., a działalność rozpoczął sztuką Sarah Kane „4.48 Psychosis”, opowiadającą o samobójstwie. Władze natychmiast zamknęły przedstawienie. „Powiedzieli, że u nas nie ma takich tematów, jak w tej sztuce” – opowiada PAP Haradnicki.
W następnych latach teatr występował w różnych miejscach, np. prywatnych mieszkaniach, aż udało mu się wynająć własne pomieszczenie, które nazwano „Chatką”. Ale jakiś czas temu milicja zaczęła wdzierać się na spektakle.
„Zabrali wszystkich widzów i aktorów na komisariat. Siedzieliśmy tam 3 godziny – opowiada o jednym z takich przypadków Haradnicki. - Na widowni było wtedy dwóch ambasadorów i od razu podniósł się szum w (niezależnej) prasie”.
„Aż któregoś dnia przed otwarciem 9. sezonu, gdy widzowie już siedzieli, a my byliśmy w kostiumach, przyszli i zabrali nam wynajmowane pomieszczenie” – dodaje Szauczuk.
Teraz zawiadomienia o terminach spektakli są rozsyłane przez internet osobom, które o to poproszą, i pojawiają się w portalach społecznościowych. Tylko ci, którzy się zapiszą na konkretną datę, dostają informację, gdzie i o której godzinie mają przyjść na przedstawienie.
Po wydarzeniach z grudnia 2010 r. Chalezin wraz z żoną, a także Szczerbań wyemigrowali do Londynu i teatr jest oficjalnie zarejestrowany właśnie tam. Dzięki Chalezinowi na rzecz przestrzegania praw człowieka na Białorusi występowali znani aktorzy brytyjscy, np. Jude Law.
Fakt, że obaj reżyserzy mieszkają za granicą, nie zagroził istnieniu teatru. „Próby odbywają się przez Skype’a - mówi Haradnicki. - Okazało się, że to w niczym nie przeszkadza. Nowoczesne technologie pomagają”.
W piątek zdecydowaną większość osób na widowni stanowili bardzo młodzi ludzie. Niektórzy mówili PAP, że przyszli po raz pierwszy, inni byli stałymi bywalcami. „Lubię ich przedstawienia, bo mówią o naszym życiu, a przy tym nie brakuje w nich humoru” – powiedziała jedna z dziewczyn. Inna podkreśliła, że do teatru przyciągnęło ją nowatorstwo formalne.
„Jesteśmy znani na całym świecie, a w kraju nie możemy się reklamować i utrudnia się nam granie” – podkreślił Haradnicki.
Aktorzy teatru nie wyobrażają sobie, by ich scena mogła uzyskać na Białorusi oficjalny status. „Władze nigdy się na to nie zgodzą na warunkach, na których my byśmy chcieli, tzn. żeby mieć swobodę twórczą” – podkreślił trzeci aktor „Ziemi nr 2” Andrej Urazau.
Z Mińska Małgorzata Wyrzykowska (PAP)
mw/ lm/ kot/