Prof. Lorentz był nie tylko doskonałym organizatorem, ale również dyplomatą – powiedział PAP prof. Andrzej Rottermund, b. dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie. 25 lat temu, 15 marca 1991 r., zmarł prof. Stanisław Lorentz, dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie w latach 1935-1982, promotor idei odbudowy Zamku.
PAP: Jest Pan uczniem profesora Lorentza. Czy Panów znajomość można nazwać relacją Mistrz-Uczeń?
Prof. Andrzej Rottermund: Moje relacje z profesorem Lorentzem i jego stosunek do mnie ewoluowały w czasie. Poznałem go jeszcze w trakcie studiów podczas prac zleconych jako przewodnik po wystawach Muzeum Narodowego. Oprowadzałem po ekspozycji „Dzieło polskie piętnastolecia” w 1960 r. Była ona podsumowaniem dorobku sztuki współczesnej pierwszych piętnastu lat PRL. Był to okres burzliwy w dziejach naszej sztuki. Przeszła ona długą drogę od doktrynalnego socrealizmu do sztuki abstrakcyjnej i awangardowej. Nie było to łatwe doświadczenie dla studenta trzeciego roku historii sztuki, ponieważ publiczność podchodziła do sztuki współczesnej z dużą rezerwą.
Profesor Lorentz bardzo lubił „podsłuchiwać” jak jego pracownicy oprowadzają zwiedzających. Wmieszał się on w oprowadzaną przeze mnie wycieczkę i słuchał. Ten „egzamin” wypadł dobrze. Widocznie przekonałem Profesora, który sceptycznie podchodził do sztuki współczesnej, że mój kontakt ze zwiedzającymi jest zadowalający. To był mój pierwszy kontakt ze Stanisławem Lorentzem.
Oczywiście pomiędzy nami był ogromny dystans, mimo że uczęszczałem na seminarium profesora. Po ukończeniu przeze mnie czwartego roku zaprosiłem Profesora na mój ślub i wesele, które zaszczycił swoją obecnością. W kolejnych latach wielokrotnie spotykałem Profesora na niedzielnych spacerach w Parku Ujazdowskim, ponieważ mieszkaliśmy w tej samej okolicy.
Wtedy również rozpocząłem pracę w Muzeum Narodowym. Jeszcze przed obroną pracy magisterskiej profesor Lorentz uczynił mnie swoim asystentem i polecił stanąć na czele zespołu opracowującego rysunki architektoniczne ze zbiorów Muzeum Narodowego. Nieco później zajmowałem się na jego polecenie porządkowaniem dorobku słynnego architekta Bohdana Pniewskiego. Efektem prac była pierwsza wystawa architektoniczna w Muzeum Narodowym.
Były to cały czas stosunki uczeń-mistrz. Co dwa tygodnie uczestniczyłem w seminarium doktorskim profesora Lorentza. W 1971 r. gdy zapadła decyzja o odbudowie Zamku Królewskiego profesor na półtora roku zwolnił mnie z części obowiązków zawodowych, abym mógł dokończyć i obronić pracę doktorską. W 1973 r. nominował mnie na kuratora oddziału Muzeum Narodowego jakim był Zamek Królewski w Odbudowie. Wówczas nie była jeszcze gotowa bryła Zamku, ale rozpoczynaliśmy już prace nad projektami wyposażenia wnętrz. Stałem się wówczas prawą ręką profesora w najważniejszej dla niego sprawie jaką była odbudowa Zamku. Gdy dwa lata później zostałem wicedyrektorem Zamku, nie mając wielkiego doświadczenia zarządzania tak wielką instytucją profesor Lorentz „tuszował” moje błędy. W tym okresie zostałem również jego zastępcą po śmierci profesora Kazimierza Michałowskiego.
Wkrótce później wraz z profesorem zaangażowaliśmy się w działalność w Solidarności zajmując się między innymi przygotowywaniem Kongresu Kultury. Działalność ta skończyła się dla nas obu katastrofalnie po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy zostaliśmy zwolnieni z pracy w Muzeum.
PAP: Jak profesor przyjął zwolnienie po niemal pół wieku pracy?
Prof. Andrzej Rottermund: Profesor mając przeszło 80 lat był w innej sytuacji niż ja. Miał on bardzo zdecydowane poglądy i nastawienie do takich spraw jak uczciwość i wierność swoim przekonaniom. Nigdy nie ulegał żadnym naciskom. Liczył się więc z takimi konsekwencjami. Dlatego musiał odejść z Muzeum Narodowego. Dla mnie znaczyło to utratę „miejsca na ziemi”, przerwanie moich planów zawodowych. Musiałem szukać pracy. Szczęśliwie „przytulił mnie” PAN-owski Instytut Sztuki.
Ewolucję stosunku profesora Lorentza do mnie mogę obserwować po dedykacjach w podarowanych mi książkach. Na początku były bardzo oficjalne: „Panu magistrowi”, „Panu doktorowi”. Później zaś pisał „z przyjaźnią”, stosunek był bardziej przyjacielski, prawie ojcowski. Nasze relacje były więc w ostatnich latach życia profesora bardzo blisko i wspólnie pracowaliśmy nad przeprowadzeniem Zamku i Muzeum Narodowego przez ten trudny okres.
PAP: Czy był bardzo wymagającym szefem?
Prof. Andrzej Rottermund: Profesor miał przede wszystkim solidną wiedzę wynikającą nie tylko ze swoich studiów, ale również wieloletniej pracy od czasów pełnienia funkcji konserwatora zabytków województw wileńskiego i nowogródzkiego. Miał ogromne umiejętności i wiedzę na temat zabytków. Dlatego z tak wielką wprawą prowadził prace Muzeum Narodowego. Dziś często zapomina się, że częścią Muzeum były Łazienki Królewskie, Pałac w Wilanowie, Pałac Nieborów i Arkadia. Wszystkie składały się na „królestwo” Stanisława Lorentza.
Był także znakomitym taktykiem. Obserwowałem jak rozgrywał bardzo trudne sprawy Muzeum Narodowego. Przetrwał na swoim stanowisku 48 lat. Prowadząc na Uniwersytecie Warszawskim zajęcia z historii muzealnictwa polskiego sięgam do zbiorów Archiwum Akt Nowych, gdzie znajduję listy z groźbami kierowanymi przez władze w stosunku do profesora. Potrafił jednak zawsze tak formułować swoje racje, aby służyło to Muzeum Narodowemu.
Był nie tylko doskonałym organizatorem, ale również doskonałym dyplomatą. Te cechy doskonale się uzupełniają. Jego wiedza, którą mi przekazał, była bezcenna podczas prowadzenia przeze mnie Zamku i innych instytucji, bowiem niezależnie od czasów i ustroju takie umiejętności są bardzo przydatne.
Andrzej Rottermund: Profesor miał przede wszystkim solidną wiedzę wynikającą nie tylko ze swoich studiów, ale również wieloletniej pracy od czasów pełnienia funkcji konserwatora zabytków województw wileńskiego i nowogródzkiego. Miał ogromne umiejętności i wiedzę na temat zabytków. Dlatego z tak wielką wprawą prowadził prace Muzeum Narodowego.
PAP: Jeszcze większym poświęceniem Stanisław Lorentz wykazał się w trakcie wojny, gdy m.in. ratował pomnik Jana Kilińskiego przed zniszczeniem przez Niemców. Również po 1945 r. wiele ryzykował chroniąc zabytki, które przetrwały zawieruchę wojenną.
Prof. Rottermund: Przede wszystkim Stanisław Lorentz odegrał ogromną rolę w ratowaniu Zamku Królewskiego we wrześniu 1939 r. Dzięki jego odwadze i zdecydowaniu można było przenieść jeszcze przed wkroczeniem wojsk niemieckich najważniejsze dzieła ze zniszczonego Zamku do magazynów Muzeum Narodowego.
Znacznie bardziej ryzykowne było ratowanie fragmentów wystroju zamkowego w trakcie okupacji. Udało się wówczas uratować fragmenty boazerii, podłogi, kominki. Robiono to z niezwykłą precyzją. Na przykład w Sali Audiencjonalnej było siedem rodzajów rozet boazeryjnych i każdą z nich udało się ocalić.
Profesor Lorentz miał świadomość, że Zamek jako symbol naszej państwowości i niezawisłości zostanie zniszczony. Dlatego już w 1939 r. rozpoczął przygotowania do odbudowy, podejmując się tak trudnych prac jak zdejmowanie fresków. Niestety nie powiodło się uratowanie plafonów zamkowych.
Profesor opowiadał mi, że wielką rolę w operacji ratowania zabytków odegrał Antoni Wieczorkiewicz, kurator Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, które było oddziałem Muzeum Narodowego. Miał on związki z podziemiem i gdy został aresztowany, profesor Lorentz spotkał się z przedstawicielem Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, aby przedstawić stan organizacji konspiracyjnej w środowisku muzealnym. Wysłannikiem AK okazał się późniejszy wybitny historyk Aleksander Gieysztor. Podczas spotkania w spalonym Pałacyku Przezdzieckich obaj panowie rozmawiali o zabezpieczeniu uratowanych fragmentów Zamku.
Po powstaniu warszawskim w „akcji pruszkowskiej” pod kierunkiem profesora Lorentza udało się wywieźć ze niszczonej przez Niemców Warszawy część zbiorów Muzeum Narodowego. Wielką rolę odegrał wówczas również prof. Jan Zachwatowicz.
Po wojnie Lorentz rozpoczął poszukiwania zabytków i zbiorów bibliotecznych wywiezionych z Warszawy. W 1945 r. stanął na czele Departamentu Muzeów i Ochrony Zabytków w Ministerstwie Kultury. Na Dolnym Śląsku wysłana przez niego grupa poszukiwawcza odnalazła obrazy Matejki.
Dzięki brawurowej akcji profesor Lorentz uchronił przed splądrowaniem przez Armię Czerwoną Pałac w Nieborowie. Zabezpieczył również pałac w Wilanowie. Dzięki temu z tych rezydencji niemal nic nie skradziono. Był to heroiczny okres w życiu profesora.
PAP: Drugim heroicznym okresem w życiu Stanisława Lorentza była walka o odbudowę Zamku Królewskiego. Jak Lorentz - urzędnik sanacyjnej Polski - był traktowany przez komunistyczne władze?
Prof. Rottermund: Charakterystyczne jest, że swoją książkę zatytułował „Walka o odbudowę Zamku”. Najpierw prowadził ją z okupantem niemieckim, ale później z tzw. władzą ludową. Profesor zawsze prowadził z władzą pewną grę. Bardzo pomagał mu jego prestiż krajowy i międzynarodowy, który powstrzymywał władze przed ostrzejszymi reakcjami na naciski profesora w sprawie odbudowy Zamku. Było to szczególnie widoczne w latach rządów Władysława Gomułki, gdy profesor Lorentz bardzo mocno narażał się I sekretarzowi PZPR, który był osobistym wrogiem odbudowy Zamku. Uzasadniał to politycznie, ideologicznie i ekonomicznie. Uważał, że dopóki on rządzi nie będzie odbudowy. Mimo to profesor Lorentz podejmował walkę na przykład poprzez pisanie listów i memoriałów do władz oraz tworzenie komitetów poparcia dla odbudowy Zamku, również za granicą, np. w Londynie.
Miał z tego powodu wiele problemów. Gdy pod koniec lat sześćdziesiątych zbliżały się siedemdziesiąte urodziny profesora, w Muzeum Narodowym szalała Najwyższa Izba Kontroli. Celem władz było znalezienie potknięć dyrektora, które ułatwiłyby jego zwolnienie.
Przygotowywaliśmy wówczas księgę pamiątkową poświęconą profesorowi, zatytułowaną „Muzeum i Twórca”. Jako sekretarz tej publikacji byłem wielokrotnie wzywany na rodzaj przesłuchań. Pytano za czyje pieniądze powstaje księga oraz czy nie pracuję nad nią w czasie służbowym. Widziałem nienawiść wobec profesora.
Tworzono pozory afer, w które miał być zamieszany. Między innymi sugerowano, że uczestniczył w wywozie z Polski biżuterii Radziwiłłów. Były to najpodlejsze oskarżenia.
PAP: Jaki był wpływ profesora Lorentza na ostateczny kształt Zamku Królewskiego?
Prof. Rottermund: Profesor miał decydujący wpływ na sformułowanie programu przyszłej instytucji muzealnej, jaką stać się miał Zamek Królewski oraz na wyposażenie sal zamkowych. Tak jak prof. Jan Zachwatowicz odpowiedzialny był za kształt architektoniczny, tak prof. Lorentz za wnętrza zamkowe. Profesor stał na czele tzw. kuratorium zamkowego, które tworzyli: on oraz profesorowie: Zachwatowicz i Gieysztor. Pracownicy oddziału zamkowego Muzeum Narodowego, uzupełniali skład kuratorium, dostarczając odpowiedni materiał archiwalny oraz propozycje wprowadzenia do wnętrz konkretnych dzieł sztuki.
Chciałbym raz jeszcze podkreślić rolę Muzeum Narodowego w Warszawie w odbudowie Zamku. Muzeum to stało się „kwaterą główną” w procesie urządzania wnętrz zamkowych, a dowodził nią profesor Lorentz.
Andrzej Rottermund: Młodzi muzealnicy powinni pójść drogą wskazaną przez profesora. Powinni brać przykład z kogoś, kto przez całe życie walczył o ochronę dziedzictwa narodowego, narodowych symboli, zespołów zabytkowych. To są wartości ponadczasowe.
PAP: Czego współcześni młodzi muzealnicy mogą nauczyć się od profesora Stanisława Lorentza?
Prof. Rottermund: Przede wszystkim wielkiej solidności i oddania dla pracy. W trakcie mojej wieloletniej znajomości z profesorem nigdy nie rozmawialiśmy o wysokości mojego wynagrodzenia, czy innych przywilejach pracowniczych. O tym się nie mówiło. Takie było podejście profesora do pracy oraz do roli i obowiązków muzealnika. Profesor spełniał misję, a nie pracował.
Młodzi muzealnicy powinni pójść drogą wskazaną przez profesora. Powinni brać przykład z kogoś, kto przez całe życie walczył o ochronę dziedzictwa narodowego, narodowych symboli, zespołów zabytkowych. To są wartości ponadczasowe. Mimo że profesor widział muzea oczami człowieka pierwszej połowy XX wieku, to co przekazywał w warstwie aksjologicznej jest przecież nadal aktualne.
PAP: Czy widzi pan, że młodzi muzealnicy właśnie tak traktują dziedzictwo Stanisława Lorentza?
Prof. Rottermund: Myślę, że tak. Jest bardzo wiele osób zaangażowanych w służbę polskiej kulturze i ochronę jej dziedzictwa. Miałem okazję przekonać się o tym w trakcie pracy nad wielkimi przedsięwzięciami, takimi jak odnowa Pałacu pod Blachą, Arkad Kubickiego, porządkowaniu otoczenia Zamku i Ogrodów. To wszystko nie byłoby możliwe bez młodych, oddanych kulturze ludzi.
Również kiedy zaczynaliśmy prace w Zamku ponad 35 lat temu, zespół pracowników był złożony z młodych ludzi i dzisiaj możemy powiedzieć, że sprostali największym wyzwaniom. Postawy i wzory postępowania w ochronie dziedzictwa pozostawione nam przez profesorów Lorentza, Zachwatowicza i Gieysztora przyczyniły się bez wątpienia do sukcesu młodego zespołu pracowników. Dlatego popiersia tych trzech osób witają nas dzisiaj w Galerii Owalnej na parterze, kiedy wchodzimy do Zamku. Osoby te pozostały w pamięci każdego z nas.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/ jra/