14.07.2010. Katowice (PAP) - Bitwa pod Grunwaldem była przez króla Jagiełłę przemyślana, dobrze przygotowana taktycznie i logistycznie - ocenia znawca średniowiecza, prof. Idzi Panic z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Jego zdaniem, także domniemaną ucieczkę Litwinów z pola bitwy należy postrzegać raczej jako manewr taktyczny.
14.07.2010. Katowice (PAP) - Bitwa pod Grunwaldem była przez króla Jagiełłę przemyślana, dobrze przygotowana taktycznie i logistycznie - ocenia znawca średniowiecza, prof. Idzi Panic z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Jego zdaniem, także domniemaną ucieczkę Litwinów z pola bitwy należy postrzegać raczej jako manewr taktyczny.
"Historycy sprzeczają się o to, bo mamy relatywnie mało źródeł informacji. Te, które są, wskazują na pewno na dwie rzeczy: że Litwini nie wytrzymali pierwszego uderzenia krzyżackiego i zaczęli się wycofywać bądź, jak chcą niektórzy, uciekali. Część historyków, do której i ja się skłaniam, twierdzi, że to był niejako manewr odciągający część oddziałów krzyżackich od głównego pola walki" - powiedział w środę PAP profesor.
Jego zdaniem, fakt, że oddziały litewskie powróciły później na pole bitwy, potwierdza, że był to rodzaj manewru; możliwe, że celowo zaplanowanego. Mogło chodzić o odciągnięcie lub spowolnienie ataku krzyżackiego. Według profesora, gdyby rzeczywiście doszło do panicznej ucieczki z pola bitwy, sprawny powrót kilkunastu tysięcy Litwinów do walki byłby niemożliwy.
Część historyków - jak mówił profesor - w ocenie roli i postawy wojsk litewskich podpiera się relacjami o grupie Litwinów, którzy po ucieczce spod Grunwaldu zatrzymali się dopiero w Wilnie, gdzie obwieścili o klęsce. Prof. Panic wątpi, aby była to duża grupa; raczej była to niewielka część pospolitego ruszenia, która zdezorientowana manewrem uciekła. Pozostali jednak powrócili.
"Nie wierzę, że gdyby to była paniczna ucieczka, Witold zdołałby na nowo zebrać kilkanaście tysięcy ludzi i przyprowadzić ich sprawnie na pole walki. Znamy bitwy, gdy armia rzucała się do panicznej ucieczki - wtedy nikt nad nią nie panuje. Natomiast Witold wprowadził te jednostki ponownie do bitwy" - podkreślił historyk.
Przypomniał, że wojska litewskie (wraz z trzema chorągwiami smoleńskimi) liczyły ok. 12 tys. Chaotyczna ucieczka tak licznego wojska byłaby nie do zatrzymania w taki sposób, jak np. podkanclerzy Mikołaj Trąba zatrzymał uciekającą chorągiew św. Jerzego, złożoną z Czechów i Morawian. Żołnierze ci wrócili na pole bitwy i dzielnie walczyli. "Jedną chorągiew, która nie ucieka z przerażeniem daleko, a jedynie do obozu, można zatrzymać. Natomiast nikt nie zawróci paru tysięcy osób, uciekających na łeb na szyję" - ocenił profesor.
Jego zdaniem, logika tej sytuacji podsuwa myśl, że wycofanie się wojsk litewskich było mniej lub bardziej przygotowanym manewrem. Prawdopodobnie Litwini dlatego atakowali pierwsi, bo dysponowali lżej uzbrojonym wojskiem. "Jagiełło wiedział, że jeżeli będą jakieś przeszkody terenowe, to lekka jazda szybciej wyhamuje niż ciężka. Nawet gdy żołnierz lekkiej jazdy spadnie z konia, jest się w stanie pozbierać" - argumentował prof. Panic.
Przypomniał, że siły wojsk polskich i krzyżackich były niemal równe - po 51 chorągwi, każda od ok. 80 do ponad 200 osób; w sumie ok. 16-18 tys. osób (niektórzy historycy mówią o 15 tys.) po każdej ze stron. Litwa wystawiła ponad 30 chorągwi, w sumie ok. 12 tys. osób (wraz z trzema chorągwiami smoleńskimi dowodzonymi przez brata Jagiełły), co dawało wojskom polsko-litewskim znaczącą przewagę.
"Te proporcje są jednoznaczne - świadczą, że była to wojna, w której Litwa była stroną uzupełniającą, ale bardzo ważną. W proporcjach +jeden na jeden+ nie wiemy, jak by się ta bitwa potoczyła. Udział litewski jest ważny, ale nie najważniejszy" - powiedział prof. Panic; przypomniał, że gdyby nie Litwa, do tej wojny by nie doszło.
"Polska wspierała Litwę w jej walce o Żmudź, czyli de facto Polska została wciągnięta w wojnę, chociaż Jagiełło do niej świadomie zmierzał, bo ona w perspektywie mogła być nieunikniona. Król zmierzał więc do tej wojny, wybierając najdogodniejszy dla siebie moment" - wyjaśnił historyk.
Jego zdaniem, tezę o tym, że wycofanie się Litwinów było rodzajem manewru, a plan całej bitwy był skrupulatnie przemyślany, potwierdza m.in. ustawienie chorągwi smoleńskich. "Gdy Litwini uciekli bądź cofnęli się, te chorągwie blokowały możliwość ataku, który zresztą Krzyżacy podjęli, w bok polskiej formacji. Dzięki temu wojska krzyżackie nie były w stanie wbić się w bok walczących - wtedy byłaby rzeź" - powiedział profesor.
"Oddziały smoleńskie nie uciekały; z kolei w tym czasie chorągwie polskie częściowo przegrupowały się i dokonały w to miejsce uderzenia na oddziały krzyżackie - to także wygląda na świadomy manewr, który należy postrzegać w połączeniu z manewrem Litwinów i ustawieniem armii polskiej" - wyjaśnił.
Prof. Panic wyliczał inne poprzedzające bitwę działania Jagiełły, świadczące o precyzyjnych, logicznych i taktycznych przygotowaniach do walki. Dzięki temu można było przeprowadzić bitwę niejako na własnych zasadach. Takie działanie widać - jak mówił profesor - już w momencie, gdy wojska krzyżackie uniemożliwiły polskim przebycie Wisły w wybranym początkowo miejscu. Wówczas Polscy obeszli wojska krzyżackie, przechodząc w okolice Grunwaldu.
Władysław Jagiełło przypuszczał i - zdaniem profesora - miał rację, że Krzyżacy będą chcieli rozegrać bitwę metodami znanymi z wojny 100-letniej, z wykorzystaniem terenu, przygotowaniem umocnień polowych i pułapek, które pozwalałyby łatwo zaatakować armię polską. Działania Jagiełły uniemożliwiły to.
Obchodząc czekającą w pobliżu rzeki armię krzyżacką Jagiełło zarządził totalną ciszę - nie można było palić ognisk, używać trąbek, a przed polskimi wojskami kroczył oddział na wypadek zasadzki. Tak wojska przedostały się w pobliże późniejszego pola bitwy, zmuszając Krzyżaków do przegrupowania sił. Gdy na dodatek 13 lipca wojska polskie spaliły niewielki gród, Krzyżacy musieli przyspieszyć marsz, by powstrzymać niszczenie terytorium swojego państwa.
"To oznacza, że Krzyżacy nie mieli czasu na wypoczynek. Tymczasem swoim wojskom Jagiełło kazał 14 lipca wypoczywać" - podkreślił profesor, przywołując taktykę stosowaną w przeszłości przez Mongołów, dbających o to, by pole bitwy było dla nich dogodne, a żołnierze wypoczęci. Ważne było również to, że Jagiełło zgromadził wojska polsko-litewskie między dwoma lasami, więc Krzyżacy nie byli w stanie zaatakować z boku. Tym samym bitwa musiała rozegrać się - jak chciał Jagiełło - w stylu klasycznym, a nie okopowo-terenowym.
Innym zabiegiem polskiego króla były dwie msze, które poprzedziły bitwę. Historyk przypuszcza, że o ile pierwsza mogła wynikać z pobudek czysto religijnych, druga miała także inne zadania. "Wojska polskie i litewskie potrzebowały czasu, żeby ustawić się w szyki. Wymuszona przez Jagiełłę obecność dowódców na tej mszy sprawiała, że chorągwie nie mogły ruszyć do walki samoistnie, bo to by się dla nich skończyło fatalnie. Jagiełło zyskał natomiast czas na odpowiednie ustawienie wojska" - powiedział prof. Panic.
W tym czasie gotowi do bitwy, odziani w zbroje Krzyżacy stali w pełnym słońcu. "Widać, że Jagiełło ewidentnie przygotowuje bitwę w ten sposób, by na starcie ustawić własne siły, rozeznać przeciwnika i trochę go już przed bitwą zmęczyć" - mówił historyk; jego zdaniem, gdyby to Jagiełło dowodził Krzyżakami, a wielki mistrz krzyżacki wojskami Polski i Litwy, wynik starcia byłby prawdopodobnie odwrotny.
"Gdyby atak krzyżacki nastąpił w momencie organizowania się wojsk polskich, chorągwie polskie mogły być rozbijane po kolei. Ale przez to, że Jagiełło częściowo ustawił wojska częściowo w lesie, Wielki Mistrz nie miał pewności, czy atak nie nastąpi również z boku, z tego lasu" - zauważył profesor. Jak mówił, gdyby choć część armii krzyżackiej uderzyła, np. w formie rozpoznania, Krzyżacy zorientowaliby się, że wojska polskie dopiero ustawiają się w szyk; wówczas mogliby wygrać bitwę.
Prof. Panic zwrócił również uwagę, że szyk wojsk polsko-litewskich pod Grunwaldem nie był "płotowy", a bardzo głęboki. Dzięki temu chorągwie zmęczone walką można było płynnie zastępować innymi, czekającymi w głębi. "Ta wymiana walczących chorągwi odbywała się wówczas bez bałaganu, żołnierze nie tratowali własnych walczących. To zastosował Jagiełło; być może tu jest tajemnica, że pod Grunwaldem straty polskie były małe, rzędu 2-2,5 tys. ludzi, przy straszliwych stratach krzyżackich, co najmniej 8 tys. osób" - podsumował profesor.
Jego zdaniem, choć Krzyżacy byli pod Grunwaldem niewątpliwi lepiej uzbrojeni, potyczka tak naprawdę rozegrała się w strategii przygotowania bitwy i w taktyce na polu walki.
Zapraszamy do obejrzenia wywiadu z prof. Mirosławem Nagielskim "Zmarnowane zwycięstwa polskiego oręża".
(PAP)
mab/ ls/