Poszukując pamiątek po polskich żołnierzach, którzy osiedli w okolicach Bristolu po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej, odwiedzałem antykwariaty i targi staroci. Tam nawiązałem kontakt z kolekcjonerem medali wojskowych.
Podczas jednej z rozmów, poruszył on temat brytyjskiego żołnierza, który po ucieczce z niemieckiej niewoli działał w polskim ruchu oporu w okolicach Wejherowa. Zainspirowałem się tym, a kiedy otrzymałem od niego zeskanowany materiał z książki „Nad Ślęzą – Zarys walk Kaszubow lesockich”, wydanej w drugiej połowie lat 70-tych, wiedziałem, że nie odpuszczę. Temat wart był dalszych poszukiwań.
Dotarłem do niemal nikomu nieznanej historii Żołnierza Wyklętego, walczącego w szeregach Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski”, wywodzącej się w prostej linii ze Stronnictwa Narodowego.
Jest to historia niezwykła i tak barwna, że mogłaby posłużyć za ciekawy scenariusz filmowy. Chciałem odnaleźć członków rodziny tegoż żołnierza i nawiązać z nimi kontakt. On sam, gdyby żył, niedługo obchodziłby setne urodziny.
Zamieściłem ogłoszenie w lokalnej gazecie „Bristol Post”. Jeszcze w tym samym dniu, kiedy gazeta ukazała się w punktach sprzedaży, skontaktował się ze mną wnuczek owego żołnierza. Zaraz potem zgłosiła się jego córka, która jak się okazało, mieszka zaledwie dwie ulice od mojego domu.
Następnego dnia, siedząc przy tradycyjnej angielskiej herbacie, wsłuchiwałem się w kolejne szczegóły życia tego niezwykłego człowieka, który pięciokrotnie uciekał z niemieckiej niewoli. Walczył w holenderskim i polskim ruchu oporu.
Młodość, służba w wojsku brytyjskim i niewola
Robert Henry Easterbrook urodził się 23 września 1915 roku w Bristolu, przemysłowym mieście południowo-zachodniej Anglii. Z wykształcenia był maszynistą kolejowym, a w latach 1934-1937 pełnił zasadniczą służbę wojskową w charakterze mechanika w jednostce transportowej m.in. w Hong Kongu. Batman, bo tak zwracali się do niego w dzieciństwie koledzy, był sportowcem atletycznej budowy - amatorem, szczególnie utalentowanym w boksie. W armii brytyjskiej pełnił także funkcje instruktora odpowiadającego za wyszkolenie fizyczne żołnierzy.
15 sierpnia 1939 r. został ponownie zmobilizowany, by po niedługim czasie wraz z całą swoją jednostką znaleźć się na terenie Francji. Wiosną 1940 r. podjął walkę z nacierającymi ugrupowaniami niemieckimi i znalazł się w okrążeniu. 6 czerwca 1940 r. jego oddział dostał się do niewoli niemieckiej w okolicach Dunkierki, lecz on po przebraniu się w cywilne ubranie i spaleniu swoich dokumentów wyszedł z okrążenia.
Szybko został jednak skierowany do obozu dla uchodźców. Po dwóch dniach, pod osłoną nocy, wspólnie z innym więźniem wyczołgał się z obozu. 100 km dalej został zatrzymany przez patrol niemiecki i wraz ze swoim towarzyszem trafił do obozu pracy w miejscowości Cambrai we Francji.
Pod koniec lipca Batman po raz trzeci wymknął się z niewoli. Tym razem oszukał strażnika, wmawiając mu, że w piwnicach znajduje się wino. Kiedy Niemiec zachęcony możliwością wypicia darmowego alkoholu zszedł do piwnicy, Batman zbiegł. Jednak już kilka dni później ponownie został zatrzymany i trafił ponownie do obozu.
W sierpniu 1940 r. wraz z innymi więźniami został zapakowany do wagonów. W okolicach Dortmundu wspólnie z innym więźniem wydostał się przez okno na dach pociągu, z którego w biegu zeskoczył. Po raz kolejny pokazał swój niezwykły spryt i chęć zachowania wolności. Po przebyciu ponad 130 km, przy pomocy holenderskiego ruchu oporu dotarł do Eindhoven w Holandii.
Tam został zatrzymany przez niemiecką policję i skierowano go do Stalagu XX B w Malborku. W obozie tym, przeznaczonym dla jeńców wojennych z krajów Europy Zachodniej, w szczytowym okresie przebywało ponad 9000 żołnierzy z Wielkiej Brytanii. Przez jakiś czas Bobby, bo taki zyskał tam przydomek, pełnił funkcje angielskiego komendanta tego obozu. Później skierowano go do prac polowych na Żuławach.
Sąd wojenny i ucieczka
Rodzina Bobbyego przez dłuższy czas uważała go za zaginionego. Przypuszczano, że poległ pod Dunkierką podczas ewakuacji jednostek angielskich. On jednak znalazł się w okupowanej przez najeźdźców Polsce. Po pewnym czasie wdał się w bójkę i rozbroił pilnującego go SS- mana, za co od maja do września 1942 r. przebywał w celi karnej oczekując na rozprawę. Sąd wojenny w Gdańsku za ten czyn skazał go na 3 lata więzienia, lecz po apelacji wyrok ten skrócono do sześciu miesięcy.
Oczekując na uprawomocnienie się wyroku poznał innego Brytyjczyka - Paddiego. Horacy Johnson, bo tak nazywał się nowy znajomy, od tego czasu stał się nieodłącznym towarzyszem wojennej tułaczki. Wspólnie postanowili zbiec z obozu jenieckiego, co udało się 28 stycznia 1943 r. Najpierw podając się za innych więźniów przekupili papierosami pilnujących ich niemieckich strażników, którzy puścili ich do obozowej kantyny na kilka minut przed zmianą wartowników. Tam, wymienili się danymi z kolejną dwójką współtowarzyszy, którzy wrócili do więzienia w ich zastępstwie.
Oni znów zostali na noc w głównym obozie, a rano udali się do prac przy stacji kolejowej w Malborku. Stamtąd po przebraniu się w przygotowane w obozie cywilne ubranie, najzwyczajniej w świecie oddalili się z miejsca pracy.
Zdobywanie zaufania miejscowej ludności
Pierwsze schronienie znaleźli w Rybakach - tam spędzili noc. Uciekając przez Tczew, Starogard, Kościerzynę, Kartuzy dotarli na ziemię wejherowską. Kilka nocy spędzili w lesie lub w zagrodach położonych z dala od skupisk ludzkich. Okoliczna ludność serdecznie zajęła się Anglikami, narażając się w razie wpadki na niechybne represje okupanta. Wszędzie odnoszono się do nich z sercem, jak wspominali po latach. Informowano ich o poczynaniach Niemców, radzono dokąd najlepiej się udać i jak omijać najbardziej niebezpieczne rejony.
Paddy władał dość dobrze językiem niemieckim i dlatego on „zasięgał wszędzie języka”. Zbiedzy szybko uczyli się języka polskiego. W dniu 4 lutego 1943 r. dotarli w rejon Szemuda. Tam znaleźli schronienie na dłuższy czas. Początkowo przebywali u rolnika - Jakuba Herrmanna i u Józefa Grubby w Grabówce. Tego ostatniego Bobby poznał jeszcze w Gdańsku, kiedy został z obozu skierowany na teren tego miasta do wykonywania prac jako jeniec wojenny.
U Grubby czuli się jak w domu i to u niego w pobliskim lesie zbudowali pierwszy schron. Pomagała im w tym cała rodzina Grubbów i niektórzy sąsiedzi. W celu zmylenia czujności Niemców, często zmieniali miejsce pobytu. Przebywali w samym Szemudzie tuż pod bokiem posterunku żandarmerii, w Łebnie, Kamieniu, Przetoczynie. Ukrywali się również u rodziny Ziemianów w Okuniewie. Od nich otrzymali damską odzież, którą często zakładali.
Działalność bojowa
Chodzili zawsze uzbrojeni, mieli podrabiane dokumenty, a do dyspozycji rowery i odpowiednie karty rowerowe. Szczególnie groźny był dla nich wachmeister Bizowski, zwany Opą z Szemuda i drugi żandarm, przezwany Kubą. W czasie pobytu na terenie gminy Szemud, nosili się z zamiarem zlikwidowania znienawidzonego przez ludność kaszubską Bizowskiego. Mieli ku temu wielokrotnie okazje, ale świadomi, że za jednego Niemca zginąć może wielu Polaków i że czyn ten wywołać może represje wobec wszystkich mieszkańców gminy, powstrzymali się od zamachu.
Kiedy zainteresowanie żandarmerii ich pobytem na terenie gminy Szemud wzrosło, a Bizowski zaczął węszyć za "bandytami", przenieśli się do rodziny Kraftów w Nowym Dworze Wejherowskim. U tej wielodzietnej rodziny znaleźli troskliwą opiekę. Na wypadek zagrożenia, pobudowali w przyległym do zagrody lesie kolejny bunkier, z którego często korzystali. Nie chcąc być ciężarem dla głodzonych rodzin polskich, zaopatrywali się w żywność i inne artykuły we własnym zakresie.
Kontaktowali się z rodakami z obozu jenieckiego w tzw. Meksyku pod Gdynią i francuskimi kolegami więzionymi pod Zagórzem. Przebywali w Zbychowie, Reszkach, Bojanie, Wiczlinie, Szmelcie. Docierali do Wejherowa, Redy, Rumii, Chyloni, Gdyni i Gdańska.
Podczas pobytu na Kaszubach nasi bohaterowie mieli kilka niebezpiecznych spotkań z Niemcami. W Zbychowie podczas pobytu u rolnika Feliksa Kowalskiego, zagrodę i przylegle zabudowania otoczyli wejherowscy żandarmi. Wtedy to Paddy i Bobby pomagali młócić w stodole. Kiedy niemiecki podoficer wszedł z kilkoma żandarmami do stodoły, Paddy zachowując zimną krew, powiedział żartobliwie, że nadeszła pomoc w ciężkiej pracy. Niemcy szukali młodego mężczyzny, ale nie znajdując informacji na jego temat, odeszli. Kowalski wiedział, że chodzi o jego sąsiada kpr. Józefa Henniga, który uciekł z obozu jenieckiego.
Udało im się stworzyć polsko - angielską grupę bojową, która liczyła do 150 osób. Często przebywali w obozach jenieckich, gdzie zaopatrywali się w żywność, tytoń, czekoladę, mydło i inne towary. Jeńcy otrzymywali je w paczkach dostarczanych przez Czerwony Krzyż z państw neutralnych. Podczas jednej z takich wizyt we francuskim obozie w Meksyku, Bobby został zauważony przez strażników i zraniony w czasie pościgu.
Przez osiem miesięcy działalności, Bobby i Paddy zdobyli wiele broni, zabierając ją głównie niemieckim osiedleńcom. Często zostawiali listy z informacją, że „spłacą ją po wojnie”. Zajmowali się aktami sabotażu i jak twierdził Bobby, udało im się wykoleić pociąg z żołnierzami niemieckimi jadącymi na front wschodni.
Nawiązanie kontaktu z "Gryfem Pomorskim"
Anglicy zetknęli się po raz pierwszy z kaszubskim ruchem oporu wiosną 1943 r. Było to w Starej Pile, w leśniczówce koło Szmelty, zarządzanej przez polskiego leśniczego Romana Żurawkę. Tam spotkali się z członkiem komendy gminnej Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski" - Leonardem Kustuszem i przekazali mu część posiadanej broni. Dość często wymieniali informacje i spostrzeżenia na temat rozmieszczenia policyjnych i wojskowych sił wroga oraz inne interesujące obie strony informacje wywiadowcze.
Później, gdy leśniczy jako Eingedeutsche, został powołany do armii niemieckiej, a jego miejsce zajął inny pracownik, punktem kontaktowym Anglików z "Gryfem" były mieszkania konspiracyjne w Chyloni i Pogórzu. Współpracowali też z kolejarzami na stacji kolejowej Rumia-Zagórze, a później z różnymi grupami i komendami "Gryfa Pomorskiego".
Warto podkreślić, że dopiero kontakt Anglików z Czesławem Dakowskim, pseudonim "Profesor", który spełniał ważną rolę w wywiadzie "Gryfa" i Armii Krajowej powiązał ściśle działalność polsko-angielskiej grupy z działalnością TOW "Gryf Pomorski".
Wyjazd w głąb Polski, sowiecka niewola i powrót do Wielkiej Brytanii
Bobby był znany prawie w każdej wiosce na Lesokach, od Wejherowa do Gdańska. To dzięki lokalnej ludności, co podkreślał po wojnie, udało mu się przetrwać najtrudniejszy okres w swym życiu. Sława ta stawała się dla niego jednak niebezpieczna, Niemcy wyznaczyli wysoką nagrodę finansową za wskazanie miejsca jego pobytu.
W związku z możliwością dekonspiracji, w styczniu 1944 r. Robert Henry Easterbrook udał się w 6 - cio tygodniową podróż przez Toruń, Brodnice, Sierpc, Płońsk do Legionowa. Tam dołączył do bliżej nieznanego oddziału partyzanckiego walczącego w okolicach Marek, Radzymina i Wołomina. Przebywał w nim od lutego do końca lipca 1944r., kiedy to na ochotnika zdecydował się wraz z dwoma polskimi oficerami udać na tereny zajęte już przez Armię Czerwoną z prośbą o pomoc w wyzwoleniu Warszawy.
Aresztowany przez nowego okupanta i pozbawiony obuwia maszerował 180 k m do miejsca osadzenia, w okolice Radzynia Podlaskiego. Do Wielkiej Brytanii dotarł drogą morską w dniu 18 grudnia 1944 r. Po wojnie zajął się pracą na farmie. Miał córkę i syna.
Za wojenne zasługi otrzymał: DCM - Distinguish Conduct Medal, 1939-1945 Star oraz War Medal. Żadnego odznaczenia od władz polskich nie doczekał.
Zmarł 1 grudnia 1974 roku w swym rodzinnym Bristolu.
Krystian Ziętek