Po raz pierwszy od 1989 roku NATO uznało, że Rosja może być zagrożeniem, przed którym należy skutecznie się bronić - ocenił decyzje Sojuszu o wzmocnieniu wschodniej flanki dr Marcin Zaborowski z Center for European Policy Analysis (CEPA).
Jak dodał wiceprezes CEPA, rozczarowuje jednak liczebność sił NATO, które zostaną skierowane do Polski i państw bałtyckich.
"Decyzje szczytu NATO były przełomowe w tym sensie, że po raz pierwszy od 1989 roku NATO oceniło, że Rosja może być zagrożeniem i że Sojusz postanowił coś z tym zrobić, czyli umieścił w państwach bałtyckich i w Polsce jednostki, których zadaniem jest obrona przed Rosją" - powiedział dr Zaborowski.
"Nastąpiła zatem gwałtowna przemiana w myśleniu NATO na temat bezpieczeństwa i traktowania oraz podejścia do Rosji, jest świadomość, że przed Rosją należy się umieć skutecznie bronić. Takiej sytuacji do tej pory nie było" - powiedział ekspert.
Z drugiej strony - jak zaznaczył dr Zaborowski - "decyzje, które zostały podjęte przez NATO, nie zmieniają jednak w jakiś fundamentalny sposób równowagi strategicznej w regionie". W jego ocenie nadal jest ona niekorzystna dla NATO. "Rozczarowujące jest to, że to są tylko cztery bataliony, a szczególnie rozczarowujące jest to, że Polsce udało się uzyskać tylko jeden batalion, czyli udało nam się uzyskać taką liczebność sił, co Estonii, która jest wielokrotnie mniejsza" - powiedział Zaborowski.
Zwrócił uwagę, że według raportu instytucji eksperckiej finansowanej przez departament obrony USA, do obrony państw bałtyckich trwającej trzy dni NATO potrzebowałoby siedmiu brygad, które powinny znajdować się na miejscu. Jak dodał, zamiast tego zapadły decyzje o czterech batalionach a nie brygadach, dużo mniejszych liczebnie jednostkach, i włączeniu w te działania Polski. "To jest kropla w morzu potrzeb, które są tutaj ewidentne" - ocenił ekspert.
Jak powiedział Zaborowski, akcentowanie przez sekretarza generalnego NATO jednoczesnej woli prowadzenia konstruktywnego dialogu z Rosją wynika z tego, że "nie wszystkie państwa Sojuszu czują się z decyzją o wzmocnieniu wschodniej flanki komfortowo".
"To jest postawa w myśl porzekadła +damy Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek+, czyli prowadzona jest polityka dwutorowa, z jednej strony mówimy o otwarciu wobec Rosji i satysfakcjonujemy te państwa, które są przeciwne ustanawianiu zdolności obronnych, a z drugiej strony ustanawiamy w jakiejś tam bardzo małej mierze, i to niewystarczającej, zdolności obronne" - ocenił ekspert.
W jego ocenie Rosja na pewno zareaguje na decyzje NATO. "Poza protestowaniem może zareagować ulokowaniem większych zdolności na Białorusi i w regionie Kaliningradu, strasząc tym inne państwa europejskie. Z drugiej strony Rosja też ma świadomość, bo o tych decyzjach od dawna już wiedziała, że te cztery bataliony nie wypełniają strategicznego kontekstu w Europie środkowowschodniej" - ocenił dr Zaborowski. (PAP)
ali/ jra/