„Sposób życia” to tytuł wywiadu-rzeki, który z Pawłem Hertzem, pisarzem, tłumaczem, wydawcą, barwną postacią polskiego życia literackiego przeprowadziła dziennikarka, mistrzyni wywiadów Barbara N. Łopieńska. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Iskry.
Paweł Hertz (1918-2001) był człowiekiem głębokiej wiedzy i wielu talentów. Miał wiele wspaniałych dokonań, jako poeta prozaik, tłumacz, edytor. „Żył w okresie trudnym dla polskiego słowa, dla polskiej pamięci. A zrobił dla polskiego słowa, dla polskiej pamięci niewypowiedzianie wiele” – pisał o nim Wojciech Karpiński.
Książka „Sposób życia”, która jest właściwie wywiadem - rzeką, jaki z Pawłem Hertzem przeprowadziła w latach 90. XX wieku Barbara N. Łopieńska, jest próbą uchwycenia wymiaru tej postaci. „Co uderzało od pierwszych kontaktów z jego tekstami, co ulegało jeszcze spotęgowaniu w kontaktach z człowiekiem, to przede wszystkim odwaga kroczenia własną drogą, konsekwencja, pamięć i wrażliwość, suwerenność i poczucie służby” – pisał o Hertzu Karpiński.
Wojna go zagarnęła. Podzielił los setek tysięcy Polaków na ziemiach wschodnich; aresztowany 12 stycznia 1940 r. w restauracji, tej samej, gdzie później, w marcu, aresztowano Broniewskiego, Wata i innych, trafił do więzienia zamarstynowskiego we Lwowie. "W celi wypełnionej bez miary byli Polacy, Ukraińcy, Żydzi, wszyscy aresztowani z przyczyn politycznych" - wspominał w rozmowie z Łopieńską.
Paweł Hertz urodził się 29 października 1918 r. w Warszawie, jako syn Michała Hertza, inżyniera chemika i Pauliny z domu Turower. Z dzieciństwa zapamiętał niewiele: zapach rozgrzanej plaży w Sopocie, dom rodzinny na ulicy Hipotecznej w Warszawie. Gdy miał szesnaście lat wydał swoją pierwszą książkę, w 1937 r. - drugą. Naturalnie były to tomy wierszy. Był to czas - jak zdradza Łopieńskiej - gdy chodził po kawiarniach i poznawał mnóstwo ludzi; z Karolem Szymanowskim jeździł dorożką do kawiarni, bywał w "Atmie" w Zakopanem, poznał wtedy Michała Choromańskiego i Rafała Malczewskiego. A poza tym studiował we Francji, Austrii i Włoszech. Wobec tego, co zaczęło dziać się w hitlerowskich Niemczech zrezygnował ze studiów w Berlinie.
Wiele podróżował po Europie. O podróży do Włoch pisał "Moment, kiedy przejechałem po raz pierwszy pasmo dzielące Północ od Południa, będę pamiętał do końca. (...) Pobyt we Włoszech to nie przyjemność, tylko radość. Radość z oglądania świata". W 1939 r. Hertz mieszkał w Paryżu; chodził po muzeach, spotykał się z ludźmi, bywał w kawiarniach. "Chodziłem głównie po Montparnasse, bo Montmartre nie był już żadnym ośrodkiem, po Saint Germain-des-Pres, gdzie były te kawiarnie - +Deux Magots+, +Flore+ - teraz mityczne, a wtedy całkiem zwyczajne". Do Polski powrócił pod koniec lipca. We wrześniu wyjechał z Warszawy do majątku kuzynów pod Brześciem, stamtąd postanowił jechać do Lwowa. Do Warszawy nie zdołał powrócić.
Wojna go zagarnęła. Podzielił los setek tysięcy Polaków na ziemiach wschodnich; aresztowany 12 stycznia 1940 r. w restauracji, tej samej, gdzie później, w marcu, aresztowano Broniewskiego, Wata i innych, trafił do więzienia zamarstynowskiego we Lwowie. "W celi wypełnionej bez miary byli Polacy, Ukraińcy, Żydzi, wszyscy aresztowani z przyczyn politycznych" - wspominał w rozmowie z Łopieńską. Hertzowi postawiono zarzut szpiegostwa na rzecz Francji, akt oskarżenia przedstawiono w języku ukraińskim. W więzieniu był do listopada 1940 r., później znalazł się w transporcie. Po jeździe w bydlęcych wagonach, z długimi postojami w Chersoniu i Dniepropawłowsku, trafił do obozu w Iwdielu w okręgu świerdłowskim. Pracował przy okorowywaniu drzew. Przetrwał obóz.
Po pakcie Sikorski-Majski wyruszył w drogę na Południe "w łachmanach, bez butów, z chlebem i serem, które dość szybko znikły". Dojechał do miasteczka, gdzie był polski punkt zborny. Nazwisko Hertza było na liście osób poszukiwanych przez polską ambasadę. Dostał polecenie udania się do Ałma Aty, do delegatury ambasady. Hertz razem z Janiną z Heydów Piłatową pracować zaczął przy organizowaniu szkół dla polskich dzieci. Potem pracował, jako bibliotekarz w Samarkandzie.
Nie wyszedł z Armią Andersa. "Byłem powołany do służby cywilnej. Nie miałem w sobie i nie mam ducha żołnierskiego. Armia opuściła Rosję przed zerwaniem stosunków dyplomatycznych, ambasada i jej placówki działały normalnie. Gdybym mógł przewidzieć, że moja służba tak się skończy, uciekałbym, gdzie pieprz rośnie" - mówił w wywiadzie.
Nie mógł się zaciągnąć do Berlinga, bo miał dokumenty bezpaństwowca. Polski paszport zabrał funkcjonariusz NKWD podczas przesłuchania. Kiedy został zajęty Lublin, zaczęli poszukiwać go w Rosji przyjaciele. Janusz Minkiewicz wysłał dwa wezwania: wojskowe i cywilne. Hertz użył ich obu. W grudniu 1944 r. przez Moskwę pojechał do Polski. "Na jakimś odcinku - wspominał - pociąg nagle skręcił i pomyślałem, że nas cofnięto. Czułem się jakbym w ostatniej chwili miał być wtrącony do piekła, z którego los już pozwolił mi się wydostać".
Z Lublina pojechał do Warszawy. Pisał o tamtym pierwszym powojennym spotkaniu ze swoim miastem:”Wyjeżdżając z Rosji, nie zdawałem sobie sprawy ani z ogromu spustoszeń, ani z rozmiary zagłady. Miałem w myślach to, czego byłem świadkiem i po części uczestnikiem: powolne umieranie w obozie, gdzie ludzie giną z głodu, (...) z ciężkiej pracy, z zimna. Taki obraz spustoszenia, jaki przedstawiała Warszawa, spustoszenia mechanicznego, śmierci precyzyjnie organizowanej nigdy by mi nie powstał w głowie".
Przez pewien czas Hertz przebywał w Łodzi, gdzie funkcjonowały redakcje pism. Jak wspominał, jego sąsiadami w domu, w którym przydzielono mieszkania literatom, byli Żuławscy z synkami, Broniewski z drugą żoną, aktorką Marią Zarembińską, Pola Gojawiczyńska, Zofia Nałkowska, Ważyk, który chodził w mundurze z ogromnym rewolwerem u pasa. "Ten rewolwer i czako Sandauera przesądziły o moim cywilnym wyglądzie" - zaznaczył Hertz.
Z Lublina pojechał do Warszawy. Pisał o tamtym pierwszym powojennym spotkaniu ze swoim miastem:”Wyjeżdżając z Rosji, nie zdawałem sobie sprawy ani z ogromu spustoszeń, ani z rozmiary zagłady. Miałem w myślach to, czego byłem świadkiem i po części uczestnikiem: powolne umieranie w obozie, gdzie ludzie giną z głodu, (...) z ciężkiej pracy, z zimna. Taki obraz spustoszenia, jaki przedstawiała Warszawa, spustoszenia mechanicznego, śmierci precyzyjnie organizowanej nigdy by mi nie powstał w głowie".
Hertz należał wtedy do środowiska literackiego skupionego wokół "Kuźnicy", choć mogłoby się zdawać, że temu klasycznemu przedwojennemu inteligentowi bliżej będzie do zdecydowanie mniej marksistowskiego "Odrodzenia". Czasy te nazwie Hertz czasami kompromisu; do 1957 r. należał do PZPR.
Kompromis się skończył, gdy marcu 1964 roku zdecydował się podpisać List 34 w obronie wolności słowa. Od 1969 r. Hertz był członkiem zarządu polskiego PEN Clubu, w latach 1975–1978 był jego wiceprezesem. Od grudnia 1980 należał do zarządu Związku Literatów Polskich. jak też do Rady Duszpasterstwa Środowisk Twórczych, a w latach 1991–1995 do Rady do Spraw Stosunków Polsko-Żydowskich przy prezydencie RP. Był członkiem korespondentem Institut fuer die Wissenschaften vom Menschen w Wiedniu.
Jedną z najważniejszych sfer jego powojennego życia była praca edytorska. Od 1949 roku – przez niemal pół wieku Paweł Hertz pracował w Państwowym Instytucie Wydawniczym; pierwsze kontakty miał z tym wydawnictwem, gdy redaktorem naczelnym był Aleksander Wat. W tej oficynie ukazały się wszystkie książki Hertza a on sam prowadził rozległe działania wydawnicze. Praca edytora i tłumacza pozwalała mu zachować – jak sam podkreślał – niezależność w tej mierze, w jakiej było to wówczas możliwe. „Właściwie – powie w wywiadzie – miałem tam zupełna swobodę, możliwość urzeczywistniania wielu pomysłów wydawniczych”.
Hertz zajmował się literaturą rosyjską, tą klasyczną, nie sowiecką. Czytelnicy zawdzięczają mu wielotomowe edycje dzieł Turgieniewa, Tołstoja, Dostojewskiego. Pracował z najlepszymi tłumaczami, wśród których zdecydowanie wyróżniał Kazimierę Iłłakowiczównę, którą też uważał za świetną poetkę. „Anna Karenina” w jej przekładzie to według Hertza mistrzostwo; książka nadal ukazuje się w jej tłumaczeniu.
Z atencją Hertz wspomina grono PIW-owskich redaktorek: Jadwigę Dmochowską, Annę Krzymuska, Marie Wańkowiczównę. „Te trzy panie z wielką godnością przyjęły odmianę swego losu, a ponieważ jak wiele osób tej sfery, odznaczały się znajomością ludzi, ogólnym wykształceniem, znajomością języków(…) ich przemiana w redaktorki zajęła bardzo niewiele czasu”. „Najważniejsze, że znały polszczyznę w rozmaitych jej odmianach. Wiedziały jak mówi chłop na wsi, jak sklepikarz w miasteczku, jak inteligent w mieście”
Hertzowi, jako redaktorowi literatura polska zawdzięcza pierwsze po wojnie krajowe wydania poetów emigracyjnych. Pisał w posłowiu do tomu „Peregrynacje” Stanisława Balińskiego” najmłodszego Skamandryty, który po wojnie w Londynie wiódł trudny los pisarza na emigracji, odciętego od żywiołu języka polskiego: "Po czterdziestu niemal latach wracają do nas żurawim kluczem wiersze poetów, którzy po drugiej wojnie światowej z wyboru lub przymusu pozostali poza krajem, aby działać tam zgodnie ze swoim sumieniem i przekonaniami”.
Komentując pełną urody poezję Balińskiego, m.in. jego „Trzy poematy o Warszawie”, Hertz stworzył jedno z najbardziej przekonujących określeń poety narodowego. „Kiedy zastanawiałem się, co stanowi o piękności tych wierszy, dochodzę do wniosku, że jej źródłem jest dar utrwalania świata i jego spraw w wierszach usposabiających nas do głębokiej medytacji nad życiem polskim, nad jego realiami dziejowymi, których przypomnienie i wytłumaczenie sprawia, że ludzie, którzy kiedykolwiek w swoim życiu z nimi się zetknęli, nawzajem są sobie bliscy i tworzą serdeczną, obronną wspólnotę. Kto w obliczu niebezpieczeństw i zagrożeń z taka komunią przychodzi, staje się poetą narodowym”.
Książka Barbary N. Łopieńskiej, wybitnej polskiej dziennikarki, zwanej mistrzynią wywiadów, jest nie tylko zapisem porywającej rozmowy, podczas której Paweł Hertz wspomina swoje pasje pisarskie i wybory życiowe, która pokazuje jak z młodego człowieka poszukującego swojego miejsca w literaturze stał się wszechstronnym humanistą otoczonym już za życia literacką legendą. Ale jest to też rodzaj literackiego fresku, w którym indywidualna biografia pisarza ukazana jest na tle historycznych, dramatycznych odmian polskiego losu. (PAP)
Anna Bernat