Los polskich jeńców okresu I wojny światowej wciąż pozostaje jedną z bardziej zapomnianych kart naszej historii - mówi PAP Michał Janik z Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Na frontach tej wojny walczyło prawdopodobnie 3,5-4 milionów Polaków, a prawie 400 tysięcy z nich trafiło do niewoli.
PAP: Czy jesteśmy w stanie oszacować liczbę Polaków służących w armiach państw walczących w I wojnie światowej?
Michał Janik: Dysponujemy tylko orientacyjnymi rachubami, prawdopodobnie było to 3,5 - 4 milionów osób. Większość z nich służyła w armii rosyjskiej. Prawie 400 tysięcy z nich trafiło do niewoli.
PAP: Czy Polacy żyjący pod zaborami dążyli do uniknięcia poboru, czy raczej wykazywali się lojalnością wobec państw, których byli obywatelami?
Michał Janik: Relacje wskazują, że mobilizacja na ziemiach polskich w lipcu i sierpniu 1914 r. przebiegała bardzo sprawnie. Według wspomnień z Królestwa Polskiego rekruci zgłaszali się do punktów poborowych tłumnie i terminowo. Podobnie było na terenie Galicji, gdzie ludność żegnała odchodzące pułki kwiatami i śpiewem. Jeden z kronikarzy zapisał, że w krakowskich kawiarniach mieszały się melodie i słowa Mazurka Dąbrowskiego i hymnu austro-węgierskiego. Polacy w tych dwóch zaborach mieli nadzieję, że wojna przyniesie zmianę w sprawie polskiej i swoje oczekiwania wiązali z państwem, którego byli obywatelami.
Michał Janik: Mobilizacja na ziemiach polskich w lipcu i sierpniu 1914 r. przebiegała bardzo sprawnie. Według wspomnień z Królestwa Polskiego rekruci zgłaszali się do punktów poborowych tłumnie i terminowo. Podobnie było na terenie Galicji, gdzie ludność żegnała odchodzące pułki kwiatami i śpiewem.
PAP: Czy Polacy mieli nadzieję na pełną niepodległość, czy raczej na jakąś formę autonomii?
Michał Janik: W większości liczyli na autonomię, ich aspiracje były ograniczone. Dla Polaków z Galicji sukcesem byłoby przyłączenie ziem odwojowanego Królestwa Kongresowego i pozostanie w monarchii habsburskiej. Polacy w zaborze rosyjskim liczyli na zjednoczenie polskich ziem pod berłem rosyjskim.
Na tym tle wyróżnia się myśl Piłsudskiego, który z góry zakładał, że jego związek z Wiedniem ma charakter instrumentalny i taktyczny. Jak pokazał rok 1917, kiedy zmieniły się warunki geopolityczne i to państwa Ententy „przelicytowały” państwa centralne w obietnicach odbudowy niepodległej Polski, Piłsudski nie zawahał się zerwać tego sojuszu, wywołując tzw. „kryzys przysięgowy”.
PAP: Już latem 1914 r. na obu frontach mamy do czynienia z wielkimi bitwami – pod Tannenbergiem i nad Marną. Czy już wówczas dochodziło do przypadków przechodzenia Polaków na stronę przeciwnika lub dobrowolnego oddawania się do niewoli?
Michał Janik: Takie przypadki były odnotowywane, ale nie było ich wiele. W opinii dowódców armii austro-węgierskiej, aż do 1918 r. Polacy byli uważani za lojalnych żołnierzy. Trzeba podkreślić, że nieprawdziwe jest stereotypowe myślenie o masowych dezercjach, czy też braku woli walki żołnierzy austro-węgierskich. Pamiętajmy, że aż do końca roku 1914 na froncie wschodnim mieliśmy do czynienia z wojną manewrową. Często zdarzało się, że wielkie masy żołnierzy zostawały odcięte od pozostałych oddziałów i okrążone. Nie miały więc innej możliwości niż zaprzestanie walki.
PAP: Czy Polacy brani do niewoli przez Austriaków lub Rosjan byli traktowani inaczej niż przedstawiciele innych narodowości?
Michał Janik: Wszystkie państwa w czasie I wojny prowadziły własną politykę narodowościową wobec jeńców. Bardzo szybko pojawiły się tendencje do wyróżniania niektórych narodowości. Rosjanie próbowali różnicować los jeńców, licząc na nastroje panslawistyczne wśród Słowian. Dlatego starano się osadzać ich w europejskiej części Rosji, która uchodziła za „bardziej przyjazną” niż odległa, pusta i mroźna Syberia, oraz oferować pewne swobody w postaci choćby lepszych miejsc zakwaterowania, czy większej swobody opuszczania miejsc, w których byli przetrzymywani. Od początku jednak bezwład nieudolność władz na wszystkich szczeblach, w połączeniu z powszechną korupcją sprawiały, że lokalna rzeczywistość kompletnie rozmijała się z uchwalanymi przez władze centralne planami.
Polacy z armii niemieckiej brani do niewoli we Francji od 1915 roku byli osadzani w innych obozach niż Niemcy. Z kolei w przypadku Włoch dopiero militarna klęska pod Caporetto jesienią 1917 roku i polityczne trzęsienie ziemi skłoniły Włochów do śmielszego rozgrywania karty narodowościowej. Uchylili wówczas bramy obozów dla działających nad Tybrem polskich działaczy narodowych i niemrawo rozpoczęli koncentrację Polaków. W 1918 r. rozwinięto wśród nich działalność propagandową, która miała ich skłonić do wstępowania do wojska polskiego. Blisko 35 tys. jeńców z obozów włoskich zasiliło tworzącą się we Francji Armię Polską, stanowiąc połowę jej składu.
Polacy w niewoli austriackiej i niemieckiej, po ogłoszeniu aktu 5 listopada, mieli zostać wcieleni do planowanej Polskiej Siły Zbrojnej. Dlatego skoncentrowano ich w oddzielnych obozach. Z powodu rozmywania się całej koncepcji politycznej państw centralnych dotyczącej ziem polskich ostatecznie nie doszło do realizacji tych zamierzeń.
PAP: Gdzie jeszcze Polacy trafiali do niewoli?
Michał Janik: Rozrzut geograficzny jest w tym wypadku niesamowity. Kilkutysięczne grupy polskich jeńców znalazły się w Rumunii i Bułgarii. Polscy jeńcy znaleźli się również w Turcji. Los tych ostatnich był szczególnie trudny. Niewielka grupa kilkudziesięciu polskich jeńców oraz internowanych Polaków znalazła się w Australii i Japonii.
W samej Rosji widzimy wielkie zróżnicowanie geograficzne miejsc, do których trafiali Polacy. Możemy ich znaleźć wśród jeńców użytych do budowy kolei murmańskiej. Nadmieńmy, że spośród 70 tysięcy jej budowniczych, blisko 25 tysięcy zmarło z zimna, chorób i głodu. Polscy jeńcy trafiali również do Azji Środkowej i na wybrzeża Oceanu Arktycznego. Dla wielu była to więc pechowa i przypadkowa podróż życia, bardzo często w jedną stronę.
Szczególnie dramatyczny los spotkał jeńców w Serbii, wśród nich także Polaków. Na początku grudnia 1915 roku pod naporem ofensywy państw centralnych rozpoczęła się „wielka serbska Golgota” – ewakuacja królewskiego dworu, rządu, części armii, uchodźców w stronę adriatyckiego wybrzeża. Nakazano również ewakuację jeńców. Dwutygodniowego marszu przez dzikie i zimne góry Albanii nie przetrwało około 15 z 40 tysięcy jeńców. Nie był to koniec ich dramatu. Po przewiezieniu ich przez Włochów na leżącą niedaleko od Sardynii, małą, jałową wyspę Asinarę, dalszych 7 tysięcy zmarło, głównie na cholerę.
PAP: Kompletnie zapomnianą kategorią są tak zwani jeńcy cywilni, czyli osoby internowane z powodu swojego obywatelstwa...
Michał Janik: Na początku wojny walczące państwa internowały obywateli strony przeciwnej. Często byli to przedsiębiorcy prowadzący w tych państwach swoje interesy od wielu lat. Bardzo często ci ludzie doświadczali agresji ze strony miejscowych. Zachowane listy zawierają wiele skarg internowanych na swoją trudną sytuację materialną. Pewien Polak internowany we Francji skarżył się, że razem z innymi poddanymi austriackimi i niemieckimi został poturbowany przez wrogi tłum Francuzów, częste były oskarżenie o szpiegostwo na rzecz wroga. Dramatyczny los stał się udziałem także uchodźców i przymusowych wysiedleńców, którzy często tracili dorobek swojego życia i pozbawieni środków do życia zmuszani byli do osiedlenia się tysiące kilometrów od swoich dotychczasowych siedzib. Skala zjawiska była ogromna – badacze szacują, że w latach I wojny w Rosji znalazło się ok. 1 mln wygnańców z polskich guberni.
Michał Janik: Pierwsze miesiące wojny oznaczały dla Rosji lawinowy wzrost liczby jeńców, z którymi władze rosyjskie nie wiedziały co zrobić. Konsekwencją tego były fatalne warunki bytowe. Jeńców umieszczano w starych twierdzach, fabrykach, cyrkach i wszędzie, gdzie tylko się dało. Zgromadzenie ogromnych mas ludzi w jednym miejscu powodowało epidemie – głównie tyfusu. W obozie w Totskoje zimą 1915/1916 śmierć poniosło 7-10 tys. z 25 tys. jeńców.
PAP: W jakich warunkach przebywali polscy jeńcy w niewoli rosyjskiej?
Michał Janik: Warunki były bardzo zróżnicowane. Zupełnie inaczej toczyły się losy oficerów i szeregowców. Oficerowie otrzymywali gaże na początku wojny pozwalające im żyć dostatnio. Po jakimś czasie na skutek galopującej inflacji stały się one bardzo niskie. Po rewolucji bolszewickiej pojawiły się prześladowania o podłożu klasowym.
Zupełnie inaczej przedstawiała się sytuacja zwykłych żołnierzy. Pierwsze miesiące wojny oznaczały dla Rosji lawinowy wzrost liczby jeńców, z którymi władze rosyjskie nie wiedziały co zrobić. Konsekwencją tego były fatalne warunki bytowe. Jeńców umieszczano w starych twierdzach, fabrykach, cyrkach i wszędzie, gdzie tylko się dało. Zgromadzenie ogromnych mas ludzi w jednym miejscu powodowało epidemie – głównie tyfusu. W obozie w Totskoje zimą 1915/1916 śmierć poniosło 7-10 tysięcy z 25 tysięcy jeńców.
Później część obozów wyludniła się, ponieważ jeńców zaczęto kierować do pracy w polu. Paradoksalnie wielu z nich miało tam lepsze warunki życia niż w przeludnionych wioskach Galicji. Zdarzało się, że pisali do swoich rodzin, że już nie wrócą do domów, bo znaleźli nowy dom i zawarli nowe małżeństwo. Zupełnie inaczej układał się los tych, którzy trafili do pracy przy kopaniu okopów lub do kopalni. W takich miejscach występowała ogromna śmiertelność.
Stosunkowo dobre perspektywy życia na rosyjskiej wsi przekreśliła rewolucja. W sytuacji coraz większych napięć ekonomicznych i społecznych, blisko dwa miliony przebywających w Rosji jeńców wojennych stało się swoistym kozłem ofiarnym. Byli obwiniani o wzrost cen oraz odbieranie pracy. Byli też postrzegani jako przedstawiciele wrogich państw. Mimo że rewolucja głosiła szczytne ideały, to w pogłębiającym się chaosie, jeńcy jednak często stawali się jej ofiarami prześladowań dokonywanych przez wszystkie strony konfliktu. Wielu jednak zasiliło później ruch komunistyczny.
PAP: Na jaką pomoc mogli liczyć jeńcy?
Michał Janik: Działało wiele organizacji świadczących taką pomoc. Wiele z nich miało podłoże polityczne. Można tu wymienić choćby działalność filii paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego we Włoszech, która była związana z propagandą na rzecz wstępowania do Armii Polskiej. Jeśli chodzi o niewolę w Rosji, to oprócz Czerwonego Krzyża, który starał się pomagać jeńcom wszystkich narodowości, działały organizacje tworzone przez Polaków zamieszkujących Rosję, jak choćby Polskie Towarzystwo Pomocy Ofiarom Wojny. Niestety ich pomoc nie docierała do wszystkich. Polskie organizacje często mogły liczyć tylko na hojność i aktywność rodaków, co najczęściej nie zaspokajało potrzeb, w dodatku pomoc poddanym austriackim i niemieckim spotykała się z dużą nieufnością i oporem ze strony rosyjskich władz.
PAP: Postacią symbolizującą losy Polaków, w tym szczególnie jeńców wojennych w trakcie I wojny światowej jest zapomniany dziś Jan Zamorski. Dlaczego jego biografia była tak wyjątkowa?
Michał Janik: Zamorski przed wojną był wybitnym działaczem ludowo-narodowym w Galicji. Za swoje bardzo ostre artykuły krytykujące działalność Piłsudskiego i jego strzelców został na początku wojny aresztowany i mimo zaawansowanego wieku (67 lat) wcielony karnie do armii. Pod koniec 1916 roku dostał się do niewoli włoskiej. Wkrótce udało mu się skontaktować z działającym w Rzymie, związanym z ruchem narodowym, Maciejem Loretem. Ze względu na swoją wyjątkową przeszłość (przez ponad 10 lat był posłem we Lwowie i Wiedniu) udało mu się opuścić niewolę.
Razem z Loretem rozpoczęli akcję lobbowania u włoskich polityków na rzecz sprawy polskiej, oraz opieki nad jeńcami polskimi we Włoszech. W kwietniu 1918 roku Zamorski wszedł w skład międzynarodowej Komisji Propagandy w Padwie. Działalność Komisji miała na celu spowodowanie masowych dezercji austro-węgierskich żołnierzy narodowości słowiańskiej i rumuńskiej. Była to największa tego rodzaju kampania w czasie Wielkiej Wojny.
Ponad 600 typów ulotek w różnych językach, których łączny nakład wyniósł około 70 milionów sztuk, zawierało mieszaninę informacji prawdziwych, wyolbrzymionych lub zmanipulowanych. Żołnierze armii habsburskiej informowani byli o prześladowaniach, jakie muszą znosić Słowianie w naddunajskiej monarchii, o jej fatalnej sytuacji politycznej, gospodarczej i militarnej, o potędze państw Ententy i szczytnych ideałach, za które walczą. Zamorski często pisał tak, żeby mógł go zrozumieć prosty galicyjski poborowy. Porównywał Austrię do starej zmurszałej chałupy, czy też źle zdrutowanego garnka, które muszą się rozpaść. Elementem tej samej akcji było stworzenie przez Włochów specjalnych propagandowo-wywiadowczych oddziałów. Służyli w nich dezerterzy z szeregów armii habsburskiej, lub jeńcy wojenni o sympatiach antyhabsburskich. Do ich zadań należało namawianie swoich słowiańskich pobratymców do przechodzenia na włoską stronę. Pomimo starań Zamorskiego nie była to działalność zbyt skuteczna.
W opinii Zamorskiego znaczna część Polaków niemal do końca wojny była wiernymi żołnierzami habsburskiej monarchii.
Michał Janik: Los polskich jeńców okresu I wojny światowej wciąż pozostaje jedną z bardziej zapomnianych kart naszej historii. Przyczyn było kilka – ani służba w armiach zaborczych w odróżnieniu od służby w polskich formacjach niepodległościowych, ani tym bardziej fakt dostania się do niewoli nie były powodem do dumy ani obiektem godnym zainteresowania dla badaczy. Losy jeńców wydawały się też po prostu nieciekawe na tle dramatycznych wydarzeń lat wojny.
PAP: Koniec I wojny światowej nie oznaczał dla wielu polskich jeńców końca gehenny...
Michał Janik: Losy polskich jeńców pokazują, że dla nich data 11 listopada miała charakter raczej umowny. W Rosji wielu Polaków przebywało w niewoli aż do 1921 r. Dla części z nich wojenna zawierucha trwała nie cztery, ale aż siedem lat.
Inaczej było np. z Polakami w niewoli włoskiej. Jak na ironię, większość Polaków trafiła do niej zaledwie kilka dni wcześniej. Kiedy 3 listopada zostało podpisane zawieszenie broni, Włosi postanowili jednostronnie opóźnić jego wejście w życie. W tym czasie dokonali istotnych postępów terytorialnych i wzięli do niewoli kilkaset tysięcy jeńców, w tym ok. 40 tys. Polaków. Do Polski wrócili dopiero w następnym roku – znaczna część z nich jako żołnierze Armii Hallera.
Na zakończenie warto dodać, że los polskich jeńców okresu I wojny światowej wciąż pozostaje jedną z bardziej zapomnianych kart naszej historii. Przyczyn było kilka – ani służba w armiach zaborczych w odróżnieniu od służby w polskich formacjach niepodległościowych, ani tym bardziej fakt dostania się do niewoli nie były powodem do dumy ani obiektem godnym zainteresowania dla badaczy. Losy jeńców wydawały się też po prostu nieciekawe na tle dramatycznych wydarzeń lat wojny. To wszystko spowodowało, że zbiorowa pamięć najlepiej zapamiętała tych jeńców, którzy mieli okazję włączyć się do walki o Niepodległą, np. w składzie Armii gen. Hallera, czy Dywizji Syberyjskiej, innych skazując na zapomnienie.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
Michał Janik, doktorant na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, pracownik Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Informacje przedstawione w wywiadzie zostały pozyskane m.in. dzięki grantowi Narodowego Centrum Nauki.
szuk/ ls/