Umowa białowieska była ostatnim gwoździem do trumny ZSRS, który z zapałem wbijał Stanisław Szuszkiewicz, z pewnymi oporami Leonid Krawczuk i z wielką zawziętością Borys Jelcyn – mówi prof. Wojciech Materski z PAN. 8 grudnia 1991 r. podpisano tzw. umowę białowieską, na mocy której ZSRS przestał istnieć.
PAP: Część historyków uważa, że długi proces, który doprowadził do upadku ZSRS rozpoczął się już po śmierci Stalina, gdy na Kremlu zrezygnowano z masowego terroru jako metody sprawowania władzy. Czy jest to opinia uzasadniona i czy można w ogóle wskazać moment, w którym to imperium zaczyna chylić się ku upadkowi?
Prof. Wojciech Materski: Z politycznego i ekonomicznego punktu widzenia cały rozpoczęty w listopadzie 1917 r. eksperyment nie powinien przetrwać zbyt długo. Już wówczas obserwatorzy rewolucji październikowej stwierdzali, że interwencja Zachodu nie jest konieczna, ponieważ taki system z uwagi na jego absurdalność musi ulec szybkiemu rozpadowi. Nie doceniali roli terroru. Za jego sprawą wszelkie próby indywidualnego i zbiorowego oporu nie mogły się udać, ponieważ były eliminowane w zarodku. W ZSRS udało się wychować społeczeństwo na tyle posłuszne, że wytrzymywało wszelkie dysfunkcje i wynaturzenia systemu. Był to więc porządek utrzymywany wbrew logice ekonomii i potrzebom narodów ZSRS.
Gdy zabrakło głównego terrorysty, czyli Stalina, system zaczął się chwiać, głównie za sprawą nieracjonalnych decyzji przywódców i woluntaryzmu ekonomicznego epoki Chruszczowa. Następca Stalina rzucał się od ściany do ściany i popadał w różne obsesje, takie jak idea obsiewania niezmierzonych stepów kukurydzą. Postawienie na nogi rolnictwa miało sprawić, że ZSRS będzie w stanie dogonić i przegonić USA i Zachód. Te tendencje zostały nieco powstrzymane w epoce Breżniewa, lecz system pozostał nieracjonalny. Zabrakło również autorytetów politycznych, takich jak Stalin i Lenin, zdolnych za sprawą swojej charyzmy i terroru utrzymać go w stanie względnego, ekstensywnego rozwoju.
Ratowanie imperium przez Gorbaczowa było chaotyczne i nieracjonalne. Wystarczy przypomnieć jego próby walki z alkoholizmem, czyli tzw. „suchoj zakon”, polegający na wycinaniu winnic i mało udane ratowanie poszczególnych gałęzi upadającej gospodarki.
Prof. Wojciech Materski: Z politycznego i ekonomicznego punktu widzenia cały rozpoczęty w listopadzie 1917 r. eksperyment nie powinien przetrwać zbyt długo. Już wówczas obserwatorzy rewolucji październikowej stwierdzali, że interwencja Zachodu nie jest konieczna, ponieważ taki system z uwagi na jego absurdalność musi ulec szybkiemu rozpadowi. Nie doceniali roli terroru.
Doszło do ideologicznego rozchwiania i zawalenia się całego państwa pod ciężarem nieracjonalności gospodarczej. Umowa białowieska była tylko ostatnim gwoździem do trumny ZSRS, który z zapałem wbijał Stanisław Szuszkiewicz, z pewnymi oporami Leonid Krawczuk i z wielką zawziętością Borys Jelcyn.
PAP: Na jakich zasadach miały opierać się te chaotyczne reformy forsowane przez Michaiła Gorbaczowa?
Prof. Wojciech Materski: Miały opierać się na trzech głównych zasadach. Głasnost, czyli jawność, która okazała się ograniczona. Niezbyt wiele informacji ujawniano, włącznie z ukrytymi w archiwach dokumentami na temat zbrodni katyńskiej. Postulowana przez Gorbaczowa jawność miała odciągać uwagę społeczeństwa od problemów gospodarczych i społecznych ZSRS. Powrót zaś do leninizmu okazał się pustym zwrotem.
Hasło pieriestrojki, czyli przebudowy nawiązywało do reform Aleksandra II i przez to było zrozumiałe dla rosyjskiego społeczeństwa, ale kompletnie enigmatyczne dla zagranicy. Było to swoiste zagranie pod publiczkę, które niewiele zmieniło i nie mogło zracjonalizować działania systemu.
Uskorienie, czyli przyspieszenie, okazało się największym humbugiem. Reformy przemysłu były kompletnie nieudane. Na te problemy nałożyły się coraz śmielej artykułowane hasła niepodległościowe narodów Związków Sowieckiego, szczególnie narodów bałtyckich.
PAP: Kluczowa wydaje się jednak postawa Ukrainy, bez której trwanie ZSRS nie miało sensu...
Prof. Wojciech Materski: Ruchy odśrodkowe rozpoczęły się już po zakończeniu trzeciej fazy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, gdy w całym ZSRS zaczęły powstawać grupy helsińskie, apelujące o przestrzeganie praw człowieka i swobód obywatelskich, czyli tak zwanego „trzeciego koszyka” Aktu Końcowego KBWE.
Ukraina była zawsze specyficzną republiką, ponieważ miała ona swoje tradycje walki o niepodległość sięgające początków XX wieku. Należy jednak pamiętać, że naród ten poniósł ogromne straty wśród swojej inteligencji. Bez wątpienia wyjątkowa pozycja Ukrainy wynikała również z jej wielkości terytorialnej i ludnościowej. Większa była jedynie Rosja i słabo zaludniony Kazachstan. Tak zwany „trzon słowiański”, czyli Białoruś, Rosja i Ukraina, na których opierał się ZSRS, nie mógł istnieć bez tego ostatniego kraju.
Tendencje odśrodkowe były jednak dużo silniejsze w Gruzji i krajach bałtyckich. Natomiast ruch dysydencki w samej Rosji nie miał znaczenia dla trwania systemu. Był natomiast znaczący dla opinii o Związku Sowieckim zagranicą, która postrzegała ten kraj przez pryzmat łamania ustaleń helsińskich.
PAP: Jakie znaczenie dla upadku miały takie wydarzenia, jak śmierć schorowanych: Breżniewa, Andropowa i Czernienki, katastrofa czarnobylska i klęska w Afganistanie. Czy za ich sprawą społeczeństwo sowieckie zrozumiało w jakim stanie znalazło się imperium?
Prof. Wojciech Materski: Zróżnicowałbym te wydarzenia. Prawda o Czarnobylu ujawniała się stopniowo, ale ostatecznie miała duże znaczenia dla wizerunku ZSRS wśród osób, które do niej dotarły. Klęska w Afganistanie została rozegrana propagandowo na tyle sprawnie, że sceny z dowódcą sił sowieckich w tym kraju generałem Borysem Gromowem, gdy jako ostatni sowiecki żołnierz przekraczał most na Amu-Darii, były przedstawiane jako uratowanie honoru Armii Sowieckiej. Pamiętajmy jednak, że społeczeństwo wychowywane przez dziesięciolecia w warunkach niewoli nie zauważało w pełni, że Czarnobyl i Afganistan to zapowiedzi wielkich zmian. Tę świadomość mogły mieć tylko środowiska inteligenckie.
Rządy Andropowa i Czernienki były epizodami w dziejach ZSRS. Ten pierwszy podjął próbę zmierzenia się z trawiącą kraj korupcją i wszechwładzą lokalnych kacyków. Był to jednak człowiek schorowany i jego rządy trwały bardzo krótko. Jeszcze krótsze rządy kolejnego sekretarza stworzyły atmosferę pewnego prowizorium. Gdy wówczas bywałem w ZSRS nie odczuwałem, aby zmiany na szczycie władzy były odbierane jako destabilizowanie systemu.
PAP: Czy pucz Janajewa w sierpniu 1991 r. mógł zatrzymać rozpad ZSRS? Niektórzy sugerują, że był przeprowadzony na tyle operetkowo, że nie miał żadnych szans powodzenia.
Prof. Wojciech Materski: Nie nazwałbym tego wydarzenia operetkowym. Gdyby spiskowcom udało się w większym stopniu zaangażować wojsko i gdyby zabrakło determinacji Jelcyna i jego stronników, którzy porwali społeczeństwo i nie zaistniała perspektywa wojny domowej, to być może junta wojskowa przejęłaby władzę na Kremlu. Pamiętajmy, że Giennadij Janajew i jego ludzie bardzo dobrze znali mechanizmy systemu sowieckiego i potrafili w nim działać. Niewiele zabrakło, aby ich plany się powiodły i proces rozpadu ZSRS został opóźniony o kilka lat i odbył się przy znacznie większym rozlewie krwi.
PAP: Umowa białowieska stwierdzała, że „Związek Sowiecki jako podmiot prawa międzynarodowego i jako geopolityczna rzeczywistość przestaje istnieć”. Gorbaczow był zaskoczony podpisaniem umowy białowieskiej stwierdzającej, że państwo, którym rządzi przestaje istnieć...
Prof. Wojciech Materski: W 1991 r. kolejne republiki ogłaszały deklaracje suwerenności. Stopniowo faktyczna władza Gorbaczowa ograniczana była do jego gabinetu. W grudniu 1991 r. nie było już wiadomo czym rządzi. Jednak cały proces nowoogariewski, mający na celu wynegocjowanie nowego traktatu związkowego dającego większą suwerenność republikom sowieckim, wydawał się Gorbaczowowi na tyle zaawansowany, że rozpad ZSRS nie był w jego opinii możliwy. Wszystko zmieniło się w ciągu jednego wieczoru w Wiskulach w Puszczy Białowieskiej.
Prof. Wojciech Materski: W 1991 r. kolejne republiki ogłaszały deklaracje suwerenności. Stopniowo faktyczna władza Gorbaczowa ograniczana była do jego gabinetu. W grudniu 1991 r. nie było już wiadomo czym rządzi. Jednak cały proces nowoogariewski, mający na celu wynegocjowanie nowego traktatu związkowego dającego większą suwerenność republikom sowieckim, wydawał się Gorbaczowowi na tyle zaawansowany, że rozpad ZSRS nie był w jego opinii możliwy.
PAP: W 2005 r. prezydent Putin stwierdził, że rozpad ZSRS był „największą katastrofą geopolityczną XX wieku”. W 2016 r. 56 proc. Rosjan w sondażu Centrum Lewady odpowiedziało, że żałuje rozpadu państwa sowieckiego. Skąd wśród Rosjan tak wielki sentyment do sowieckiej przeszłości?
Prof. Wojciech Materski: Pamiętają ówczesną biedę, którą rekompensowali świadomością bycia częścią imperium, którego bał się cały świat. Potęga globalna załamała się w 1991 r. i dziś Rosjanom zostały marzenia i plany jej odbudowy. Wiara w realność neoimperialnych planów i dziś rekompensuje im niedostatki życia codziennego, co skutkuje wysokim poparciem dla Putina w społeczeństwie.
PAP: Czy wśród osób młodych, które nie mogą pamiętać ZSRS, tak pozytywny wizerunek imperium jest równie powszechny jak wśród ich rodziców?
Prof. Wojciech Materski: Trudno powiedzieć. Bywając w Rosji stykam się ze specyficzną młodzież wywodzącą się z wielkich uczelni. Nie sądzę, żeby myśleli w tak anachronicznych kategoriach imperium, które promuje Putin. Doceniają raczej rolę informacji i wolności myśli. Marzą im się wyjazdy na lukratywne stypendia w krajach zachodnich, a nie siermiężna egzystencja w kraju, który poświęca wszystkie zasoby na realizację brutalnej polityki imperialnej. Sądzę, że wykazują sporo rezerwy wobec planów Putina i tym samym mniej sentymentu wobec ZSRS. To jednak moja opinia, niepoparta dokładnymi badaniami.
PAP: Jak w ogóle można godzić tęsknotę za imperium sowieckim ze świadomością, że było ono sprawcą śmierci milionów ludzi?
Prof. Wojciech Materski: Trzeba mieć specyficzną mentalność, być wychowanym w państwie, które nie ma tradycji demokratycznych. Rosja ma za sobą jedynie eksperyment rządu Kiereńskiego w 1917 r. i okres wielkiej smuty lat dziewięćdziesiątych. Wszystko inne jest dziedzictwem samodzierżawia i imperializmu – carskiego albo czerwonego. Trudno na takim gruncie budować demokrację. Dla scentralizowanego państwa rządzonego autorytarnie czynnik ofiar ma mniejsze znaczenie. Kluczowa jest sprawność rządzenia, miejsce państwa na arenie międzynarodowej i jego siła.
PAP: Czy wśród innych narodów wchodzących w skład sowieckiego imprerium występuje dziś sentyment do czasów ZSRS?
Prof. Wojciech Materski: Z całą pewnością nie na Zakaukaziu i nie w republikach bałtyckich. Nie znam republik środkowoazjatyckich, ale bez wątpienia ich sytuacja wewnętrzna jest bardzo trudna, a tamtejszy autorytaryzm może korespondować z tęsknotą za ZSRS.
Z całą pewnością sentyment taki występuje na Białorusi. To jednak kraj dobrych ludzi, którzy pragną spokoju i minimalnej stabilizacji. Uważają, że taki stan miał miejsce w czasach sowieckich. Nie tyle jest dla nich ważny niedemokratyczny charakter władzy, co mała stabilizacja. Rosjanie chcieliby być potęgą. Ukraińcy lepiej żyć, Białorusini – mieć spokój. Tak w ogromnym uproszczeniu rozumiem priorytety tych narodów.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/