Raport o katastrofie smoleńskiej obszernie opisywał nieprawidłowości w pułku specjalnym, który odpowiadał za loty VIP. Choć w jednostce zmieniono dowódcę, procedury i sposób szkolenia, została ona rozwiązana, na jej miejsce powstała nowa, dysponująca tylko śmigłowcami.
31 marca tego roku ministerstwo obrony podpisało umowę na dostawę trzech – w tym jednego używanego – samolotów Boeing 737-800 w wersji do przewozu VIP, w listopadzie ub. r. zawarło kontrakt na dwa małe samoloty dyspozycyjne typu Gulfstream G550. Samoloty mają trafić do 1. Bazy Lotnictwa Transportowego na warszawskim Okęciu - co oznacza, że wojskowi piloci znów będą przewozić najważniejsze osoby w państwie.
Po rozwiązaniu jednostki loty z VIP-ami wykonują na krótszych trasach śmigłowce, na dalszych trasach wykorzystuje się samoloty czarterowane od PLL Lot. Tam, gdzie niemożliwe jest użycie transportu cywilnego - np. w rejonie działań wojennych - wojsko przewozi oficjalne delegacje swoimi samolotami transportowymi.
Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku, należał do 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Komisja, która badała katastrofę, jako przyczyny wskazała zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Do głównych czynników sprzyjających katastrofie zaliczyła, że załoga nie korzystała przy próbnym lądowaniu z wysokościomierza barometrycznego ale z radiowysokościomierza, nie reagowała na sygnał "pull up" i próbowała odejść na drugi krąg na automatycznym pilocie.
Przedstawiony w lipcu 2011 r. raport komisji wiele miejsca poświęcił nieprawidłowościom w specpułku. Jak stwierdzono, członkowie załogi tragicznego lotu nie spełniali kryteriów koniecznych przy takim locie i nie posiadali odpowiednich uprawnień. Raport wskazywał, że szkolenia w pułku prowadzono w pośpiechu, niemetodycznie i zaniżano warunki pogody (wpisywano warunki gorsze niż te, w których odbywały się szkolenia). 36. pułk przyjmował od dysponentów zadania, których przy tej liczbie samolotów, wyszkolonych pilotów i personelu naziemnego, nie mógł bezpiecznie realizować. Zbieżne z ustaleniami komisji były wyniki kontroli przeprowadzonej przez NIK na przełomie lat 2010/11.
O problemach w pułku, w tym o odchodzeniu doświadczonych pilotów instruktorów, mówiło się jeszcze przed katastrofą. Gdy w 2008 r. odchodził ówczesny dowódca jednostki, nie ukrywał, że głównym powodem jego odejścia z pułku i z wojska był brak nowych samolotów i śmigłowców, co zniechęcało do służby w pułku lotników, którzy nie widzieli tam dla siebie perspektyw.
Jeszcze w listopadzie 2010 r. BBN sformułowało wytyczne do transportu lotniczego najważniejszych osób w państwie. Obowiązek zachowania szczególnych zasad ostrożności i zakazy latania jednym środkiem transportu BBN rozciągnęło na prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu oraz premiera, wicepremiera, szefów MON, MSZ i MSW, szefa Sztabu Generalnego WP oraz dowódców rodzajów sił zbrojnych, szefów służb specjalnych i komendantów służb mundurowych.
BBN zaleciło, by w razie lotu na nie w pełni przygotowane lotnisko lub w przewidywaniu nadzwyczaj trudnych warunków atmosferycznych przeprowadzać dodatkowy rekonesans, zapewnić łączność oraz środki ratownicze. Sformułowano też specjalne zasady dla VIP-ów na pokładzie samolotu zobowiązując pasażerów do punktualności. BBN podkreślało, że na pokładzie statku powietrznego jedynym dowódcą jest dowódca załogi, "VIP nie ma prawa wydawania mu jakichkolwiek poleceń, a ma obowiązek wykonywania wszelkich poleceń dowódcy".
Na podstawie wniosków komisji i ustaleń NIK resort obrony sformułował kilkadziesiąt zaleceń dla całego lotnictwa wojskowego. Opracowano szczegółową instrukcję współdziałania w załogach wieloosobowych, pion bezpieczeństwa lotów jest poddano kontroli podmiotu zewnętrznego, zintesyfikowano szkolenie.
Kilka dni po ujawnieniu raportu, na początku sierpnia 2011 r., gdy tekę ministra obrony objął Tomasz Siemoniak, premier Donald Tusk zapowiedział rozwiązanie 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. W strukturach odpowiedzialnych za szkolenie i bezpieczeństwo lotów wojskowych zdymisjonowano też 13 oficerów, w tym trzech generałów. Wojsko zapewniało, że że decyzja szefa MON o rozwiązaniu specpułku nie jest zastosowaniem odpowiedzialności zbiorowej; sam premier, nie ma ona nic wspólnego z oceną ludzi tam pracujących, szczególnie pilotów. Przedstawiciele rządu opowiadali się za komercyjnym modelem przewozu samolotami osób na najwyższych stanowiskach w państwie.
Za żołnierzami i pracownikami przeznaczonego do likwidacji pułku ujęła się jesienią 2011 r. RPO Irena Lipowicz. Zwracała uwagę, że decyzja o rozwiązaniu pułku zaskoczyła dowództwo i żołnierzy, ponieważ wcześniej w dokumentach pokontrolnych mówiło się o potrzebie wprowadzenia zmian organizacyjnych i szkoleniowych; były też zapewnienia ówczesnego ministra obrony, że jednostka pozostanie. RPO podkreślała, że za nowego dowódcy zmieniono system szkolenia, do jednostki skierowano wyróżniających się żołnierzy, w tym pilotów, z całej Polski. Kiedy zmiany zaczynały być zauważalne, przyszła decyzja o rozwiązaniu pułku, o której wielu żołnierzy dowiedziało się z mediów - zauważała RPO.
Pułk, po 66 latach, przestał istnieć z końcem 2011 r., od stycznia 2012 na warszawskim Okęciu stacjonuje 1. Baza Lotnictwa Transportowego, dysponująca jedynie śmigłowcami.
Jedyny - poza straconym w Smoleńsku - Tu-154 był wykorzystywany do lotów szkoleniowych i specjalnych - na potrzeby komisji badającej katastrofę smoleńską. Samolot, który w 2010 r. przeszedł remont, jednak pozostawiono go na potrzeby śledztwa.
Z 320 żołnierzy pułku w służbie pozostało wtedy ponad 270, spośród nich 216 znalazło zatrudnienie w nowej jednostce. Odejść musieli piloci samolotów, przechodząc m. in. do lotnictwa Marynarki Wojennej. Przed katastrofą smoleńską w historii pułku wydarzyła jedna katastrofa: 28 lutego 1973 roku pod Szczecinem zginęło 18 osób, gdy pod Szczecinem rozbił się, prawdopodobnie z powodu oblodzenia i silnej turbulencji, An-24. W grudniu 2003 doszło do poważnego wypadku - pod Warszawą rozbił się śmigłowiec z premierem Leszkiem Millerem. W tamtym wypadku nikt nie zginął, kilka osób zostało rannych.
36. specjalny pułk lotnictwa transportowego im. Obrońców Warszawy działał pod tą nazwą od 1 kwietnia 1974. Rozpoczął działalność w lutym 1945 jako 6. samodzielna eskadra transportowa. W roku 1946 przeformowano ją w rządową eskadrę transportową, a rok później w specjalny pułk lotniczy, składający się z dwóch eskadr - transportowej i łącznikowej.
Pułk wywodził tradycję od roku 1918 i 3. eskadry wywiadowczej. Specpułk dziedziczył też tradycję 301. Dywizjonu Bombowego RAF "Ziemi Pomorskiej", który wykonywał loty nad Warszawę w czasie Powstania. Głównym zadaniem pułku było zapewnienie transportu powietrznego osobom na najwyższych stanowiskach. Pułk przewoził też zagraniczne delegacje przebywające w Polsce, obsługiwał m.in. wizyty papieża Jana Pawła II.
W 2014 r. BBN i MON oceniły, że przywrócenie floty specjalnych samolotów dyspozycyjnych dla osób na najwyższych stanowiskach jest konieczne z punktu widzenia bezpieczeństwa. BBN wskazywało, że powinny to być maszyny przystosowane do roli latających centrów kierowania państwem w sytuacjach kryzysowych, stąd potrzeba włączenia tej floty w skład sił zbrojnych.
Jakub Borowski
brw/ bos/