Radio „Solidarność” było polskim fenomenem. W żadnym innym kraju tzw. demokracji ludowej nie funkcjonowała tak długo i to w dodatku na tak dużą skalę niezależna radiofonia. Ośrodkom niezależnym od władz komunistycznych, znaczące opozycyjne rozgłośnie udało się zorganizować jedynie na Węgrzech w październiku 1956 r. i w Czechosłowacji po inwazji na ten kraj państw Układu Warszawskiego w sierpniu 1968 r. Było ono również najdłużej i najprężniej działającym niezależnym medium elektronicznym w PRL. Mimo tego, radio to pozostaje nadal zjawiskiem w znacznej mierze nieopisanym przez historyków, a co za tym idzie nadal stosunkowo mało znanym.
Powszechnie jest ono kojarzone ze stanem wojennym – za pierwszą przyjmuje się jego audycję z 12 kwietnia 1982 r. Tymczasem początki solidarnościowej radiofonii, nie zawsze zresztą pod nazwą Radio „Solidarność”, sięgają 1980 r. Występowała pod szyldem Radiowej Agencji „Solidarności” i była nader skromna – głośniki wystawione z siedziby Zarządu Regionu Gdańskiego. Potem (na początku 1981 r.) działalność rozpoczęły Radio „Solidarność” Regionu Mazowsze Redakcja Programów dla Radiowęzłów Zakładowych oraz Sekcja Radiowa NSZZ „Solidarność” Region Dolny Śląsk. Wszystkie te trzy ośrodki wykorzystywały radiowęzły zakładowe, przygotowując audycje na kasetach.
Wspomniana tu wcześniej data 12 kwietnia 1982 r. pozostanie zapewne nadal symbolicznym początkiem podziemnego Radia „Solidarność”, jednak nie ulega kwestii, że podziemna radiofonia solidarnościowa funkcjonowała już wcześniej, właściwie od samego początku stanu wojennego. W czasie strajku w Hucie im. Lenina w Krakowie zorganizowanego w odpowiedzi na sięgnięcie przez władze PRL po „mniejsze zło” nadawano – przez zakładowy radiowęzeł – audycje Radia Wolna Polska. Przy wykorzystaniu nadajnika wywiezionego z huty (tuż przed pacyfikacją protestu) miano też wyemitować dwie kolejne audycje – w święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Z kolei we Wrocławiu, najprawdopodobniej w lutym 1982 r., nadano audycję alfabetem Morse’a, przeznaczoną zresztą głównie dla odbiorców zagranicznych. Również w Warszawie pierwsze próbne audycje, zawierające jedynie program muzyczny, wyemitowano jeszcze na początku 1982 r.
Nie ulega wątpliwości, że chociaż przez następnych kilka lat podziemne Radio „Solidarność” funkcjonowało w kilkudziesięciu niezależnych od siebie ośrodkach w całym kraju, to największym i najważniejszym z nich była stolica. Tu działały odrębne, ale często współpracujące tzw. Program I, Program II (od 1984 r.) i Program III (w drugiej połowie lat 80.) oraz Radio „Wola” – nazwa ta była wykorzystywana na potrzeby wewnętrzne, emitujące swe audycje pod szyldem Radia „Solidarność” (1983-1986).
O skali rozwoju stołecznego radia świadczy nie tylko fakt „eksportu” nadajników jego produkcji do innych regionów kraju (np. na Górny Śląsk czy do Krakowa) oraz organizowanie audycji „wyjazdowych” (m.in. w Gdańsku, Lublinie czy we Wrocławiu), ale nawet zaoferowanie w 1987 r. czasu antenowego wszystkim niezależnym strukturom związkowym, grupom i partiom politycznym oraz redakcjom czasopism i wydawnictw z Mazowsza. Ich audycje miały być emitowane równolegle do dotychczas nadawanych programów. Gwarantowano nadanie odpłatnie (koszt jednej dziesięciominutowej emisji wyceniono na 500 zł) około 20 audycji na terenie Warszawy i okolic. A liczbę potencjalnych słuchaczy szacowano (zapewne z grubą przesadą) na około 100 tysięcy osób.
Z podziemnym Radiem „Solidarność” kojarzona jest melodia okupacyjnej piosenki Siekiera, motyka... Była ona sygnałem wywoławczym radia w Warszawie i kilku innych ośrodkach, ale – co nie jest szerzej znane – jedynie jednym z wielu. I tak np. we Wrocławiu słuchacze podziemnego radia mogli usłyszeć Rotę, w Świdniku fragment melodii z filmu Kurier carski – Michał Strogow, a w Siedlcach Mury Jacka Kaczmarskiego. Audycje Radia „Solidarność” w Bydgoszczy rozpoczynała z kolei piosenka Jana Pietrzaka Żeby Polska była Polską. W Gorzowie był to najpierw polonez Ogińskiego Pożegnanie ojczyzny, a później, kiedy trzon ekipy radiowej stanowili działacze Ruchu Młodzieży Niezależnej, piosenka kwartetu Wojciech Morawski, Wojciech Waglewski, Andrzej Nowicki, Zbigniew Hołdys Jesteśmy najlepsi, jesteśmy najsilniejsi.
Z kolei w przypadku Radia „Solidarność” w Krakowie sygnałem wywoławczym były początkowo Mury, później melodia Jak długo na Wawelu…, a następnie właśnie Siekiera, motyka. Radio „Solidarność” Regionalnej Komisji Wykonawczej Regionu Śląsko-Dąbrowskiego wykorzystywało pieśń Solidarni, nasz jest ten dzień, nagraną zresztą w obozie dla internowanych w Łupkowie, a Radio „Solidarność” w Żarach fragment Ballady o Janku Wiśniewskim. Również Program II warszawskiego Radia „Solidarność” (dla zaznaczenia własnej odrębności) wybrał Mury. Podobnie początkowo sygnałem wywoławczym Programu III był fragment utworu Fryderyka Chopina.
Oczywiście podziemne radio zawsze będzie się kojarzyć z nazwiskami jego twórców Zofii i Zbigniewa Romaszewskich, jednak warto przypomnieć, że zawdzięczało ono swoje istnienie rzeszy często anonimowych lub zapomnianych (w wielu przypadkach nawet dzisiaj) ludzi. Tworzyły je osoby z różnych środowisk (od robotników, poprzez aktorów czy lekarzy, aż po profesorów uniwersyteckich), o odmiennych sympatiach politycznych i w różnym wieku (od młodzieży szkolnej, aż po żołnierzy Armii Krajowej). W działalność Radia „Solidarność” angażowali się – co nie było takie typowe – działacze innych ugrupowań opozycyjnych np. zdecydowanie bardziej radykalnej Solidarności Walczącej.
Oczywiście podziemne radio zawsze będzie się kojarzyć z nazwiskami jego twórców Zofii i Zbigniewa Romaszewskich, jednak warto przypomnieć, że zawdzięczało ono swoje istnienie rzeszy często anonimowych lub zapomnianych (w wielu przypadkach nawet dzisiaj) ludzi.
Działalność radia nie byłaby możliwa bez szeregu „patentów” stosowanych przez radiowców. A trzeba przyznać, że ich pomysłowość nie znała wręcz granic – tworzenie masztu antenowego z rurek odkurzacza czy radio walizkowe, mieszczące się w modnych w tym czasie aktówkach, nie było w tym przypadku niczym nadzwyczajnym. I tak np. w Toruniu do konstrukcji balonów wynoszących nadajniki wykorzystano dętki do piłek z plastiku dla dzieci, a w Gdańsku stosowano tzw. żywą antenę – emiter trzymał przewód antenowy w rozciągniętych rękach, oczywiście pod kurtką, co pozwalało na nadawanie dosłownie na oczach esbeków i milicjantów. Czasami dochodziło zresztą do sytuacji paradoksalnych, np. nadajnik w Gliwicach został skonstruowany przy wykorzystaniu sowieckich lamp nadawczych.
W praktyce Radio „Solidarność” nie miało większego znaczenia informacyjnego (tym bardziej, że było zagłuszane i to niekiedy nader skutecznie), natomiast dla słuchaczy było ważnym świadectwem tego, że władzom nie udało się zniszczyć opozycji. Dlatego też podziemne rozgłośnie miały głównie znaczenie psychologiczne. Doskonale zdawały sobie z tego sprawę władze, dla których radio było przede wszystkim elementem solidarnościowej propagandy, o tyle groźnej, że docierała m.in. do osób nie będących bynajmniej sympatykami związku, do których nie trafiała prasa podziemna czy ulotki. Nic zatem dziwnego, że to właśnie niezależna działalność radiowa była jednym z najbardziej zwalczanych przejawów sprzeciwu.
Radiowców tropiła nie tylko Służba Bezpieczeństwa (zwłaszcza kontrwywiad), wspierana przez Milicję Obywatelską, wojsko i instytucje cywilne (na czele z Państwową Inspekcją Radiową), ale też bezpieka sojuszników np. nadajniki w Warszawie i we Wrocławiu namierzała enerdowska Stasi. Problemowi zwalczania podziemnego radia w Polsce poświęcone było nawet robocze spotkanie służb radiokontrwywiadowczych i technicznych organów bezpieczeństwa krajów socjalistycznych Europy w 1985 r. w Warszawie.
Jak się później okazało całkiem zresztą słusznie, gdyż ludzie Radia „Solidarność” wspierali w kolejnych latach opozycjonistów z innych krajów. I tak np. jeden z siedleckich nadajników został przekazany w 1988 r. działaczom czechosłowackiej Karty 77, z kolei nadajnik Programu II Radia „Solidarność” trafił (po obradach Okrągłego Stołu) na Litwę. Nawiązano też współpracę z Węgrami. Wojciech Stawiszyński i Jolanta Wiśniewska z tzw. Programu I wyszkolili Rosę (Różę) Demsky.
Ponadto na początku marca 1989 r. Grzegorz Buczek wyjechał do Budapesztu w celu udzielenia pomocy węgierskim opozycjonistom w emitowaniu audycji na fonii telewizyjnej, za pomocą specjalnie przygotowanego w Polsce nadajnika – do czego jednak ostatecznie nie doszło ze względu na zachodzące w tym kraju przemiany demokratyczne.
Grzegorz Majchrzak
Źródło: MHP