Obchodzenia pól z chorągwiami czy chodzenie po wsi z kurkiem dyngusowym - to tylko niektóre zwyczaje wielkanocne dawnego Księstwa Łowickiego. W regionie łowickim na Wielkanoc malowano chaty na niebiesko, w izbach królowały wycinanki, a do święconki wkładano m.in. trzęsionki, czyli galaretki z zimnych nóżek.
Część z tych zwyczajów jest już zapomnianych, ale niektóre wciąż są kultywowane przez potomków Księżaków łowickich – mówiła PAP Magdalena Bartosiewicz, kustosz w Muzeum w Łowiczu.
Na Ziemi Łowickiej okres przygotowań do świąt i sama Wielkanoc były bardzo bogate, jeżeli chodzi o obrzędowość. Przygotowania do świąt odbywały się głównie w Wielkim Tygodniu. Jak opowiadała Bartosiewicz, przede wszystkim trzeba było wysprzątać dom, pobielić chałupę lub pomalować ją na niebiesko, a na ścianach zewnętrznych wykonywano specjalne malatury, tzw. fiory. Na niebieskim tle doskonale prezentowały się słynne łowickie wycinanki, które królowały w izbach.
„Przed świętami trzeba było wykonać i powiesić nowe wycinanki w izbie świątecznej, a stare wycinanki wędrowały do izby roboczej” - dodała. Od okresu międzywojennego zaczęły pojawiać się tzw. kodry rodzajowe, na których wycinankarki przedstawiają różne sceny z życia wsi, w tym obrzędowość wielkanocną m.in. sceny ze święcenia pokarmów czy palm wielkanocnych; do dzisiaj wycinankarki kontynuują tę tradycję.
Drobne wycinanki z kolorowego papieru służyły także do zdobienia pisanek, czyli bardzo popularnych w tym regionie wyklejanek. Na bazie takich pisanek tworzono też dzbanuszki, które służyły do dekoracji domowych ołtarzyków.
W Niedzielę Palmową na łowickim rynku odbywają się konkursy na najpiękniejsze palmy wielkanocne, które dziś imponują wielkością i rozmachem. Ale – jak podkreśliła kustosz - tradycyjne palmy wielkanocne w Łowiczu były bardzo skromne, biorąc pod uwagę inne dekoracje pojawiające się w izbach.
Na ziemi łowickiej istnieje zwyczaj mokrego śmigusa-dyngusa i dziewczęta do dziś obficie polewa się tam wodą. Dawniej odbywało się to za pomocą wiader czy specjalnych sikawek wystruganych z drewna. „Ale najczęściej chłopcy ciągnęli dziewczyny do studni lub do rzeki i tam obficie polewali je wodą. Oczywiście panny się o to nie obrażały, ponieważ niepolanie dziewczyny wodą oznaczało, że nie ma ona powodzenia u płci przeciwnej i będzie miała problemy z zamążpójściem” - zaznaczyła Magdalena Bartosiewicz, kustosz w Muzeum w Łowiczu.
„Zrobione były z gałązek wierzbowych, gałązek bukszpanu, borówek, czasem dodawano kwiatki robione z kolorowej bibuły, wstążki lub już kwitnące kwiatki. Natomiast one były zawsze bardzo skromne” - podkreśliła. Poświęconą palmę traktowano jako świętość i rzecz wręcz magiczną, którą wykorzystywano w różnych zabiegach związanych np. z kreacją przyszłych plonów, czy też zapobieganiem pożarom.
„Po poświęceniu palmy i przyniesieniu jej do domu trzeba było konieczne zjeść jednego wierzbowego kotka i ten zwyczaj w regionie przetrwał do dziś. Szczególnie starsze osoby go kultywują. Wierzono, że kotki wierzbowe z poświęconej palmy chronią od bólu gardła, głowy czy bólu brzucha” - dodała. Często też palmą uderzano płaczące dzieci, co miało przynieść im spokój.
Na Ziemi Łowickiej przygotowywano także specyficzne potrawy, które umieszczano w święcące. Do koszyczka trafiała więc m.in. trzęsionka, czyli galareta z zimnych nóżek, czy prostokątne drożdżowe placki wielkanocne, które były barwione szafranem i zdobione np. symboliką krzyża. „Do święconki wkładano również masło i do dziś gospodynie także osełkę masła do koszyczka często w regionie łowickim wkładają” - dodała.
Do dziś przetrwał bardzo ciekawy zwyczaj obchodzenia pól z chorągwiami w nocy z niedzieli na poniedziałek wielkanocny. „Mężczyźni powyżej 18. roku życia, a współcześnie także młodsi, organizują się i o północy z niedzieli na poniedziałek zaczynają obchodzić pola należące do danej wsi, biorąc ze sobą chorągiew, która znajduje się albo w kościele albo jest przechowywana w jednym z wiejskich domów” - opowiadała ekspertka.
Chorągwiarze chodząc po polach strzelają z kalichlorku (chloran potasu), czasami palą ogniska i zatykają w graniczne miedze połamane gałązki palm wielkanocnych. „Ma to głębszą symbolikę, ponieważ przede wszystkim ma zapewnić urodzaj. Nie odbywa się to tylko i wyłącznie na pamiątkę Zmartwychwstania Pańskiego, ale ma swoje korzenie w dawnej obrzędowości” - dodała.
W tym regionie, podobnie jak na większości terenów Mazowsza, w Wielki Poniedziałek chodzono z kurkiem dyngusowym. Początkowo był to żywy kogut, później drewniana figura udekorowana piórami żywego drobiu. Koguta, który był symbolem siły, płodności, odradzającej się przyrody, sadzano na dwukołowym wózku, który dodatkowo był przyozdabiany, a chłopcy obchodzili z nim całą wieś, odwiedzając każdego gospodarza.
Śpiewali pobożne pieśni i zbierali „dyngus” - świąteczne potrawy lub pisanki przygotowywane dla dyngusiorzy. „Było to okazja, żeby chłopcy z biednych rodzi, którzy chodzili z kogutkiem dyngusowym, mogli sobie porządnie na święta podjeść” - powiedziała.
Na ziemi łowickiej istnieje zwyczaj mokrego śmigusa-dyngusa i dziewczęta do dziś obficie polewa się tam wodą. Dawniej odbywało się to za pomocą wiader czy specjalnych sikawek wystruganych z drewna. „Ale najczęściej chłopcy ciągnęli dziewczyny do studni lub do rzeki i tam obficie polewali je wodą. Oczywiście panny się o to nie obrażały, ponieważ niepolanie dziewczyny wodą oznaczało, że nie ma ona powodzenia u płci przeciwnej i będzie miała problemy z zamążpójściem” - zaznaczyła.
Łowicz i okolice słyną z pięknych, barwnych strojów. I do dzisiaj w procesji rezurekcyjnej w niedzielę wielkanocną potomkowie Księżaków idą w swoich tradycyjnych strojach. „Te stroje przed świętami specjalnie wietrzono, a przy okazji można było podziwiać co, która młoda dziewczyna ma w swojej wiannej skrzyni, gdzie gromadziła posag: kiecki, zapaski, pięknie haftowane gorsety. Wybierano najpiękniejsze ubranie, aby pokazać się w ten świąteczny czas” - podsumowała Magdalena Bartosiewicz. (PAP)
szu/ hgt/