Metropolitan Opera w Nowym Jorku świętuje w tym roku 50. rocznicę powstania jej wspanialej siedziby w Lincoln Centre. Rocznicę tę obchodzi - jak pisze AFP - w trudnym czasie dla opery w USA, m.in. ze względu na spadek przychodów.
Siedzibą nowojorskiej opery od 1966 roku jest Lincoln Center for the Performing Arts (ośrodek sztuk performatywnych) na Manhattanie, zbudowany dzięki inicjatywie Johna D. Rockefellera III - filantropa ze słynnej rodziny magnatów naftowych i finansowych. Cały zespół Lincoln Center na powierzchni 6,6 ha w dzielnicy Lincoln Square obejmuje także teatr, filharmonię i siedzibę New York City Ballet.
Opera, która działa już od 134 lat, mieści się w charakterystycznym budynku o pięcioarkadowej przeszklonej fasadzie. Zaprojektował ją Wallace Kirkman Harrison, który był również autorem ogólnej koncepcji Lincoln Center. Poprzez swoją żonę, Ellen Hunt Milton, skoligacony z Rockefellerami, pełnił rolę projektanta i doradcy do spraw architektury Nelsona Rockefellera, w okresie, kiedy ten był gubernatorem Nowego Jorku.
Przy budowie Met współpracował polski architekt Tadeusz Łęski (Ted Leski), który był m.in. inicjatorem projektu spektakularnych żyrandoli w Met, przypominających gwiezdne galaktyki lub interpretowanych jako pierwszy kosmiczny wybuch, Big Bang, z którego wyłonił się świat. Idea takiej genezy świata pojawiła się mniej więcej w tych samych czasach, kiedy budowano Lincoln Center.
Wspaniałe żyrandole, uznawane za jedną z ikon Met, powstały poprzez mimowolny rozprysk farby na jednym z bardzo licznych szkiców projektowych sporządzanych przez Łęskiego. Białe kleksy i rozpryski farby architekt połączył liniami.
Żyrandole nazwane zostały sputnikami, wzbudzając wielki aplauz publiczności. To one rozpoczynają każdy spektakl, zanim jeszcze rozlegną się dźwięki uwertury; podjeżdżają w górę, dając w ten sposób sygnał do rozpoczęcia przedstawienia. Takie same "sputnki" oświetlają też foyer.
Ich wykonawcą była znana na całym świecie austriacka firma Lobmeyer, produkująca od 1823 roku kryształowe żyrandole, lustra, szklane serwisy, świeczniki, szkło cienkie jak muślin, a od połowy XIX wieku szczycąca się tytułem dostawcy cesarskiego dworu wiedeńskiego. Na kryształowe żyrandole Lobmeyerów napływały zamówienia z europejskich dworów, Kremla, a także ze Stanów Zjednoczonych, od wicekróla Egiptu i Ludwika II Bawarskiego.
I kiedy w lipcu 1963 roku Hans Harald Rath z manufaktury Lobmeyerów przyjechał do Nowego Jorku, aby przedyskutować projekt, Harrison wręczył mu książkę o galaktykach.
Kryształowe sputniki w foyer widać przez monumentalną arkadową fasadę budynku Met.
Foyer zdobią również widoczne przez przeszklone arkady freski Marca Chagalla z 1966 roku.
Po stronie północnej "Źródła Muzyki" nawiązują do mitologicznego Orfeusza i biblijnego króla Dawida, a "Triumf Muzyki" po stronie południowej ukazuje kompozytorów i słynne sceny operowe podobne do tego, co Chagall namalował na suficie paryskiej Opery Garniera, z główną postacią anioła grającego na flecie.
Dla uczczenia 50-lecia sceny operowej w Lincoln Center w zeszłą niedzielę odbył się wyjątkowy, trwający 5 godzin, koncert gwiazd. Bilety na tę muzyczną fetę z udziałem 40 znakomitych śpiewaków i śpiewaczek kosztowały po 3 tys. dolarów, a licząca 3 800 miejsc widownia była szczelnie wypełniona.
Na scenie pojawiły się legendy opery - Placido Domingo i niezwykle popularny sopran Renee Fleming, a także ku zaskoczeniu i wielkiemu aplauzowi publiczności, rosyjski baryton Dmitri Hvorostovsky, który rok temu zrezygnował ze sceny z powodu guza mózgu i pojawił się jedynie we wrześniu w trzech spektaklach w Met. W niedzielę zaśpiewał arię z "Rigoletta" Giuseppe Verdiego, która spotkała się owacją na stojąco.
Drugą owacją na stojąco publiczność nagrodziła odchodzącego wkrótce, po 40 latach, wieloletniego dyrygenta i honorowego dyrektora muzycznego Met, Jamesa Levine'a.
Na scenie pojawił się też polski baryton Mariusz Kwiecień.
Wśród plejady artystów znalazły się dwie wschodzące gwiazdy amerykańskie, sopranistka Angela Meade i tenor Michael Fabiano. Towarzyszyli oni austriackiemu basowi Guntherowi Groissboeckowi w tercecie z opery Giuseppe Verdiego "Lombardczycy na pierwszej krucjacie".
Monika Klimowska (PAP)
klm/ ro/