Decyzja niemieckich władz wojskowych, by w ramach walki z reliktami III Rzeszy w Bundeswerze usunąć z uczelni wojskowej w Hamburgu portret byłego kanclerza RFN Helmuta Schmidta w mundurze Wehrmachtu, spotkała się w Niemczech z mieszanymi reakcjami.
Po wykryciu w Bundeswerze grupy osób podejrzanych o przygotowywanie zamachów na niemieckich polityków odpowiedzialnych za politykę migracyjną minister obrony Ursula von der Leyen zarządziła kontrolę wszystkich koszar pod kątem obecności w nich pamiątek nawiązujących do tradycji Wehrmachtu.
Domniemani spiskowcy z zatrzymanym pod koniec kwietnia porucznikiem Franco A. na czele pielęgnowali w swojej jednostce tradycje armii z czasów III Rzeszy.
W ramach tej akcji z korytarza domu studenckiego wojskowej uczelni w Hamburgu usunięto portret byłego kanclerza RFN Helmuta Schmidta w wojskowym mundurze. Schmidt, szef zachodnioniemieckiego rządu w latach 1974-1982, był porucznikiem Wehrmachtu, służył w czasie wojny m. in. na froncie wschodnim. Zmarły dwa lata temu Schmidt należy do najbardziej szanowanych polityków niemieckich.
Zdecydowane działania von der Leyen, w tym szczególnie usunięcie zdjęcia Schmidta, spotkały się z bardzo mieszanymi reakcjami.
Pochodzący jak Schmidt z Hamburga deputowany SPD Johannes Kahrs nazwał decyzję "absurdalną i niezrozumiałą". "Postąpiono tak, jakby Schmidt miał coś wspólnego ze ekstremizmem. Oczekiwałbym (od osób, które podjęły decyzję) więcej intelektualnej zdolności do oceny" - powiedział socjaldemokrata.
Kahrs zarzucił minister, że zamiast bronić żołnierzy, stosuje wobec nich zasadę zbiorowej odpowiedzialności.
Do dyskusji włączył się też były minister obrony Volker Ruehe. "Podejrzewanie całej Bundeswehry o związki z Wehrmachtem są nie na miejscu i są absurdalne" - powiedział Ruehe w rozmowie z "Welt am Sonntag". W opinii publicznej powstał "wypaczony obraz" wojska - dodał były minister, należący tak jak von der Leyen do CDU.
Przewodniczący komisji obrony Bundestagu Wolfgang Hellmich z SPD wytknął minister "chaotyczną reakcję". "Nie można tego robić w taki sposób" - powiedział polityk SPD odnosząc się do kontroli w koszarach. Pełnomocnik Bundestagu do spraw związanych z Bundeswehrą Hans-Peter Bartels ocenił, że niemiecka armia "ma już za sobą" problemy związane z nawiązywaniem do Wehrmachtu. "Obecnie mamy do czynienia jedynie z irytującymi dewocjonaliami" - powiedział.
Von der Leyen zapowiedziała w niedzielę na łamach "Bild am Sonntag", że doprowadzi do zmian nazw wszystkich koszar noszących nazwiska oficerów Wehrmachtu. "Bundeswehra musi mocniej zasygnalizować, że nie ma nic wspólnego z tradycją Wehrmachtu" - powiedziała szefowa resortu obrony.
Zdecydowanego poparcia udzielił krytykowanej minister kanclerz Angela Merkel.
Dziennik "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" podał w niedzielę, powołując się na wojskowy kontrwywiad (MAD), że liczba incydentów o podłożu skrajnie prawicowym w Bundeswerze stale maleje. W 2010 roku MAD odnotował 47 takich przypadków, w roku ubiegłym tylko trzy. Liczba żołnierzy i oficerów uznanych za ekstremistów zmniejszyła się w tym czasie ze 172 do 31.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ lm/ itm/