2011-02-19 (PAP) - Strajk łódzkich studentów to wydarzenie o historycznym znaczeniu, a tzw. porozumienie łódzkie porównać można z umowami społecznymi, podpisanymi w 1980 roku w Gdańsku, Szczecinie czy Jastrzębiu - uważa rektor Uniwersytetu Łódzkiego prof. Włodzimierz Nykiel. W sobotę w Łodzi odbyły się uroczystości 30. rocznicy strajków studentów łódzkich, podpisania porozumienia łódzkiego i rejestracji Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Patronat nad obchodami objął Parlament Europejski.
Obecny na uroczystościach wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO) powiedział, że bez łódzkiego protestu nie byłoby dzisiejszej Polski. Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, który uczestniczył w proteście powiedział, że ówcześni studenci mieli "odwagę marzyć i odwagę by te marzenia wcielać w życie".
Według niego, protest mógł odbyć się w Łodzi, bo "mieliśmy szczęście być studentami bardzo dobrej uczelni i mieć wspaniałych nauczycieli akademickich, którzy nauczyli nas odwagi, którzy byli z nami w tych trudnych chwilach".
Jedną z takich osób była prof. Biruta Lewaszkiewicz-Petrykowska, która w sobotę otrzymała z rąk ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego odznaczenie - pamiątkowy srebrny medal. Minister przypomniał, że profesor była doradcą strajkujących studentów, a po wprowadzeniu stanu wojennego pomagała wszystkim studentom, którzy mieli problemy z ówczesną władzą.
Wręczono również medale "Universitatis Lodziensis Amico - Przyjaciel Uniwersytetu Łódzkiego" uczestnikom strajku, zaprezentowano okolicznościowe monety o nominałach 2 zł i 10 zł, które wyemitowane zostaną w marcu z okazji rocznicy studenckiego protestu jak i okolicznościowy znaczek.
Wbrew zapowiedziom do Łodzi nie przyjechał szef PE Jerzy Buzek. Kwiatkowski wyjaśnił, że samolot, którym b. premier wracał z Lizbony spóźnił się na lotnisko w Monachium i musiał on czekać na kolejne połączenie z Polską. Buzek obiecał jednak, ze w marcu spotka się w Łodzi z b. strajkującymi studentami.
Strajk łódzkich studentów rozpoczął się 21 stycznia 1981 r. i trwał do 18 lutego. Poprzedziła go kilkunastodniowa akcja "Solidarne Czekanie". Uczestniczyło w nim ok. 10 tys. osób. Rozmowy protestujących studentów z przedstawicielami ówczesnego rządu toczyły się w auli Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego.
Studenci domagali się niezależności uczelni, swobodnego wyboru przedmiotów, zniesienia praktyk robotniczych i rejestracji NZS. Żądano ograniczenia cenzury, zaprzestania represji wobec opozycji, niezawisłości wymiaru sprawiedliwości i nowych podręczników historii.
Łódzki strajk wywołał prawdziwą lawinę protestów. 23 stycznia 1981 r. Ogólnopolski Komitet Założycielski ogłosił w całym kraju solidarnościową akcję protestacyjną. Powołał również Międzyuczelnianą Komisję Porozumiewawczą. 29 stycznia ówczesne władze zdecydowały się na negocjacje. Na czele delegacji rządowej stanął minister nauki, szkolnictwa wyższego i techniki prof. Janusz Górski.
17 lutego 1981 r. zarejestrowano Niezależne Zrzeszenie Studentów. Dzień później Górski pojechał do Łodzi, gdzie parafował porozumienie kończące strajk studencki.
Z okazji 30. rocznicy łódzkich strajków i powstania Niezależnego Zrzeszenia Studentów byli działacze Zrzeszenia w wydali oświadczenie dotyczące katastrofy smoleńskiej. Przypominają w nim m.in. że opozycja demokratyczna lat 80., której znaczącym elementem był NZS "pielęgnowała tradycje niepodległościowe, których fundamentem były m.in. takie pojęcia jak bezkompromisowość w walce o prawdę".
Przypomnieli, że nigdy nie interesowały ich żadne "substytuty wolności, prawdy czy niepodległości". Według nich pozycja Polski na arenie międzynarodowej będzie zależeć od naszej postawy.
Zaznaczyli, że w samolocie lecącym do Katynia "było wielu naszych przyjaciół zarówno z NZS jak i tych, którzy razem z nami przez wiele lat budowali nasze Państwo". "Fakt szoku, jaki przeżywamy do dzisiaj, nie zwalnia nas z obowiązku walki o honor i prawdę w tej sprawie" - czytamy.
"Coraz częściej ulegamy jako Polacy złudzeniu, że jesteśmy w stanie coś osiągnąć bez wysiłku, czy twardego domagania się o swoje. (...) Dramat w Smoleńsku staje się pewnym rubikonem w myśleniu o przyszłości naszej Ojczyzny" - czytamy w oświadczeniu. Jak podkreślono liczenie na Rosjan w sprawie wyjaśnienia czegokolwiek w tej katastrofie nie może być traktowane jako objaw naiwności.
"Niestety trzeba potraktować to znacznie gorzej. Oddanie śledztwa w ręce Rosjan nosi wszelkie znamiona działania na szkodę naszego kraju. Raport Rosjan, który nas tak bulwersuje nie jest przypadkowym wydarzeniem lecz logicznym skutkiem decyzji podjętych wcześniej" - twierdzą b.działacze NZS.
"Najbardziej jednak boli nas fakt, że w tę sprawę czy też w udział w jej zakłamywaniu zaangażowało się wielu naszych kolegów. Nikt nas nie przekona, że ocena i wola wyjaśnienia Katastrofy Smoleńskiej, czy też, chęć upamiętnienia ofiar jest wyborem politycznym. Setki tysięcy naszych obywateli na ulicach miast podczas pierwszych dni żałoby są dowodem na to, że tak nie jest. Najwyższa pora, aby otwarcie i głośno o tym powiedzieć. Jesteśmy winni to naszym tragicznie zmarłym przyjaciołom: Oli, Januszowi, Maćkowi, Przemkowi, Sławkowi, Władkowi i Grzesiowi" - napisano w oświadczeniu przekazanym PAP.
Podpisało się pod nim kilkudziesięciu b. działaczy NZS z całego kraju, m.in. Robert Bitner, Jakub Bułat, Mariusz Kamiński, Piotr Skwieciński, Andrzej Papierz. (PAP)
jaw/ par/