Jeden z najpopularniejszych polskich aktorów i satyryków Jacek Fedorowicz kończy we wtorek 80 lat. Artysta zasłynął jako jeden z najważniejszych głosów, wyśmiewających absurdy PRL-owskiej polityki.
Fedorowicz to aktor, satyryk, konferansjer, autor tekstów, felietonista, prozaik, scenarzysta, z wykształcenia malarz. O początkach swojej artystycznej kariery pisał: "plany mieliśmy bardzo typowe dla ludzi młodych i – powiedzmy – dość skromne: chcieliśmy tylko zbawić świat, nic więcej" – wspominał w książce "Ja jako wykopalisko" w 2011 r. – "Chcieliśmy go gruntownie naprawić we wszystkich dziedzinach, przy czym środkiem do celu miała być sztuka. Zaczęliśmy od urządzenia świetlicy w domu akademickim”.
Wraz z kolegą, Fedorowicz – wówczas student wydziału malarstwa Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku – stworzył międzyuczelniany zespół teatralny, który zyskał ogólnokrajową sławę jako teatr Bim-Bom. Grupą młodych amatorów aktorstwa opiekowała się dwójka absolwentów krakowskiego PWST: Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela. "Młodziutki Jacek Fedorowicz (wówczas malarz) unosił się w powietrzu w charakterze zbawczego aniołka odzianego we flanelową nocną koszulę. Ktoś może powiedzieć, że dziecinne były te wszystkie fruwające symbole, ale raczcie pamiętać, że opowiadam o odwilży raczkującej” – pisała poetka Agnieszka Osiecka w książce "Szpetni czterdziestoletni".
W tym czasie Fedorowicz rozpoczął także współpracę z radiem gdańskim, a także pracę jako rysownik; pisał skecze, monologi, teksty piosenek. Jednak to dzięki występom w Bim-Bom i rosnącej popularności kabaretu zawdzięcza Fedorowicz aktorską sławę. Ostatecznie dla sceny porzucił – nie bez wyrzutów sumienia – sztalugi i farby. Wspominał jednak słowa jednego z profesorów ze szkoły plastycznej, który powiedział Fedorowiczowi: "Ja nie mam ambicji wychowania pana na malarza, ale na artystę". W 1960 roku Fedorowicz zadebiutował w filmie "Do widzenia, do jutra", debiucie reżysera Janusza Morgensterna.
W połowie lat 60. młody aktor trafił do Telewizji Polskiej, gdzie współtworzył takie programy rozrywkowe jak "Poznajmy się", "Kariera" czy "Małżeństwo doskonałe". Z czasem zaczął pojawiać się na ekranie – wystąpił w takich filmach jak m.in. "Lekarstwo na miłość", "Małżeństwo z rozsądku", "Polowanie na muchy", "Poszukiwany, poszukiwana" czy "Nie ma róży bez ognia". W latach 70. Fedorowicz był również jednym z twórców magazynu satyrycznego "60 minut na godzinę", prezentowanego na antenie Polskiego Radia. Stworzył w nim kilkanaście postaci, w tym Kolegi Kuchmistrza i Kolegi Kierownika. W 1974 r. zadebiutował książką "Poradnik estradowca dla kolegów dramatycznych".
Na początku stanu wojennego artysta – od 1980 r. członek "Solidarności" – zerwał kontakty z państwowymi mediami. Zaangażował się w działania podziemne, w tym artystyczne, publikując w prasie "drugiego obiegu" i podziemnych wydawnictwach. Przypomniał sobie także o wykształceniu malarskim i pracy plastycznej; Fedorowicz tworzył satyryczne rysunki, nawiązujące do sytuacji politycznej w kraju, m.in. komiks "Solidarność – 500 pierwszych dni" czy "Portret nieznanego mężczyzny z wąsem, II połowa XX wieku". Opis, jak tłumaczył po latach, "to taka formułka muzealna, która nieźle oddawała stosunek ówczesnej władzy do Lecha Wałęsy". Wraz żoną, artysta zaangażował się także w działania Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom.
Do jego najpopularniejszych prac satyrycznych należała parodia PRL-owskiego dziennika telewizyjnego, w której Fedorowicz kazał najważniejszym osobistościom życia politycznego mówić – jak tłumaczył – "herezje". "Wielką uwagę przykładałem do synchronizacji tekstu z ruchem ust postaci mówiących moim głosem (Rakowski, Żukowski, Janiszewski i inni). Miała powstać pełna iluzja, że to właśnie oni mówią. A mówili – rzecz jasna – herezje. To mogło być tak śmieszne tylko wtedy. Dlatego, że telewizja była tym aroganckim mówcą, któremu wolno było wszystko powiedzieć o społeczeństwie i obrażać je na wszelkie możliwe sposoby" – wspominał. "I nagle ktoś w imieniu setek tysięcy obrażonych ludzi zemścił się na telewizji. Zarazem było to w prosty sposób śmieszne. Ale było tak gorąco przyjmowane, dlatego, że posiadało cechy odwetu".
„Dziennik Telewizyjny”, wyśmiewający nierzetelność telewizyjnych dziennikarzy i absurdy świata polityki, prowadził w TVP od połowy lat 90., choć program służył już jedynie celom rozrywkowym, nie politycznym. W 2006 r. Fedorowicz odszedł z Telewizji Polskiej. Do dziś pozostaje aktywnym komentatorem życia politycznego i społecznego w Polsce. (PAP)
Pj/ aszw/