Polscy komuniści, którzy z pomocą Związku Radzieckiego, przejmowali po II wojnie światowej krok po kroku władzę, zawłaszczając kolejne obszary życia obywateli, w swoim marszu nie mogli pominąć sfery duchowej i intelektualnej. Wolna wymiana myśli, niekontrolowane źródła informacji i literatura mogły stanowić niebezpieczeństwo zarówno w pełnym przejęciu, jak i utrwaleniu władzy w kraju. Komuniści szybko dostrzegli konieczność całkowitego opanowania rynku wydawniczego, księgarskiego i bibliotecznego. Uznali, że komunikacja realizowana za pomocą książki może być skutecznym środkiem do opanowania ludzkich umysłów.
Od 1944 r. zaczęto przejmować zakłady przemysłu poligraficznego. Ustawa nacjonalizacyjna ze stycznia 1946 r. przyniosła kres prywatnemu drukarstwu. Kolejnym warunkiem panowania nad polityką wydawniczą była kontrola w gospodarce papierem. Władze doprowadziły też do niwelacji praw autorskich, unieważniając specjalnym dekretem wiele umów wydawniczych. Odtąd minister kultury i sztuki rozporządzał prawami do wydawania wszystkich dzieł m.in. Marii Konopnickiej, Henryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa czy Stefana Żeromskiego.
Restrykcje finansowe i wprowadzony od 1947 r. mechanizm koncesjonowania wyeliminowały prywatne oficyny wydawnicze z rynku. O ile jeszcze w 1945 r. udział prywatnych wydawców w globalnej produkcji książek przekraczał połowę, to pięć lat później spadł do zaledwie 8 proc. Nieco większą swobodę miały spółdzielnie księgarsko-wydawnicze, które formalnie nie były przedsiębiorstwami państwowymi, były jednak w pełni podporządkowane władzy. Nie uchroniło to ich przed scentralizowaniem, a następnie upaństwowieniem. Komuniści nie zapomnieli także o przekształceniach na rynku księgarskim, eliminując w krótkim czasie prywatne i spółdzielcze księgarstwo.
W tym samym czasie prowadzono akcję druku klasyków polskiej literatury. Już w maju 1945 r. Krajowa Rada Narodowa podjęła uchwałę o Narodowym Wydaniu Dzieł Adama Mickiewicza. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych wydano 35 tytułów o łącznym nakładzie 1,75 mln egzemplarzy. Na rynek trafiły dzieła Henryka Sienkiewicza, Elizy Orzeszkowej, Bolesława Prusa czy Leona Kruczkowskiego. Oprócz wydania tak ważnych dla kultury polskiej pozycji jak np. „Pan Tadeusz”, „Faraon”, „Krzyżacy” czy „Stara baśń”, władze przystąpiły do promowania tzw. literatury postępowej.
„Książka i Wiedza” będąca na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych największym polskim wydawnictwem, została przekształcona w wydawnictwo stricte partyjne. Pierwszymi charakterystycznymi seriami były: „Biblioteka Wiedzy o Krajach Socjalistycznych” i „Biblioteka Myśli Socjalistycznej”. W kolejnych miesiącach powstała „Biblioteka Przodowników Pracy”, a także biblioteczki poszczególnych tytułów prasowych. W ramach tej tzw. Biblioteki Prasy rocznie rozprowadzano około 10 mln książek, każda w cenie 2,40 zł przeznaczonych głównie dla prenumeratorów poszczególnych tytułów. Poza czołowymi dziełami socrealizmu w niebotycznych nakładach (minimum 100 tys. egzemplarzy na tom) wychodziły na rynek kolejne tomy dzieł Marksa, Engelsa i Lenina. Tylko 13 tomów „Dzieł Józefa Stalina” ukazało się w nakładzie 1,8 mln egzemplarzy. Nakłady „Krótkiego kursu WKP(b)” do 1951 r. przekroczyły 1,2 mln egzemplarzy. Ukazywały się setki tytułów będących tłumaczeniami najczęściej fachowej, albo nacechowanej ideologicznie literatury radzieckiej. Nie były to oczywiście jedyne książki, jakie wówczas ukazywały się, niemniej jednak w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych rynek zalany został literaturą społeczno-polityczną, nikomu nie służącą i po prostu niechcianą.
Równolegle z tym zjawiskiem postępowała eliminacja literatury niepożądanej. Przy czym początkowo nie do końca wiadomo było, którą książkę należy uznać za złą. Już w 1945 r. dochodziło do swoistych samosądów nad książkami. Zwolennicy wprowadzanego systemu, często na niskich szczeblach partyjnej hierarchii, kierowani własnym przeczuciem podsycanym chęcią przypodobania się przełożonym, na własną rękę próbowali dokonywać pierwszych selekcji księgozbiorów bibliotecznych.
Pierwszymi ofiarami tej polityki padły książki polemiczne wobec komunizmu i marsistowsko-leninowskiej ortodoksji. Podobnie było z pozycjami nawiązującymi do idei polskiego patriotyzmu, sławiącymi zwycięstwo polskie nad bolszewikami w 1920 r. czy gloryfikującymi II Rzeczpospolitą. Po sfałszowanym referendum i wyborach do Sejmu Ustawodawczego przygotowano pierwsze listy z zakazanymi tytułami. Obligowano wówczas Kuratoria Okręgów Szkolnych do usunięcia wyznaczonych pozycji, wychodząc z założenia, że to właśnie najmłodsze pokolenie jest najbardziej narażone na ewentualne wpływy niebezpiecznej literatury.
W fachowym czasopismach wskazywano na konieczność usuwania określonych książek z bibliotek. Otwarcie pisano o tym, że przebudowa ustroju społeczno-politycznego i idąca za tym konieczność „przekształcenia psychiki obywateli” wymusza usuwanie literatury „małowartościowej i społecznie szkodliwej”. Redakcja „Poradnika Bibliotekarza” wskazywała, że oczyszczenie placówek bibliotecznych z książek antyradzieckich czy antykomunistycznych jest niewystarczające. „Księgozbiory nasze zawierają jeszcze wiele literatury nieodpowiedniej i przestarzałej, przesiąkniętej duchem rozkładu, duchem nacjonalizmu lub kosmopolityzmu” – wyjaśniano. Sugerowano, aby szczególną uwagę zwracać na literaturę piękną. Tam, „pod płaszczykiem pozornie wzniosłych idei”, kryć się miały tendencje, które gloryfikowały ustrój kapitalistyczny i moralność mieszczańską.
Warto w tym miejscu przytoczyć rymowankę, która ukazała się na łamach „Szpilek” w 1951 r. Wydaje się, że dość dobrze oddaje ona ducha tamtych poczynań:
„[…] Gdy książki wartościowe wędrują pod strzechy,
Wyplenić trzeba chwasty, wymazać stare grzechy.
Wywalić z szaf, podpalić owego śmiecia góry!
W nich miejsce dla prawdziwej jest dzisiaj literatury”.
W 1950 r. weryfikacja księgozbiorów dotknęła przeszło 90 proc. wszystkich bibliotek, z których usunięto około 60 tys. tomów. Było to preludium do wielkiej akcji, jaką w latach 1952–1953 potajemnie przeprowadziło Ministerstwo Kultury i Sztuki wraz z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego. Przygotowana w październiku 1951 r. lista zakazanych książek składała się z trzech części: pozycji uznanych za niebezpieczne dla nowego systemu (1682 egzemplarze), książek zdezaktualizowanych (239 pozycji) oraz literatury dla dzieci (563 pozycje). W sumie wykaz obejmował blisko 2,5 tys. tytułów, jednak faktycznie liczba była znacznie większa, gdyż przy niektórych nazwiskach autorów (np. Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego, ale także w tym czasie już Władysława Gomułki, Mariana Spychalskiego czy Zenona Kliszki) zapis cenzorski obejmował wszystkie utwory danego autora. Wśród pisarzy polskich na indeksie umieszczono m.in. Zofię Kossak-Szczucką, Czesława Miłosza, Teodora Parnickiego czy Jana Parandowskiego. Na cenzurowanym znaleźli się m.in. tacy twórcy zagraniczni jak Jack London, Karol May czy Edgar Wallace. Na czarnej liście literatury dziecięcej znalazły się przykładowo: „Katechizm polskiego dziecka” Władysława Bełzy, wszystkie utwory Hanki Burskiej, Lidii Czarskiej, Stanisława Pasławskiego, szereg pozycji Edmunda Jezierskiego, Lucy Maud Montgomery czy Ewy Szelburg-Zarembiny.
Akcję przeprowadziły specjalne komisje, w skład których weszli przedstawiciele Wydziału Oświaty, Wydziału Kultury i Wydziału Społeczno-Administracyjnego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, pracownicy Referatu do Spraw Wyznań, a także Wojewódzkiego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Akcja przeprowadzona została na terenie całego kraju i obejmowała poza bibliotekami również księgozbiory prywatne oraz parafialne. Wszystko odbywało się w tajemnicy przed opinią publiczną. Osobom uczestniczącym w akcji zabroniono powielania listy zakazanych książek, a sam spis po dokonaniu czystki miał wrócić do instytucji, z której go otrzymano.
Spis z końca 1951 r. był największym, ale nie pierwszym, ani ostatnim, w którym umieszczono książki uznane przez władze za szkodliwe, wrogie czy zdezaktualizowane. Zawierał on wyłącznie alfabetyczny spis poszczególnych pozycji, które miały z bibliotek zniknąć. Nie ujęto w nim żadnych powodów, dla których to właśnie te, a nie inne książki miały zostać zniszczone. Inne dokumenty pozwalają, przynajmniej w określonym wymiarze, odtworzyć pobudki, którymi kierowali się ówcześni decydenci. W wielu wypadkach dowodzą one przerażającego absurdu stalinowskich rządów.
Oto kilka wybranych tytułów wraz z uzasadnieniami:
- J. Tomaszewski, „Słowniczek ortograficzny”, Poznań 1945 – „Brakiem jest nadmiar terminów z zakresu mistyki”;
- B. Bieniulis-Strynkiewicz, „Rzeźba francuska XIX i XX w.”, Warszawa 1947 – „Oparte na kryteriach burżuazyjnej estetyki”;
- M. Gromadzka, „Owady pożyteczne”, Warszawa 1947 – „Bez doświadczeń Związku Radzieckiego. Fałszywie przedstawiona rola Biura Entomologii Stanów Zjednoczonych”;
- T. Milewski, „Jakimi językami mówią ludzie”, Warszawa 1949 – „Praca pisana dwa lata przed ukazaniem się pracy J. Stalina o językoznawstwie. Całkowicie zdezaktualizowana pozycja”;
- W. Hensel, „Kłamstwo nauki niemieckiej o Słowianach”, Warszawa 1947 – „Mimo wielu faktów bezspornie słusznych, broszurę należy odrzucić, jako spadek po gomułkowskim podejściu do zagadnienia niemieckiego”;
- Z. Jachimecki, „Muzyka kościelna Moniuszki”, Warszawa 1948 – „Nie nadaje się w żadnym razie do popularyzacji. Już samo wyodrębnienie tego zagadnienia kładzie fałszywy akcent na najmniej dziś dla nas żywą dziedzinę twórczości wielkiego, postępowego kompozytora +Halki+”;
- W. Husarski, „Juliusz Kossak”, Warszawa 1948 – „Ujęcie tematu całkowicie tradycjonalistyczne, bezkrytyczne lub świadomie idealizujące szlachetczyznę”.
Nie zawsze akcja oczyszczania księgozbioru musiała kończyć się usunięciem i zniszczeniem książki. Niekiedy Komisja Oceny Wycofywanych Wydawnictw podejmowała decyzję o pozostawieniu niewielkiej ilości egzemplarzy danego tytułu w określonej bibliotece, albo przekazaniu ich do antykwariatów. Innym razem tworzono wykazy książek, które miały zostać „odłożone i zabezpieczone”. Nie wyjaśniano przy tym, co to właściwie oznaczało. Nie da się dziś dokładnie ustalić skali przeprowadzonego drenażu bibliotek. Można szacować, że ofiarą padło od kilkuset tysięcy do kilku milionów książek.
Czy władza komunistyczna po II wojnie światowej paliła zakazane książki? Zapewne zdarzały się takie wypadki, ale były one wówczas wyłącznie inicjatywą poszczególnych osób. Rozwiązanie systemowe było inne – zdecydowanie bardziej racjonalne, mniej kontrowersyjne i nie wywołujące złych skojarzeń. Doskonale ujął to Stanisław Adam Kondek pisząc, że władza ludowa postanowiła wytępić wrogą literaturę „metodą racjonalnego zagospodarowania surowców wtórnych”. Będące na indeksie książki trafiały do kilku Zbiornic Księgozbiorów Zabezpieczonych, gdzie następnie w zdecydowanej większości przeznaczane były na przemiał dostarczając niezbędny i deficytowy materiał potrzebny do dalszej produkcji książek.
Polityka władz komunistycznych wobec książki w pierwszym dziesięcioleciu po II wojnie światowej z jednej strony była niezbędną i bezwzględnie pożyteczną rewolucją oświatową promującą czytelnictwo jako takie, oferując możliwości łatwego dostępu do książki, która kiedyś była dla wielu była dobrem luksusowym, z drugiej jednak była nacechowana ideologicznie, przesycona treściami propagandy komunistycznej. Prowadzona przez kilka lat akcja oczyszczania zbiorów bibliotecznych miała charakter systemowego niszczenia dóbr kultury polskiej, wpisując się w najgorsze tradycje totalitaryzmów światowych.
Paweł Szulc
Źródło: Muzeum Historii Polski