„Ktoś, kto nie widzi jak wiele zawdzięczamy USA między okresem prezydentury Wilsona, a latami dziewięćdziesiątymi minionego wieku, jest osobą niewdzięczną” – podkreślił Zbigniew Lewicki podczas dyskusji o historii stosunków między USA i Polską od 1915 roku do III RP.
Punktem wyjścia dyskusji zorganizowanej w Domu Spotkań z Historią jest najnowszy 92 numer kwartalnika „Karta”. Jego autorzy przypominają historię stosunków polsko-amerykańskich w kluczowych dla odzyskania suwerenności latach I wojny światowej.
Zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w sprawę niepodległości Polski nie ograniczało się wyłącznie do realizacji postulatów sformułowanych w programie prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona. W kolejnych latach zdewastowanej wojną Polsce pomagały amerykańskie organizacje pod przewodnictwem Herberta Hoovera. W 1926 r. Stany Zjednoczone Ameryki obchodziły 150. rocznicę uzyskania niepodległości. W Polsce rocznica ta stała się okazją do zademonstrowania wdzięczności za pomoc udzieloną przez rząd USA i amerykańskie organizacje charytatywne po 1917 r. Pod „Deklaracją Podziwu i Przyjaźni” podpisało się około 20 proc. mieszkańców II RP, czyli 5,5 miliona osób. „Deklaracja, pięknie oprawiona w stu tomach wraz ze złotym medalem – prezentem od narodu polskiego – została wręczona przez Leopolda Kotnowskiego w Białym Domu” – pisał „New York Times” 15 października 1926 r.
Jak zauważył Zbigniew Gluza z Ośrodka „Karta”, „Deklaracja” jest dokumentem wyjątkowym, ponieważ, „każdy z nas może w niej odnaleźć swoich bliskich”. Jak dodał, jest więc ona nie tylko świadectwem wydarzenia sprzed niemal 100 lat, ale również dokumentem indywidualnych losów Polaków. „Gdy zetkniemy się z takim świadectwem nabieramy świadomości, że losy każdego są wyjątkowe” – podkreślił Gluza. Zdaniem prezesa „Karty” „Deklaracja Podziwu i Przyjaźni” pokazuje również, że ówcześni Polacy traktowali USA jako mocarstwo sprzymierzone, nie tylko z nowym państwem polskim, ale również społeczeństwem. „Jeśli zastanowimy się nad całym biegiem XX wieku było to jedyne mocarstwo, które nigdy nie było dla Polski zagrożeniem. Państwa europejskie były nie tylko zagrożeniem militarnym, ale również duchowym, ponieważ mogły Polskę zdradzić. Nawet zdrada USA w Jałcie bolała znacznie mniej. Wydaje mi się, że ten rodzaj więzi politycznej i społecznej jest bardzo ważny” – stwierdził Gluza. Prezes „Karty” zapowiedział również udostępnienie „Deklaracji” w internecie. Portal prezentujący ten dokument ma zostać zaprezentowany już 18 października.
Pod „Deklaracją Podziwu i Przyjaźni” podpisało się około 20 proc. mieszkańców II RP, czyli 5,5 miliona osób. „Deklaracja, pięknie oprawiona w stu tomach wraz ze złotym medalem – prezentem od narodu polskiego – została wręczona przez Leopolda Kotnowskiego w Białym Domu” – pisał „New York Times” 15 października 1926 r.
„Ktoś, kto nie widzi jak wiele zawdzięczamy USA między okresem prezydentury Wilsona, a latami dziewięćdziesiątymi minionego wieku, jest osobą niewdzięczną” – mówił Zbigniew Lewicki, amerykanista z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W jego opinii nie jest to jednak podziw wzajemny i nie do końca powszechny również w Polsce. Jak dodał, ten charakter relacji amerykańsko-polskich wynika w dużej mierze z faktu, że sprawy polskie znane są wyłącznie części elit amerykańskich. Do jego opinii odniósł się były szef Sekcji Polskiej „Głosu Ameryki” Maciej Wierzyński. Zdaniem dziennikarza pracującego przez kilkanaście lat w USA, owo zrozumienie elit amerykańskich dla spraw polskich ma swoje korzenie w okresie prezydentury Thomasa Woodrowa Wilsona.
Stosunek Thomasa W. Wilsona do sprawy polskiej oceniał David McQuaid – wieloletni korespondent w Polsce, obecnie redaktor Geopolitical Intelligence Services. Jego zdaniem okres prezydentury Wilsona był momentem narodzin amerykańskiego idealizmu w podejściu do spraw międzynarodowych. „Wilsonizm, oznacza idealizm wynikający w dużej mierze z uwarunkowań kulturowych, protestanckich. Jest to idealizm, który opłaca się na dłuższą metę. Altruizm łączy się w nim z podejściem biznesowym” – podkreślił McQuaid, tłumacząc korzenie amerykańskiej pomocy dla Polski. W jego opinii okres I wojny światowej był również początkiem nowoczesnego establishmentu amerykańskiej dyplomacji, której zadaniem było „przekuwanie takich działań na cele praktyczne w polityce”.
Profesor Zbigniew Lewicki zwracał uwagę również na rolę osobistych stosunków polskich działaczy z politykami amerykańskimi, szczególnie prezydentem Wilsonem. W tym kontekście wymienił zasługi Ignacego Jana Paderewskiego. Jego zdaniem rola przyszłego polskiego premiera w zbudowaniu opinii Wilsona na temat sprawy polskiej jest dziś zupełnie niedoceniana. „Zupełnie nie rozumiem dlaczego w Warszawie nie ma ulicy, placu, mostu imienia Paderewskiego. Stolica nie uznała za stosowne upamiętnienie człowieka, któremu w dużej mierze zawdzięczamy niepodległość” – stwierdził prof. Lewicki.
Paderewski był chętnie przyjmowany przez amerykańskich polityków. „Był bożyszczem muzyki, jego popularność można porównać do dzisiejszych gwiazd pop-u” – stwierdził Lewicki. Jego opinię podzielił David McQuaid. „Muzycy zajmowali szczególne miejsce w ówczesnym świecie i przez to był w stanie wpływać na amerykańskiego prezydenta” – podkreślił amerykański dziennikarz. „Takich ludzi jak Paderewski i Edward Mandell House zabrakło podczas II wojny światowej” – dodał Maciej Wierzyński. House był doradcą prezydenta Wilsona. Ocenia się, że miał bardzo duży wpływ na wyznaczenie przez niego celów, takich jak niepodległość krajów Europy Środkowej i opracowanie paktu Ligi Narodów.
Postacie Hoovera, Wilsona i House’a były upamiętnione już w przedwojennej Warszawie. W tym kontekście Wierzyński przywołał wspomnienia swojej matki, która opowiadała mu o „czasach po I wojnie światowej i Hooverze, który przywiózł do Polski pomoc”. Bardzo podobne relacje przedstawiał w rozmowach z Wierzyńskim Jan Karski, któremu matka opowiadała o „amerykańskim prezydencie, który pomagał polskim dzieciom”.
Dyskutanci rozważali również jak szeroka była wiedza ówczesnych Polaków o kraju tak dalekim jak USA. „Pamiętajmy, że w okresie międzywojennym wiedza Polaków o Ameryce była bardzo niewielka, znacznie mniejsza niż w okresie PRL” – stwierdził prof. Lewicki. Odmienną opinię wyraził Maciej Wierzyński. „Nie wolno pomijać znaczenia polskiej emigracji sprzed 1914 r., która wywodziła się głównie z Galicji. Ogromne rzesze Polaków znalazły tam swoje miejsce i były przekaźnikiem informacji, na przykład poprzez listy” – stwierdził Wierzyński. Na dowód przytoczył fragmenty artykułów z prasy polskiej, które wyrażały wdzięczność za przyjęcie Polaków i wzywające do przyjęcia Polaków czekających na Ellis Island. „Nie było mitem, lecz praktycznym podejściem, że emigracja do Ameryki jest ostatecznym rozwiązaniem problemów, które są trudne do przezwyciężenia. W latach 1890-1914 do USA wyemigrowały 2 mln Polaków” – zauważył Wierzyński. W jego opinii ich korespondowanie z rodakami w kraju było bardzo intensywne i było środkiem przekazywania informacji na temat tego kraju postrzeganego jako „raj”. „Rola doświadczeń osobistych była ogromna bo budowała mitologię Ameryki w Polsce” – podkreślił Wierzyński.
Odnosząc się do współczesnych relacji polsko-amerykańskich dyskutanci stwierdzili, że Polska, po śmierci takich postaci jak Jan Nowak-Jeziorański i Zbigniew Brzeziński nie dysponuje „ambasadorami w USA”, którzy mogliby wspierać jej interesy. W opinii profesora Lewickiego problemem polskiej dyplomacji po 1989 r. jest również wyłącznie reagowanie na działania Waszyngtonu, bez próby wskazywania własnych priorytetów. Jego zdaniem do wyznaczenia takich celów polskiej polityki niezbędne jest stworzenie ośrodka eksperckiego zajmującego się wyłącznie sprawami amerykańskimi. Maciej Wierzyński zwrócił uwagę na konieczność większego wykorzystania do zabiegania o polskie interesy Polonii w USA.
Przedmiotem dyskusji było również porównanie Wilsona z jego następcą z okresu kolejnej wojny światowej – Franklinem D. Rooseveltem, w kontekście stosunku do polskich interesów. Zdaniem McQuaida Wilson jest niedoceniany, a jego osiągnięcia są w cieniu zasług Roosevelta dla amerykańskiego zwycięstwa w wojnie. „Pamiętajmy, że założenia polityki Roosevelta były znacznie bardziej ambitne i dalej idące, niż idealizm Wilsona. Mimo to Wilson poniósł porażkę w momencie niewstąpienia USA do Ligi Narodów. Jego wizja moralnego przywództwa Ameryki legła w gruzach” – stwierdził David McQuaid. W jego opinii stąd bierze się różnica w ocenie obu przywódców w samej Ameryce. Mimo to dla reputacji USA w świecie bardziej korzystne jest odwoływanie się do idealizmu, który przejawiał się m.in. uznaniem przez Wilsona prawa Polski do samostanowienia. Takie podejście w polityce USA pozwala na budowanie sojuszy, które są kluczem do ich światowej potęgi. Zdaniem prof. Lewickiego różnice między tymi politykami decydującymi o losach Polski nie są, aż tak wielkie jak mogłoby się wydawać. Maciej Wierzyński przypomniał wypowiedź Jana Karskiego, który podczas jednego z wykładów w latach osiemdziesiątych stwierdził: „Roosevelt był prezydentem Stanów Zjednoczonych, a nie Polski, więc nie można mieć pretensji, że na uwadze miał interes swojego kraju”.
Zdaniem Wierzyńskiego i Lewickiego, mimo postrzegania postawy Roosevelta jako zdrady sprawy Polskiej, podziw dla Ameryki miał swoją kontynuację po 1945 r. W ich opinii wynikał głównie z zachwytu jej osiągnięciami cywilizacyjnymi oraz pomocą jakiej Polakom udzieliła po 1945 r. finansowana przez USA UNRRA (Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy). Maciej Wierzyński przywołał przykład propagandowej wystawy zorganizowanej w 1953 r. Jej celem miało być zohydzenie kultury USA, ale jak stwierdził Wierzyński „ludzie pchali się na nią, aby zobaczyć jak wygląda Ameryka. Propaganda nie robiła na nich wrażenia, ponieważ ten kraj budził w nich nadzieje i podziw”. (PAP)
Michał Szukała