Ludowe Wojsko Polskie wymyka się prostym klasyfikacjom. Należy oddzielić dowódców i cele przyświecające Stalinowi przy tworzeniu tego wojska od zwykłych żołnierzy walczących dla Polski i nie rozumiejących uwarunkowań politycznych – mówi PAP dr Jarosław Pałka z Domu Spotkań z Historią. 12 października 1943 r. 1. Dywizja Piechoty im. T. Kościuszki rozpoczęła bój pod Lenino. W walkach zginęło ponad pół tysiąca żołnierzy, a prawie 1,8 tys. odniosło rany.
PAP: Czym było tak zwane Ludowe Wojsko Polskie? Czy była to formacja o polskim charakterze, czy raczej miała charakter kolaboracyjny w stosunku do sowieckiego okupanta?
Dr Jarosław Pałka: Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Mówimy tutaj o okresie wojny. Ludowe Wojsko Polskie wymyka się takim prostym klasyfikacjom. Z jednej strony powstało na rozkaz Stalina i było podporządkowane polskim komunistom, realizującym plan podporządkowania przyszłej Polski wpływom sowieckim. Było również zaangażowane w walkę z podziemiem niepodległościowym i w legitymizowanie tego systemu. Kluczem do zrozumienia charakteru tego wojska jest fakt, że było ono podporządkowane partii komunistycznej i nie realizowało interesu narodowego.
Jednocześnie należy pamiętać, że służyły w nim dziesiątki tysięcy Polaków, którzy nie walczyli dla Stalina, ale dla Polski i chcieli wrócić do wolnego i demokratycznie rządzonego kraju. Dla tego celu przelewali krew, lecz ich czyn zbrojny został wykorzystany politycznie.
Należy oddzielić dowódców i cele przyświecające Stalinowi przy tworzeniu tego wojska od zwykłych żołnierzy walczących dla Polski i nie rozumiejących uwarunkowań politycznych.
Musimy pamiętać, że wojsko to wyzwalało niemieckie obozy koncentracyjne i przyniosło wolność dla dziesiątek tysięcy polskich Żydów. Odpowiedź na to pytanie nie może być więc prosta. Nie można powiedzieć, że było to wojsko polskie, ponieważ nazwa ta przynależała wówczas dla armii podlegającej rządowi polskiemu na uchodźstwie. Nie zgadzam się jednak na mówienie, że były to polskojęzyczne formacje Armii Czerwonej lub kolaboracyjne. Żołnierze walczyli na polskiej ziemi, bili się o Warszawę, potem na Wale Pomorskim, o Kołobrzeg, ale także o granicę na Odrze i Nysie.
Dr Jarosław Pałka: Należy oddzielić dowódców i cele przyświecające Stalinowi przy tworzeniu tego wojska od zwykłych żołnierzy walczących dla Polski i nie rozumiejących uwarunkowań politycznych.
PAP: Skąd wzięło się określenie „ludowe” w nazwie tzw. armii Berlinga?
Dr Jarosław Pałka: Ta nazwa została ukuta przez komunistów w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ze względów propagandowych. W dwóch wcześniejszych dekadach mówiono o „odrodzonym Wojsku Polskim”. Wszystko to miało odróżniać tę armię od armii II RP i pokazywać, że służyła ona innej, lepszej idei. Zwrot Ludowe Wojsko Polskie zaczął funkcjonować właśnie wówczas, ale nigdy nie było określeniem formalnym. We wszystkich oficjalnych dokumentach mówiło się o Wojsku Polskim lub Siłach Zbrojnych PRL.
LWP pojawiało się w propagandzie i potocznym mówieniu o armii tych czasów. To określenie pozostało do dziś i jest obecnie używane zarówno przez krytyków tej formacji, którzy chcą ją odróżnić od wojska niepodległej II RP, jak i osoby, które wychowały się w tamtym systemie i służyły w tamtym wojsku.
PAP: Jaki był skład społeczny tej armii?
Dr Jarosław Pałka: W momencie tworzenia LWP większość jej żołnierzy stanowili mieszkańcy Kresów. Byli to często synowie rolników, właścicieli ziemskich, inteligencja. Robotników było tam bardzo niewielu, niemal wszyscy spośród tej garstki byli członkami dawnej Komunistycznej Partii Polski. To wojsko mogło zmieniać swój skład dopiero po zakończeniu II wojny światowej, gdy można było bardziej świadomie kształtować politykę personalną w armii i tworzyć wojsko robotniczo-chłopskie.
W czasie wojny LWP składało się w 85-90 proc. z Polaków, ale ten współczynnik dotyczy tylko szeregowych i niższych oficerów. Korpus oficerski składał się w 1944 r. w około 60 procentach z oficerów Armii Czerwonej, którzy dowodzili poszczególnymi dywizjami oraz kontrolowali Sztab Główny, później Generalny. W czasie całej II wojny światowej w LWP służyło ponad 18 tys. oficerów sowieckich. Na czele LWP stali Berling i Żymierski, ale ich dowodzenie wynikało z przyczyn propagandowych i było jedynie formalne - Stalin chciał, aby najwyższym dowódcą był Polak. Zarówno jednak Żymierski, jak i Berling byli współpracownikami NKWD. Ponadto wszystkie wysokie funkcje były w zdecydowanej większości obsadzone przez sowietów.
PAP: Czy weterani LWP opisując swoją wojenną sytuację często podkreślali: „trafiłem do Berlinga, ponieważ nie zdążyłem do Andersa”?
Dr Jarosław Pałka: To określenie można przypisać większości żołnierzy, którzy wstąpili do tego wojska w 1943 r. Dla kilkudziesięciu tysięcy zesłańców na Syberię i do Kazachstanu był to jedyny wybór. Gdyby mogli to zapewne wybraliby Armię Andersa, czyli wojsko Polski niepodległej. Wstąpienie do dywizji dowodzonej przez Berlinga było szansą na ucieczkę z „sowieckiego raju”, lepsze życie i możliwość powrotu do Polski.
Należy pamiętać, że zaciąg do armii Andersa był utrudniony. Sowieckie wojenkomaty nie współpracowały z przedstawicielami polskich władz w takim stopniu, w jakim działo się to w okresie zaciągu i poboru do wojska Berlinga, gdy władzom sowieckim i polskim komunistom zależało na ściąganiu Polaków z każdego regionu ZSRS, aby formacja ta była jak największa.
PAP: Jak żołnierze Berlinga byli przyjmowani w granicach „nowej Polski”?
Dr Jarosław Pałka: Gdy w 1944 r. żołnierze Berlinga wkraczali na tereny Podola i Wołynia byli traktowani jako wojsko polskie, chociaż podległe sowietom, ponieważ byli nadzieją na ratunek przed ludobójstwem dokonywanym przez Ukraińców z UPA. Byli nadzieją na lepszą przyszłość. Podobnie było na Lubelszczyźnie. Pamiętajmy, że niemiecka okupacja Lubelszczyzny i Zamojszczyzny była niezwykle okrutna.
Mimo nieufności, było to dla miejscowej ludności wojsko polskie, co prawda podległe sowietom. Bardzo trudno było oddzielić te dwie sprawy i zapewne nie do końca rozumieli oni czym jest to wojsko, ale mogli mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Przede wszystkim, że wojna i okupacja kończą się. Szybko okazywało się, że razem z tym wojskiem idą oddziały Armii Czerwonej represjonujące Polaków i walczące z podziemiem niepodległościowym. Akcja „Burza” w dużej mierze opierała się na założeniu, że Armia Krajowa będzie współpracowała z Armią Czerwoną. Szybko też okazało się, że nie jest to wyzwolenie, a żołnierze LWP nie przynoszą wolności i niepodległości, a ich formacja służy interesom innym niż niepodległego państwa polskiego.
PAP: Jakie nastroje panowały w szeregach tej formacji? Jako jeden z przykładów niskiego morale LWP wymieniana jest wielka dezercja żołnierzy 31. Pułku Piechoty jesienią 1944 roku.
Dr Jarosław Pałka: Dezercje występowały na dużą skalę. Wiele z nich wynikało z powodu trudnych warunków bytowych żołnierzy. Wojsko było bardzo słabo zaopatrywane, a kraj był wyniszczony wojną. Dużą rolę jednak odegrała także decyzja dowództwa Armii Krajowej, które zakazało wstępowania w szeregi tej formacji. Zaciągi były więc bojkotowane i często nie udało się utworzyć pełnych stanów bojowych jednostek. Dezercje sięgały kilku procent stanów osobowych, a komuniści obawiali się, że będą narastały.
Czasami żołnierze LWP byli wcielani do tej formacji przymusowo. Alternatywą był dla nich łagier. Tak było choćby w przypadku żołnierzy AK po operacji „Ostra Brama” na Wileńszczyźnie, czy też partyzantów z 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Większość oficerów sowieci aresztowali, szeregowcy zmuszeni zostali do wstąpienia do LWP (wielu zmuszano zresztą do wstąpienia do Armii Czerwonej). Z relacji żołnierzy LWP, w których nagrywaniu brałem udział, nie wynika jednak, aby taki przymus wobec nich istniał. Weterani starają się tłumaczyć okoliczności wstępowania do LWP i z pewnymi zastrzeżeniami podkreślają, że walczyli o wolną Polskę. Nie wskazują również zbyt wielu przypadków dezercji, choć mówią między innymi o egzekucjach złapanych dezerterów, które odbywały się na placach apelowych, a ich świadkami były całe oddziały.
PAP: Czy weterani LWP wspominają o stosunku sowieckich oficerów służących w tej formacji do zwykłych żołnierzy i polskich oficerów?
Dr Jarosław Pałka: Nie mamy wielu relacji, w których jasno byłby określony ich stosunek do LWP. Sowieccy oficerowie otrzymywali takie zadanie i nie miało dla nich zbyt wielkiego znaczenia to, czy służą w Armii Czerwonej czy w LWP. Oczywiście zdarzało się, że oficerowie sowieccy dowodzący jednostkami tej formacji odczuwali pewien związek z LWP, ponieważ w ich żyłach płynęła polska krew.
Należy pamiętać, że do LWP początkowo kierowano tych oficerów sowieckich, którzy mieli, choćby częściowo, polskie pochodzenie. Nie sądzę jednak, żeby ta służba zbytnio różniła się od tej w szeregach Armii Czerwonej. I tak jak w armii sowieckiej dyscyplina była na bardzo różnym poziomie, tak również w LWP pojawiały się na przykład przypadki nadużywania alkoholu i szafowania krwią swoich podwładnych. Przykładem może tu być nie tylko Karol Świerczewski, ale również dowodzący pod Lenino ppłk Franciszek Derks, czy dowodzący na najniższych szczeblach – kompanii czy batalionu. Jeden z żołnierzy LWP we wspomnieniach mówił, że nie szanował swojego sowieckiego dowódcy, ponieważ jego jedyną taktyką było hasło „wpieriod” [naprzód], stosowane niezależnie od tego jak przedstawiała się sytuacja na linii frontu i jak wyglądały siły nieprzyjaciela. Rozpoznanie było na bardzo niskim poziomie. Zresztą najczęściej nie stosowano innego rozpoznania niż „rozpoznanie bojem”.
PAP: Czy służba w LWP była przepustką do kariery w PRL?
Dr Jarosław Pałka: To złożony problem. Warto, aby powstały monografie pokazujące, w jaki sposób żołnierze i oficerowie służący w LWP realizowali się w PRL. Oczywiście wielu z nich trafiło na najwyższe stanowiska państwowe. Jako przykłady takich karier można wymienić, między innymi Wojciecha Jaruzelskiego czy Floriana Siwickiego i kilku innych oficerów z Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego wprowadzających stan wojenny. Niemal cała powojenna "wierchuszka" LWP miała za sobą służbę w armii Berlinga (niektórzy natomiast w partyzantce Gwardii i Armii Ludowej).
Wielu pełniących później wysokie funkcje państwowe zaczynało swoje kariery w aparacie polityczno-wojskowym armii. Można tu wymienić między innymi Edwarda Ochaba i Romana Zambrowskiego. Wojsko też stało się po wojnie silnym narzędziem państwa rządzonego przez komunistów.
Dr Jarosław Pałka: Pamiętajmy jednak, że w LWP w trakcie wojny służyło około 350 tysięcy żołnierzy. To byli często bardzo zwyczajni ludzie, którzy byli demobilizowani tuż po zakończeniu działań wojennych. Nie wszyscy więc byli beneficjentami systemu i tworzyli jego struktury.
Pamiętajmy jednak, że w LWP w trakcie wojny służyło około 350 tysięcy żołnierzy. To byli często bardzo zwyczajni ludzie, którzy byli demobilizowani tuż po zakończeniu działań wojennych. Nie wszyscy więc byli beneficjentami systemu i tworzyli jego struktury. W ramach naszego projektu nagraliśmy około 40 relacji weteranów. Są wśród nich również takie przypadki, jak historia żołnierza LWP, który trafił do komunistycznego więzienia pod zarzutem współpracy z podziemiem niepodległościowym. Rozmawialiśmy również z weteranem, który przeszedł cały szlak bojowy od Lenino do Berlina, a po wojnie był kierowcą karetki. Gdy powstała Solidarność wstąpił w jej szeregi. Drogi byłych żołnierzy LWP były więc bardzo różne i nie można powiedzieć, żeby walka na szlaku bojowym tej formacji automatycznie otwierała drogę do najwyższych zaszczytów w PRL. Jednocześnie nie można zapominać, że w okresie PRL byli to weterani hołubieni przez władze i pamięć o nich była najmocniej akcentowana w propagandzie. Bez wątpienia najczęściej było im łatwiej zrobić karierę zawodową, choć oczywiście nie wszystkim.
Rozmawiał Michał Szukała PAP
mjs/ls
W latach 2012-2015 Jarosław Pałka koordynował projekt, w ramach którego zarejestrowano 40 wywiadów biograficznych z weteranami Ludowego Wojska Polskiego z okresu wojny. W najbliższym czasie relacje znajdą się w Archiwum Historii Mówionej Domu Spotkań z Historią i Ośrodka KARTA. Projekt realizowany był we współpracy z Katedrą Socjologii Kultury Uniwersytetu Łódzkiego.