Potrzebne jest dziś rozpoznanie pamięci o Kresach i tego, co jeszcze dziś badacze mogą zrobić, m.in. po półwieczu jej zamazywania – mówili w środę współorganizatorzy ogólnopolskiej konferencji naukowej „Pamięć Kresów – Kresy w pamięci” z Instytutu Pamięci Narodowej.
Akcentowali przy tym, że historia Kresów i wypędzonych stamtąd Polaków jest dziś – wobec wieloletniej „polityki niepamięci” - znacznie trudniejsza do badania, niż np. utrwalana przez lata historia wysiedlonych Niemców.
Podczas inauguracji zorganizowanej w Gliwicach konferencji naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Katowicach dr hab. Adam Dziurok przypomniał m.in., że - według różnych szacunków - przez Górny Śląsk przejeżdżała albo na nim zatrzymała się jedna piąta, a nawet jedna czwarta, wszystkich opuszczających swe ziemie Kresowian.
Dr Bogusław Tracz z katowickiego oddziału IPN mówił m.in. o kontekstach, w których Kresowianie znajdowali się na ziemiach zachodnich i północnych. „Mamy obraz ukształtowany trochę niestety przez filmy typu: +Sami swoi+, że była to sielanka, było w tym wszystkim dużo humoru. Nie do końca, trzeba pamiętać, że ta adaptacja była bardzo trudna” - zastrzegł, wspominając o kulturowej obcości miast, do których przybywali Kresowianie, o w dużym stopniu splądrowanych mieszkaniach, do których trafiali, czy o częstej niewspółmierności otrzymywanych przez nich rekompensat za utracone mienie – do jego wartości materialnej.
Dr Tracz wspomniał też o panującym długo i częstym przekonaniu o tzw. tymczasowości przesiedleń – przekonaniu, że nastanie trzecia wojna, los się odmieni, będzie można wrócić. Choć to z czasem zmieniało się i ludzie widzieli, że stan tymczasowości staje się stały, niektórzy z przesiedlonych jeszcze w latach 80. trzymali klucze do mieszkań na wschodzie - przekonani, że będą mogli ich użyć.
Badacz IPN podkreślił przy tym znaczny wpływ Kresowian na powojenne życie Górnego Śląska – oddziaływaniu kresowych elit na Politechnikę Śląską, bytomską operę, teatr Wyspiańskiego w Katowicach, Śląską Izbę lekarską, adwokaturę czy środowiska nauczycielskie.
Jednocześnie podkreślił, że pamięć o Kresach wśród przesiedlonych początkowo była bardzo silna i w pełni kultywowana – rekonstruowane były np. firmy z kresowym rodowodem szczycące się tym chociażby w nazwach czy ogłoszeniach, jak „mistrz szewski ze Stanisławowa”.
Z chwilą upaństwowienia wielu sfer działalności gospodarczej czy poddaniu ich pod tzw. zarząd spółdzielczy nazwy odnoszące się do dziedzictwa kresowego zniknęły - kawiarnia „Lwowianka” w 1949 r. nazywała się już „Warszawianka”. Ślady dziedzictwa kresowego od tego czasu usuwane było z przestrzeni, a temat zniknął z dyskursu publicznego.
Dr Tracz zaznaczył, że jeszcze w latach 90. ub. wieku w historiografii polskiej i niemieckiej próbowano porównywać sytuacje wypędzonych z Kresów Polaków i wypędzonych z Ziem Zachodnich i Północnych Niemców. „Można dokonywać takiego w ogóle porównania, ale zasadnicza różnica jest w tym, że Niemcy, którzy opuścili swoje ziemie rodzinne w 1945-46 roku (…) przez okres powojennego półwiecza mogli pielęgnować swoją pamięć historyczną” - zaakcentował.
Przypomniał, że przesiedleni w Niemczech od początku stanowili znaczną silę polityczną, która otrzymała wsparcie polityczne i finansowe Republiki Federalnej – mogli wydawać książki, pisma, posiadać stowarzyszenia; podjęto także jeszcze pod koniec lat 40. duży program badawczy zmierzający do zachowania ich pamięci.
„W Polsce mamy sytuację zupełnie odmienną. Ludzie, którzy przyjechali z Kresów zostali skazani na politykę niepamięci. Nawet w dowodach osobistych wpisywano im jako miejsce urodzenia Związek Radziecki (…). To wszystko jest wyczyszczone, Kresy funkcjonują na zasadzie kilku zdań w podręcznikach szkolnych” - podkreślił badacz zaznaczając, że sytuacja zaczyna zmieniać się dopiero pod koniec lat 80 ub. wieku.
„Temu, że ta pamięć tak silnie została wyrugowana na pół wieku, towarzyszyła bardzo silna mitologizacja Kresów. Nie były prowadzone prawie żadne badania, a już o badaniach na Wschodzie – terenowych czy archiwalnych, nie mogło być mowy. Ponieważ nie było podstawy intelektualnej po 1989 r. zaczęto odbudowywać tradycję kresową w oparciu o pewne klisze jak te, że wszyscy na Kresach mówili tzw. lwowskim bałakiem i że cała kultura kresowa jest w stylu kabaretu Szczepka i Tońka” - zastrzegł dr Tracz.
Wyraził nadzieję, że gliwicka konferencja zbliży badaczy „do pewnego rodzaju rozpoznania pamięci o Kresach" i tego, "co jeszcze jesteśmy w stanie uczynić po tych ponad 50 latach milczenia i ostatnich ponad 25 latach traktowania tematu nie zawsze do końca naukowo”.
Trzydniową ogólnopolską konferencję „Pamięć Kresów – Kresy w pamięci” przygotowały oddział Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach oraz Muzeum w Gliwicach. Obie te placówki już od lat zajmują się tematem – przede wszystkim w kontekście obecności Kresowian w regionie i mieście.
W 2010 r. Muzeum w Gliwicach przygotowało wystawę „Gliwiccy Kresowianie” i wydaną następnego roku publikację pod tym samym tytułem (już wcześniej placówka w podobnych przedsięwzięciach przedstawiała gliwickie mniejszości i wielokulturowość miasta, prezentując gliwickich Ormian, ewangelików i Żydów).
Szerszy kontekst badań opisujących problemy adaptacji na Górnym Śląsku Polaków wysiedlonych po II wojnie światowej z Kresów Wschodnich Muzeum w Gliwicach wraz z katowickim IPN przedstawiły w 2010 r. na konferencji „Kresowianie na Górnym Śląsku”. Noszącą ten tytuł publikację pod red. dr. Tracza katowicki IPN wydał w 2013 r. (PAP)
autor: Mateusz Babak
edytor: Agata Zbieg
mtb/ agz/