23 listopada krakowski Sąd Okręgowy zajmie się sprawą izraelskiego małżeństwa, które Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu oskarżyła o kradzież przedmiotów z byłego niemieckiego obozu Auschwitz – dowiedziała się w piątek PAP w oświęcimskiej prokuraturze. Śledczy skierowali akt oskarżenia do sądu z początkiem sierpnia. Dołączony do niego został wniosek oskarżonych o dobrowolne poddanie się karze pozbawienia wolności w zawieszeniu. Izraelczycy mieliby też zapłacić nawiązkę na ochronę zabytków.
Małżeństwo z Izraela zostało zatrzymane 24 czerwca podczas rutynowej kontroli na lotnisku w Balicach. Funkcjonariusze straży granicznej znaleźli w bagażu 60-letniego mężczyzny i jego 57-letniej żony dziewięć starych przedmiotów między innymi: łyżeczki, nożyczki, noże, porcelanowe korki do butelek. Jak wyjaśnili podróżni, rzeczy te znaleźli na terenie byłego obozu Auschwitz i zamierzali zabrać do Izraela.
Turyści po zatrzymaniu zostali przewiezieni do byłego obozu, gdzie pokazali miejsce, z którego zabrali przedmioty. Był to rejon w byłym Auschwitz II – Birkenau. W czasach funkcjonowania obozu znajdowały się tam magazyny, które więźniowie nazywali „Kanadą”. Niemcy gromadzili w nich rzeczy zrabowane Żydom przywiezionym do obozu na zagładę. Pod koniec wojny hitlerowcy, którzy zacierali ślady swoich zbrodni, podpalili magazyny. Do dziś, zwłaszcza po ulewnych deszczach, ziemia „oddaje” zrabowane zgładzonym rzeczy codziennego użytku, które trafiły do "Kanady". Są one sukcesywnie zbierane przez pracowników Muzeum Auschwitz.
Małżeństwo usłyszało zarzuty kradzieży dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury oraz usiłowania wywiezienia zabytków poza granicę Polski. Grozi za to do 10 lat więzienia. Izraelczycy przyznali się do kradzieży i wyrazili skruchę. Następnego dnia po zatrzymaniu Izraelczycy zostali zwolnieni.
Po powrocie do Izraela tamtejsze media podały, że sprawcami kradzieży byli Moti Posloszny i jego żona Dominique. Posloszny, pułkownik rezerwy, zrezygnował ze stanowiska szefa wydziału nadzoru i ochrony środowiska, które zajmował w urzędzie municypalnym w mieście Herzlia. Mężczyzna twierdził, że zabrał przedmioty z byłego obozu z intencją ich uratowania i przekazania Muzeum Holokaustu Yad Vashem w Jerozolimie.
Zdaniem rzecznika Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Jarosława Mensfelta, wyniesienie jakiegokolwiek przedmiotu z Miejsca Pamięci, w którym zgładzono ponad milion ludzi, jest kradzieżą o szczególnym wymiarze. Przypomniał, że w wielu przypadkach rzeczy te należały do ofiar i są jedynym pamiątką po zgładzonych.
Latem ubiegłego roku śledczy z Oświęcimia zetknęli się z podobną sprawą. Dwaj nauczyciele z Kanady ukradli szpile przytwierdzające szyny do podkładów na rampie kolejowej w byłym obozie Birkenau. Sprawa została umorzona, ale muzeum złożyło zażalenie do Sądu Okręgowego w Krakowie, który ma je rozpatrzyć w grudniu.
Najgłośniejsza dotychczas kradzież w byłym obozie wydarzyła się w grudniu 2009 roku. Złodzieje ukradli napis "Arbeit macht frei" znad bramy byłego obozu Auschwitz I. Bezpośredni sprawcy, a także Szwed Anders Hoegstroem, który ich nakłaniał do przestępstwa, zostali skazani na kary bezwzględnego więzienia.
Obóz Auschwitz powstał w 1940 roku, KL Auschwitz II-Birkenau - dwa lata później. Stał się przede wszystkim miejscem masowej zagłady Żydów. W kompleksie Auschwitz istniała także sieć ponad 40 podobozów. Niemcy zgładzili w Auschwitz ponad 1,1 miliona osób, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości. (PAP)
szf/ ls/