Dzięki przetargowi na prowadzenie badań genetycznych chcieliśmy uzyskać większy wpływ na terminowość i zlecać ją na większą skalę. Krewni ofiar nie mogą czekać latami na identyfikacje swoich bliskich - powiedziała PAP zastępca dyr. Biura Poszukiwań i Identyfikacji Anna Szeląg.
PAP: Czym jest Baza Materiału Genetycznego IPN?
Anna Szeląg: Baza Materiału Genetycznego IPN została powołana nowelizacją ustawy o IPN z kwietnia 2016 roku. Do jej utworzenia i prowadzenia został zobowiązany Prezes IPN. W praktyce Baza funkcjonuje w strukturach Biura Poszukiwań i Identyfikacji. Jest ona tak naprawdę zbiorem danych i informacji, w tym danych osobowych i danych wrażliwych dot. krewnych ofiar zbrodni oraz szczątków ofiar odnalezionych podczas prac poszukiwawczych prowadzonych przez IPN. Zawiera także wyniki badań genetycznych i identyfikacyjnych.
Natomiast - zgodnie z ustawą o IPN - materiał biologiczny pobierany od krewnych ofiar, jak i ten pobrany z odnalezionych przez nas szczątków ludzkich - jest przechowywany w laboratorium. IPN jest zobowiązany zlecać na zewnątrz przechowywanie próbek materiału do badań genetycznych.
PAP: Jak wygląda ten proces? Jakie czynniki składają się na wybór danego laboratorium?
A.S.: Tylko laboratoria genetyczne mogą prowadzić takie badania - natomiast, o tym, które dokładnie będzie to laboratorium decyduje kierownictwo Biura Poszukiwań i Identyfikacji, przy zachowaniu przepisów dot. zamówień publicznych, albo prowadzący postępowanie prokurator właściwej oddziałowej komisji ścigania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu, jeśli sprawa jest objęta śledztwem.
PAP: Czy czynnik lokalizacji laboratorium też odgrywa znaczenie? Np. kiedy prowadzone są poszukiwania żołnierzy Henryka Flamego "Bartka" na Opolszczyźnie, to materiały genetyczne z odnalezionych szczątków są kierowane do najbliższego Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu?
A.S.: Wszystko zależy od konkretnej sytuacji. W chwili obecnej sprawa poszukiwań szczątków ofiar operacji "Lawina" - czyli zbrodni UB w wyniku której w 1946 r. zamordowano ok. 150 żołnierzy z oddziału Henryka Flamego "Bartka" - jest prowadzona w ramach śledztwa Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach. Jeżeli zespół Biura Poszukiwań i Identyfikacji odnajduje szczątki w ramach tego postępowania i medyk sądowy lub antropolog pobiera materiał kostny, badania genetyczne formalnie zleca prokurator. Wówczas zarówno zabezpieczony materiał kostny jak i materiał porównawczy przekazywany jest z Bazy Materiału Genetycznego do laboratorium, któremu zlecono badania.
PAP: Jak wygląda sam proces odnajdywania krewnych ofiar i pobierania od nich DNA?
A.S.: Należy pamiętać, że poszukujemy rodzin ofiar, wykorzystując do tego posiadane narzędzia - przede wszystkim bazę PESEL, która jest głównym sposobem docierania do nich. Krewni też zgłaszają się do nas. Kiedy nawiązany zostanie kontakt z krewnym, umawiamy się w miejscu najbardziej dogodnym dla tej osoby. Do pobrania materiału biologicznego z reguły delegujemy pracownika pionu poszukiwań pracującego w jednostce IPN położonej najbliżej miejsca zamieszkania krewnego. Zdarzało się też, że organizowaliśmy specjalne spotkania, których celem było zgromadzenie w jednym miejscu jak największej grupy krewnych w celu oddania materiału porównawczego, jak np. w powiecie żywieckim, skąd wywodzili się żołnierze zamordowani w wyniku operacji "Lawina". Wszyscy pracownicy Biura Poszukiwań i Identyfikacji są przeszkoleni w zakresie pobierania materiału porównawczego do badań DNA przez przedstawicieli Komisji Genetyki Sądowej Polskiego Towarzystwa Medycyny Sądowej i Kryminologii. Samo pobranie nie jest może procesem skomplikowanym, natomiast towarzyszy temu dość złożona procedura dokumentacyjna, która wymaga zachowania wszelkich wymogów formalnych związanych z ochroną danych osobowych.
PAP: Czy częściej poszukujecie krewnych ofiar czy też oni sami się zgłaszają?
A.S.: Z punktu widzenia skuteczności badań identyfikacyjnych, działania podejmowane z naszej inicjatywy są lepsze, ponieważ poszukujemy osób, które mogą być krewnymi ofiar przez nas typowanych, których szczątki odnaleźliśmy. Natomiast w drugim przypadku, mamy najczęściej osoby, które poszukują swoich zaginionych w różnych okolicznościach krewnych. Oczywiście naszym obowiązkiem jest pobranie danych, materiału DNA i rejestracja w bazie, ale bez długotrwałych badań historycznych, w wyniku których dopiero podejmowane są prace poszukiwawcze, nie jesteśmy w szybkim czasie odnaleźć i zidentyfikować krewnego takiej osoby.
PAP: Jak wyglądał ten proces przed nowelizacją ustawy o IPN z 2016 roku? Jak były prowadzone badania?
A.S.: W 2012 r. poprzednie kierownictwo IPN podpisało z Pomorskim Uniwersytetem Medycznym w Szczecinie (PUM) porozumienie powołujące Polską Bazę Genetyczną Ofiar Totalitaryzmów. Było to porozumienie o prowadzeniu wspólnego przedsięwzięcia, bardzo ważnego dla Instytutu i dla Polski. Jednakże postanowienia tego porozumienia nie zabezpieczały należycie interesów Instytutu. Wprowadzone w 2016 r. regulacje ustawowe dotyczące Bazy Materiału Genetycznego były naturalną konsekwencją usankcjonowania w zadaniach IPN prowadzenia prac poszukiwawczych i identyfikacyjnych, ale jednocześnie wynikały z konieczności wyeliminowania ryzyka utraty przez IPN wpływu na prowadzony proces identyfikacji ofiar zbrodni przeciwko narodowi polskiemu. Po nowelizacji ustawy o IPN w 2016 roku, kiedy została utworzona Baza Materiału Genetycznego w ramach Instytutu, wszystkie podmioty, które posiadały informacje wchodzące w zakres Bazy - na mocy przepisów prawa - zostały zobowiązane do przekazania tych danych do Instytutu. Od Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie niestety nie uzyskaliśmy całości tych danych. Trzeba pamiętać, że PUM przechowuje bardzo dużo danych genetycznych i informacji objętych śledztwami prokuratorskimi, więc sytuacja prawna jest dość skomplikowana. Niemniej, nie mamy wątpliwości, że te dane powinny być - zgodnie z prawem - przekazane do Bazy Materiału Genetycznego IPN. Prezes IPN złożył do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych wniosek o nakazanie ich udostępnienia IPN. W wyniku wszczętego postępowania została wydana przez GIODO decyzja administracyjna uwzględniająca wniosek Prezesa IPN w całości, jednak nie jest ona jeszcze prawomocna.
PAP: Jednocześnie PUM jest przecież w składzie jednego z dwóch konsorcjów, które wygrały przetarg na prowadzenie badań genetycznych dla IPN?
A.S.: To prawda, ale postępowanie przetargowe na usługi, które konsorcjanci mają wykonywać na rzecz IPN nie dotyczy prowadzenia bazy, lecz ewentualnego przechowywania materiału DNA. Sama baza, zgodnie z przepisami prawa, musi być prowadzona przez Prezesa IPN.
PAP: Przetarg został rozstrzygnięty 6 kwietnia br. W skład dwóch zwycięskich konsorcjów weszło 6 podmiotów. Czy, kiedy jest tych podmiotów więcej, proces badań genetycznych i identyfikacji jest sprawniejszy?
A.S.: Nam zawsze chodziło o to, by zdywersyfikować prowadzenie badań genetycznych po to, aby uzyskać większy wpływ na terminowość i możliwość zlecenia większej liczby badań. Bo dotychczas badania trwały zbyt długo. To co robił dla nas samodzielnie PUM, nie zaspokajało naszych potrzeb i nie spełniało naszych oczekiwań, dlatego konieczność znalezienia większej liczby podmiotów była dla nas oczywista. Musimy też pamiętać, że krewni ofiar odchodzą, biologia jest nieubłagana. Oni nie mogą czekać latami na identyfikacje swoich krewnych. Jako instytucja państwowa jesteśmy zobowiązani realizować nasze zadania racjonalnie i skutecznie.
Osobiście jestem też krytyczna wobec ustawowego obowiązku - sztucznie wprowadzonego - mówiącego o konieczności zlecenia badań grupie podmiotów. To nie jest uzasadnione żadnymi uwarunkowaniami prawnymi czy merytorycznymi. Powinniśmy mieć możliwość zlecenia badań - oczywiście, zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych - podmiotom pojedynczym. Nie ma żadnego uzasadnienia, że powinny to robić grupy podmiotów.
Taką dywersyfikację uzyskaliśmy, kiedy 4 października 2017 r. podpisaliśmy umowę z Konsorcjum GRID. Było ono złożone z 6 podmiotów - uczelni medycznych z Warszawy, Poznania, Bydgoszczy, Lublina, Białegostoku i Wrocławia. Wtedy mogliśmy - biorąc pod uwagę nasze potrzeby i możliwości uczelni - wybierać, któremu zlecimy konkretne badanie. Takiego rozwiązania długo oczekiwaliśmy. Natomiast ustawowy wymóg zlecania badań grupie podmiotów, znacznie skomplikował i wydłużył procedurę przetargową. Mam nadzieję, że kiedyś ulegnie to zmianie.
PAP: W takim razie kto obecnie podejmuje decyzję o tym, który podmiot ma prowadzić badania?
A.S.: Po przetargu możemy zlecić badania jednemu z dwóch konsorcjów. Decyzję, który konkretnie podmiot wchodzący w skład konsorcjum będzie prowadził badania, podejmuje ośrodek, który jest liderem danego konsorcjum. Obecnie, kiedy zachodzi konieczność wykonania badań genetycznych, kierujemy zapytanie ofertowe do konsorcjantów. Określamy w nim nasze wymagania i analizujemy później, która z ofert jest korzystniejsza - nie tylko pod względem finansowym, ale np. terminowym. W ciągu najbliższych tygodni okaże się jak będzie przebiegał ten proces w praktyce.
PAP: W lutym br. pojawił się problem z ogłoszeniem identyfikacji Karola i Józefa Maślanków, którzy byli ofiarami operacji "Lawina". Nie było pewności, do którego z braci należały odnalezione szczątki. Czy powodem było ich uszkodzenie, ponieważ zostali oni zamordowani granatami?
A.S.: To nie jest problem wynikający z tego, w jaki sposób zadano im śmierć. Nawet gdybyśmy znaleźli zachowane w dobrym stanie szczątki obu braci w pojedynczych jamach grobowych, to bez żadnych szczegółowych informacji np. o cechach antropologicznych, nie bylibyśmy w stanie stwierdzić, który z braci został odnaleziony. W tej sytuacji byłyby to dwa szkielety mężczyzn, którzy zostali zamordowani w podobnym wieku i o bardzo podobnym DNA. Bez źródeł historycznych, które mogłyby np. określić, który brat był w którym transporcie, określenie tożsamości jednego z nich na podstawie samych badań genetycznych jest niemożliwe. Myślę, że jest to zrozumiałe, choć z takim dylematem spotkaliśmy się po raz pierwszy. Było to niezwykle trudne dla nas wszystkich, w jaki sposób przekazać rodzinie i podać do publicznej wiadomości taką informację.
PAP: Jak wygląda sytuacja z badaniami genetycznymi, kiedy Wydział Kresowy BPiI odnajduje szczątki ofiar zagranicą?
A.S.: W każdym z państw, które dawniej były polskimi Kresami, pobranie i przewóz materiału genetycznego wygląda inaczej. Na Ukrainie nie mieliśmy jeszcze okazji prowadzić regularnych prac ekshumacyjnych, więc sprawa jest otwarta, ale oczywiście za każdym razem konieczne będzie występowanie o zgodę na pobranie i przewiezienie do Polski materiału. W przypadku Białorusi, pracowaliśmy wyłącznie w Pohoście, gdzie uzyskaliśmy zgodę strony białoruskiej na pobranie i przewiezienie do Polski materiału genetycznego z szczątków odnalezionych żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Dzięki temu udało się zidentyfikować dowódcę tamtejszej jednostki KOP, plutonowego Stefana Komara. Liczymy, że w przypadku przyszłych prac na Białorusi, zostanie zachowana ta sama procedura. W przypadku Litwy kwestia pobrania materiału biologicznego do badań genetycznych nie stwarza żadnych problemów ze względu na fakt, że pracujemy w państwie należącym do Unii Europejskiej. Mogę też powiedzieć, że jesteśmy obecnie na progu rozpoczęcia pewnego przedsięwzięcia, które będzie polegało na podjęciu działań zmierzających do identyfikacji szczątków Polaków pochowanych w Tuskulanum. W tym miesiącu Wydział Kresowy będzie uzgadniał jego szczegóły. W tym przedsięwzięciu wezmą udział polscy i litewscy archeolodzy, antropolodzy i historycy.
PAP: Czy możemy obecnie mówić o znacznym rozwoju badań genetycznych?
A.S.: Z moich rozmów z genetykami wynika, że ta dziedzina nauki rozwija się w dość szybkim tempie. Coś co było kiedyś niewykonalne w analizach genetycznych, np. 10 lat temu, dziś jest możliwe, czy po wielokroć tańsze. Obecnie możemy prowadzić m.in. badania predykcyjne, które określają grupę etniczną, z której pochodzą szczątki. Co może być szczególnie pomocne w momencie, kiedy mamy określone typowania podczas prowadzenia prac. Badania predykcyjne są dość kosztowne i jeszcze nie korzystaliśmy z tej możliwości, ale nie wykluczam, że kiedyś tak się stanie. Paradoksalnie, rozwój tej dziedziny pokazuje, że dobrze się stało, że tak późno zostały rozpoczęte prace poszukiwawcze szczątków ofiar totalitaryzmów.
PAP: Dlaczego?
A.S.: Mając na uwadze wszystkie negatywne skutki bierności państwa polskiego w poszukiwaniu szczątków swoich bohaterów po 1989 r., związane przede wszystkim z coraz mniejszymi szansami na wyjaśnienie zbrodni i osądzeniu winnych, utratą świadków czy odejściem osób, które były krewnymi ofiar, to jednak gdyby prace poszukiwawcze były prowadzone w latach 90. ówczesna medycyna nie dawałaby takich możliwości identyfikacji ofiar, jakie mamy w chwili obecnej. Dzięki temu, że prace są prowadzone teraz, istnieje realna możliwość identyfikacji ofiar z imienia i nazwiska i przywracanie ich narodowej pamięci. (PAP)
Rozmawiał Maciej Puchłowski (PAP)
6 kwietnia 2018 r. IPN rozstrzygnął przetarg na badania genetyczno-identyfikacyjne dla Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN. Przetarg wygrały konsorcjum złożone z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie i Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji oraz konsorcjum składające się z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (Collegium Medicum im. L. Rydygiera w Bydgoszczy), Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu i Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Oba konsorcja zawarły z IPN czteroletnie umowy. (PAP)
pmm/ pat/