B. zastępca komendanta wojewódzkiego MO w Gdańsku, Sylwester P., oskarżony o wydanie decyzji ws. internowania w stanie wojennym 105 działaczy "Solidarności", mówił w piątek przed sądem, że decyzje te wydawał z upoważnienia ustnego lub pisemnego ówczesnego komendanta gdańskiej MO Jerzego Andrzejewskiego.
Proces 89-letniego Sylwestra P., pułkownika Służby Bezpieczeństwa, b. zastępcy komendanta wojewódzkiego Milicji Obywatelskiej w Gdańsku, rozpoczął się w piątek przed Sądem Rejonowym w Gdańsku.
"Do zarzucanych mi czynów nie przyznaję się, odmawiam składania wyjaśnień. Nie dosłyszałem, co mówiła pani prokurator, ze względu na słuch, ale przeczytałem akt oskarżenia. Moje wątpliwości budzi ilość tych decyzji, ale jeżeli jakieś podpisywałem, to zawsze z upoważnienia ustnego lub pisemnego komendanta MO Jerzego Andrzejewskiego (nieżyjący - PAP). To wszystko, co chciałem odpowiedzieć" - mówił oskarżony.
Podczas przesłuchań przed prokuratorem, odczytanych przez sąd, b. zastępca komendanta wojewódzkiej MO w Gdańsku mówił m.in., że po 37 latach nie pamięta, żeby cokolwiek podpisywał.
Sylwester P. poinformował też sąd, że jest inwalidą I grupy, niezdolnym do samodzielnej egzystencji, a także, że cierpi na nerwicę i zanik mięśni, ma też rozrusznik serca. Na korytarzu sądowym poruszał się za pomocą chodzika.
Jego obrońca Andrzej Ring nie chciał rozmawiać z dziennikarzami.
"Nie mam do niego żalu, a tylko politowanie" – powiedział dziennikarzom, jeden z pokrzywdzonych działaczy "S", Zdzisław Bradel, który był w piątek w sądzie.
Dodał, że oczekuje "jasnej oceny moralnej tego kroku, a reszta należy do sądu". "Moja ocena jego zachowania jest zdecydowanie negatywna. Ja chodziłem wtedy o lasce i ich lekarz w Komendzie Wojewódzkiej napisał mu na kartce, że nie powinienem być w areszcie, ale ponieważ byłem redaktorem naczelnym biuletynu Zarządu Regionu Lubelskiego Solidarności, to on powiedział, że nie. I później wyszedłem po interwencji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża" – wyjaśnił Bradel.
"Jak patrzyłem dziś na tego człowieka, to mi się go zrobiło zwyczajnie żal: staruszek zniedołężniały, chory. To już tak symboliczna kara powinna być - uznanie go winnym i na tym, to się powinno skończyć. To tamtych lat i tamtych zdarzeń w żaden sposób nie odwróci. Nie sądzę, żeby był tylko trybikiem w maszynie, zastępca komendanta nigdy nie jest trybikiem. To nie jest tak, że on tylko ślepo wykonywał polecenia. W dzisiejszych wypowiedziach oskarżonego usłyszałem, ale mogę się mylić, ale jakąś arogancję i butę, czyli jakiś atrybut, którym posługiwał się w latach minionych" - powiedział dziennikarzom syn legendarnej działaczki "S" Anny Walentynowicz, Janusz Walentynowicz, który występuje w procesie jako pokrzywdzony - był internowany od sierpnia do grudnia 1982 r.
Następna rozprawa została wyznaczona na 25 czerwca. Na liście świadków znajduje się ok. 80 dawnych działaczy "S".
Decyzje oskarżonego dotyczyły m.in. Jacka Kuronia, Karola Modzelewskiego, Janusza Onyszkiewicza, Antoniego Tokarczuka, Jana Rulewskiego i Henryka Wujca.
Sylwester P. został oskarżony przez pion śledczy gdańskiego oddziału IPN o "popełnienie zbrodni komunistycznych stanowiących jednocześnie zbrodnie przeciwko ludzkości, które polegały na bezprawnym pozbawieniu wolności poprzez wydanie decyzji o internowaniu 105 działaczy NSZZ +Solidarność+".
Według IPN, decyzje, pod którymi podpisał się b. milicjant wydawano między 12 grudnia 1981 roku, a październikiem 1982 roku. Jak ustalili prokuratorzy z IPN, Sylwester P. wydając owe decyzje każdorazowo powoływał się na dekret o ochronie bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego w czasie obowiązywania stanu wojennego, w sytuacji, gdy ten akt prawny nie został opublikowany i według powszechnie przyjętych zasad prawnych nigdy nie obowiązywał.
Jak tłumaczył w grudniu ub. roku naczelnik działającej w gdańskim IPN Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, prokurator Maciej Schulz, ze względu na fakt, iż w Gdańsku miała swoją siedzibę "Solidarność", miasto to było specyficzne jeżeli chodzi o internowania w stanie wojennym: na podstawie decyzji tutejszych komendantów lub zastępców komendantów wojewódzkich MO internowano liczne osoby pochodzące z różnych regionów kraju.
Specyfika ta sprawiła, iż prowadzący śledztwo w tej sprawie gdańscy prokuratorzy IPN musieli dotrzeć do dokumentów rozproszonych w różnych archiwach na terenie Polski, aby ustalić, na podstawie czyjej decyzji nastąpiło internowanie danego działacza.
Grupę 105 osób internowanych na podstawie decyzji wydanych przez Sylwestra P. można podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich to znani wówczas działacze opozycyjni, których internowano z chwilą wprowadzenia stanu wojennego, a druga grupa, to osoby, które internowano w późniejszym okresie stanu wojennego: najczęściej były to osoby, które niedawno podjęły działalność uznaną przez władze za podejrzaną.
Sylwestrowi P. grozi kara do 10 lat więzienia.(PAP)
autor: Robert Pietrzak
rop/ dsr/