Kim byli Lisowczycy? Ludźmi wielkiej przygody. Kopyta ich koni tratowały ziemię niemal całej Europy. Wszędzie dokonywali brawurowych czynów, które przechodziły do legendy – pisze o działaniach jednej z najsłynniejszych polskich formacji wojskowych redaktor naczelny miesięcznika Piotr Zychowicz.
Lisowczycy byli przedmiotem fascynacji pisarzy, malarzy, historyków wojskowości, ale również wzbudzali przerażenie swoich wrogów i ludności terenów, na których walczyli. Jak zauważa Piotr Zychowicz, ich taktyka oraz legenda stanowiły inspiracje dla ostatnich polskich żołnierzy prowadzących działania na wschodnich Kresach dawnej Rzeczypospolitej. „Wystarczy wymienić takich partyzanckich dowódców jak Stanisław Bułak-Bałachowicz, Jerzy Dąbrowski Łupaszko i Feliks Jaworski. Wszyscy ci oficerowie prowadzili swoich – ślepo im oddanych – ludzi na najbardziej straceńcze wyprawy. Tak jak lisowczycy siali oni przerażenie w szeregach wroga” – podkreśla redaktor naczelny miesięcznika.
Dowodem na ciągłą popularność historii lisowczyków są powieści historyczne pióra Jacka Komudy. W rozmowie z „Historią Do Rzeczy” pisarz zauważa, że mimo upływu niemal 400 lat od czasów świetności tej formacji sposób ich działań może być również inspiracją dla współczesnych formacji wojsk specjalnych. Główną zasadą ich taktyki były szybkość ataku oraz umiejętność wykorzystania skromnych sił do rozbicia przeważających sił przeciwnika oraz osłabienia jego morale. „Ludzie Lisowskiego sprawdzali się na moskiewskim teatrze operacyjnym, gdzie były wielkie przestrzenie – należało je szybko pokonywać. Moskale obsadzali małe gródki, które łatwo można było zdobyć – fortelem np. wywabić załogę i pobić ją w polu” – zauważa autor powieści poświęconych wojnom polsko-moskiewskim.
Wspomnianego już twórcę tej formacji – Aleksandra Lisowskiego – sportretował jeden z najważniejszych pisarzy międzywojnia, Antoni Ferdynand Ossendowski. Fragmenty jego mało dziś znanej powieści „Lisowczycy” przypomina redakcja „Historii do Rzeczy”. „Rycerz wyniosły, chudy, barczysty, niby z rzemieni mocnych a grubych spleciony. Drapieżna głowa, wysoko podniesiona i oczy pełne odwagi, zuchwałości i przenikliwości dzikiego zwierza uderzyły króla i otaczających go panów” – pisał o audiencji Lisowskiego na dworze Zygmunta III Wazy znakomity pisarz historyczny międzywojnia.
Kilkadziesiąt lat przed Ossendowskim o Lisowczykach opowiadał na swoich obrazach Józef Brandt. „Zanim Sienkiewicz, młodszy o kilka lat od Brandta, urodzonego w 1841 r., zaczął publikować powieści ku pokrzepieniu serc, Brandt znacznie wcześniej z tą samą intencją zaczął malować obrazy sławiące czyny polskiego rycerstwa – szlachty w XVII wieku” – podkreśla Tomasz Stańczyk. Batalistyczne obrazy Brandta można oglądać do 28 października na wystawie „Józef Brandt 1841–1915” w Muzeum Narodowym w Poznaniu.
Innych, bliższych naszym czasom, bohaterów walk na Kresach przypomina Maciej Rosalak. „Kim byli rodacy, którzy najbardziej zasłużyli się dla sprawy odzyskania niepodległości przed 100 laty?” – pyta autor. Największym szacunkiem obywateli II Rzeczypospolitej byli obdarzani ci, którzy zginęli w listopadzie 1918 r. w obronie polskości Lwowa. Byli wśród nich zarówno doświadczeni oficerowie walczący w C.K. armii, ale również tysiące mieszkańców tego miasta, którzy po raz pierwszy mieli broń w ręku. Jak zauważał cytowany w artykule pierwszy dowódca obrony Lwowa kpt. Czesław Mączyński, wszystkich łączyło to, że „bez jakichkolwiek uprzednich pertraktacji zgłaszali się w szeregi”. Bój o Lwów był zdaniem Mączyńskiego jednym z najważniejszych momentów wykuwania się odrodzonego Wojska Polskiego. „Szczęśliwy się czuję, że mogę stwierdzić, iż to we Lwowie powstałe Wojsko Polskie, w zwartych i karnych formacjach, zjednoczyło wszystkich, bezwzględnie wszystkich Polaków, którzy za świętą sprawę polską chcieli walczyć i ginąć” – pisał kpt. Mączyński.
Wydarzenia listopada 1918 r. poprzedziła czteroletnia epopeja Legionów Polskich. Służba w tej formacji była szczególnie niebezpieczna dla Polaków pochodzących z obszaru zaboru rosyjskiego. Po wzięciu do niewoli wielu z nich było skazywanych na śmierć za zdradę. Jedynym oficerem, którego spotkał ten los, był Stanisław Król-Kaszubski, powieszony przez Rosjan za „zdradę ojczyzny”. Jego śmierć odbiła się szerokim echem i stała się symbolem dramatu Legionów. Jego pogrzeb w 1915 r. był jedną z większych manifestacji patriotycznych na ziemiach wyzwolonych spod panowania rosyjskiego.
Listopad 1918 r. był wspaniałym momentem odzyskania niepodległości dla Polaków, Czechów, Słowaków i słowiańskich narodów na Bałkanach. Stanowił jednak dramat dla Austriaków i Węgrów, których świat rozpadał się w tempie, którego nie mogli przewidzieć. Przedstawicieli wszystkich tych narodów łączyła służba w szeregach armii rozpadającej się monarchii habsburskiej. Jednym z ostatnich dramatów upadku Austro-Węgier były losy ich floty przejmowanej przez Chorwatów i Słoweńców. Swój udział w tych wydarzeniach mieli również Polacy. Jak pisze Piotr Semka, dwóch z nich planowało porwanie jednego ze stacjonujących w Puli kontrtorpedowców i rejs na opanowaną przez aliantów wyspę Korfu. Gdyby plan zakończył się powodzeniem, byłby to pierwszy okręt wojenny pod polską banderą, który byłby później znaczącym wzmocnieniem budowanej od podstaw marynarki wojennej. Jak przypomina autor, polscy marynarze w służbie austriackiej byli już kilka miesięcy później znaczącym wzmocnieniem odradzającego się państwa. „Można podejrzewać, że to jedna z takich właśnie grup przybyłych znad Adriatyku w lutym 1919 r. zadziwiła ówczesną Warszawę. Marynarze defilujący w marynarskich mundurach po zaśnieżonym Krakowskim Przedmieściu musieli stanowić wtedy dość surrealistyczny widok” – pisze Piotr Semka.
Wymazaną z historii PRL ważną postać polskiego ruchu komunistycznego przypomina prof. Mikołaj Iwanow. „Bolesław Mołojec mógł zostać przywódcą komunistycznej Polski. W ramach wewnętrznej dintojry w PPR został jednak zamordowany na warszawskiej ulicy” – pisze historyk i działacz opozycji antykomunistycznej. W jego opinii śmierć zamordowanego przez swoich towarzyszy odbiła się negatywnie na moskiewskich planach pełnej sowietyzacji Polski. Mołojec i jego najbliższe grono należało do najbardziej „twardogłowego” kręgu polskich komunistów – walczących po stronie sowieckiej tzw. dąbrowszczaków, którzy przetrwali fizyczną eliminację KPP u schyłku lat trzydziestych. „Gdyby dąbrowszczakom udało się zwyciężyć w wewnętrznej wojnie komunistycznej i stanąć na czele procesu komunizacji Polski, prawdopodobnie system PRL byłby o wiele bardziej okrutny i bezwzględny” – podkreśla prof. Mikołaj Iwanow.
Ważnym elementem sowieckiej polityki zmierzającej do pełnego podporządkowania narodów Europy Środkowej i Wschodniej były organizowane przez wywiad morderstwa polityczne. Jednym z kluczowych celów byli działacze ukraińskiej emigracji politycznej. Najbardziej znanym przykładem tego rodzaju działań sowieckiego wywiadu jest zamordowanie Stiepana Bandery w Monachium 1957 r. oraz przejście na stronę zachodu wykonawcy tego wyroku. Znacznie rzadziej pamiętana jest sprawa zgładzenia bliskiego Polsce szefa emigracyjnego rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej Semena Petlury. Wykonawcą wyroku był egzekutor GPU Szolem Szwarcbard. Swój czyn motywował zemstą za dokonywane przez Ukraińców pogromy. W jego obronie francuska lewica rozpętała ogromną kampanię propagandową, której efekty są widoczne do dziś w polityce historycznej Izraela. „W izraelskich miastach można pospacerować bulwarami jego imienia. Na grobie zbrodniarza – zgodnie z żydowskim obyczajem okazywania szacunku zmarłym – układane są kamyki” – pisze Piotr Zychowicz. Śmierć Petlury utorowała drogę do dominacji wśród ukraińskiej emigracji radykalnych nacjonalistów, takich jak Bandera.
W najnowszym numerze miesięcznika także analiza zbrodniczych działań chińskiego komunizmu w epoce rządów Mao Zedonga. Torbjørn Færøvik, norweski historyk, autor książki „Mao. Cesarstwo cierpienia” stwierdza, że działania komunistycznego władcy Chin były jedną z największych zbrodni XX wieku. Liczba ofiar wielkiego głodu spowodowanego utopijnymi eksperymentami Mao szacowana jest na 20-45 mln ofiar. Mimo ogromu zbrodni Mao wciąż uznawany jest w ChRL za niemal nieomylnego. „Władze ChRL muszę bronić pięknej historii partii, bo jeżeli przeszłość przestanie być wspaniała, to dlaczego partia miałaby dalej miałaby rządzić krajem” – podkreśla Færøvik.
W serii „Cenckiewicz w archiwum” dyrektor Wojskowego Biura Historycznego opisuje nieznany dokument obrazujący „zmagania z historią”, które w pierwszych miesiącach III RP trwały wśród polityków obozu „Solidarności” i postkomunistów. Ówczesny wiceminister obrony narodowej Bronisław Komorowski w notatkach służbowych z 1990 r. sprzeciwiał się uznawaniu 15 sierpnia za Święto Wojska Polskiego. Proponował datę 3 maja. Swoją opinię uzasadniał sprzeciwem komunistycznej generalicji. Wymiana opinii na szczytach MON opóźniła przywrócenie przedwojennego święta, aż do sierpnia 1992 r.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp/