Domki dla lalek są nie tylko zabawkami, ale spełniają też funkcję edukacyjną, diagnostyczną i terapeutyczną. Historia zabawek w Polsce jest marginalizowana, a przecież stanowi część naszego dziedzictwa kulturowego - powiedziała PAP dyrektorka Muzeum Domków Lalek, Gier i Zabawek Aneta Popiel-Machnicka.
Polska Agencja Prasowa: W jakich okolicznościach powstało jedyne w Polsce Muzeum Domków dla Lalek?
Założycielka fundacji Belle Époque, prowadząca Muzeum Domków Lalek, Gier i Zabawek Aneta Popiel-Machnicka: Wszystko zaczęło się 19 lat temu, gdy na świat miała przyjść moja córka. Chciałam stworzyć dla niej idealny, w pełni wyposażony i funkcjonalny dom dla lalek. Ponieważ od dziecka z wielką pasją majsterkowałam, szyłam i „umiem w elektrykę”, wydawało się to dość proste. Okazało się jednak, że wówczas w Polsce trudno było znaleźć jakiekolwiek półprodukty czy elementy modelarskie, ponieważ nie było u nas tradycji budowania domów lalek. Po części wynikało to z historycznych uwarunkowań - 123 lata zaborów, dwie wojny światowe i ogólnie niski poziom zamożności znacznej części społeczeństwa nie sprzyjał tworzeniu dość kosztownych zabawek.
Pozostało mi ściągnięcie elementów do budowy domu z zagranicy, ale ceny okazały się zaporowe. Zdecydowałam się w końcu na zakup domu z historią, który wymagał niemal całkowitej odbudowy. W tym czasie moja córka podrosła już na tyle, że mogła mi pomagać, a że jest uzdolniona plastycznie, renowacja przebiegała nadzwyczaj sprawnie. Nie liczyłyśmy się wówczas z realiami epoki - to była swobodna praca twórcza. Jednocześnie zagłębiałam się w historię domów lalek – ten świat mnie całkowicie zauroczył. Ponieważ jestem także reżyserem i moja praca polega na opowiadaniu historii, zrozumiałam, że historia domków dla lalek to niezwykła i zaklęta w tych miniaturowych domach opowieść o tym, jak ludzie kiedyś żyli, pracowali i urządzali swoje prawdziwe domy.
Dom lalek kojarzy nam się z klasycznym domem, w którym są pokoje, kuchnia, łazienka, a tymczasem w pracowniach rzemieślników powstawały też miniaturowe szpitale, kliniki weterynaryjne, szkoły, sklepy, zakłady usługowe - czyli tak naprawdę cały dawny świat w miniaturze. To świat, do którego możemy zajrzeć jak na starą fotografię, tyle że to świat utrwalony w trzech wymiarach i w kolorze. A musimy pamiętać, że domki dla lalek były nie tylko zabawkami, często zresztą zabawkami dorosłych, ale pełniły także ważne funkcje edukacyjne. W Niemczech służyły nauce - jak właściwie prowadzić dom poprzez "zarządzanie" miniaturowym gospodarstwem.
Zaczęłam kolekcjonować i odrestaurowywać zabytkowe, miniaturowe budowle. Najpierw w kolekcji znalazł się sklep, później apteka i w końcu kolejne domki. W pewnym momencie w moim mieszkaniu zabrakło już na nie miejsca. Kilkanaście lat temu otrzymałam propozycję, by pokazać je na wystawie w jednym z katowickich muzeów. Pojechały i... już nigdy do mnie nie wróciły. Zaczęły krążyć z muzeum do muzeum. Wystawy historycznych domów lalek miały dużą frekwencję i wzbudzały na tyle duże zainteresowanie, że założyłam stronę internetową poświęconą historii domów lalek, ich budowie i ciekawostkom.
Kolejnym etapem było założenie fundacji Belle Époque. Jej celem jest zachowanie dziedzictwa kulturowego, którego część stanowią właśnie domy lalek i zabawki, oraz przybliżenie społeczeństwu roli, jaką odgrywają. Jako że częste przewożenie zbiorów zdecydowanie im nie służy, osiem lat temu utworzyliśmy Muzeum Domków Lalek, Gier i Zabawek w Warszawie.
W zbiorach mamy ponad 150 historycznych domków i kilka tysięcy zabawek, głównie z okresu PRL. Pozyskiwanie zbiorów nie jest łatwe - zabawki nie są traktowane z szacunkiem, niewiele zachowało się w dobrym stanie. Czasem przechodzą z pokolenia na pokolenie, zazwyczaj jednak po prostu się je wyrzuca.
PAP: Czy jest jakiś eksponat w muzeum z niezwykłą historią?
Aneta Popiel-Machnicka: Domków z niezwykłą historią mamy co najmniej kilkanaście. Najbardziej wzruszyła mnie historia domu, który kupiłam na aukcji w Anglii. Był w złym stanie i wymagał gruntownej renowacji, dlatego też muzea się nim nie interesowały. Gdy dawna właścicielka dowiedziała się od organizatorów aukcji, że domek trafił do Polski, skontaktowała się ze mną. Okazało się, że jest wnuczką... polskiego lotnika 304 Dywizjonu Bombowego RAF, sierżanta Zygmunta Pietrasiewicza (1919-2005), który po wojnie zakochał się w Angielce Betty Hope i zbudował dla niej piękny, piętrowy domek. Przechodził on z pokolenia na pokolenie, niestety z biegiem lat uległ uszkodzeniu. Wnuczka pana Pietrasiewicza pomogła mi odtworzyć jego oryginalny wygląd. Przy tej okazji udało nam się zorganizować spotkanie rodziny Pietrasiewiczów, która pierwszy raz zjechała z całego świata do Warszawy. Spotkała się przy odrestaurowanym domku. Były to bardzo wzruszające chwile, bo część zaproszonych nie wiedziała o swoim istnieniu.
Dla nas najcenniejsze są domki zbudowane w Polsce – a jest ich naprawdę niewiele. Każdy z nich jest wykonany ręcznie, w Polsce nie produkowano ich masowo, jak np. w Niemczech. W naszych zbiorach jest domek, a właściwie pokój zbudowany w latach 30. przez pana, który pracował jako sanitariusz w szpitalu w Rydułtowach na Śląsku. Dla swojej córki Krysi zbudował przepiękny miniaturowy pokój. Wykorzystał drewnianą skrzynkę na warzywa. Meble wykonał z kartonowych opakowań po cygarach, które wręczali mu wdzięczni za opiekę pacjenci. Gdy dziś otwieramy miniaturowe szafki, widzimy jeszcze papierowe banderole po cygarach z datami pakowania i na tej podstawie możemy dokładnie ustalić, kiedy powstały poszczególne meble. Mamy w zbiorach przedwojenne domki wykonane w Wielkopolsce czy w Zakopanem. Zwykle są to domki budowane na bazie innego mebla, np. szafki nocnej lub apteczki. Jeśli kogoś w Polsce było stać na domek z wyspecjalizowanej manufaktury, to zwykle sprowadzał go z zagranicy.
PAP: Jak zmieniało się postrzeganie domków wówczas i dziś?
Aneta Popiel-Machnicka: Dziś domek dla lalek jest tanim, masowym i plastikowym produktem, nie ma nic wspólnego z zabytkowymi domkami z duszą, wykonywanymi przez wyspecjalizowanych rzemieślników miniaturzystów. W Polsce mogli sobie pozwolić na nie tylko nieliczni. W krajach zachodniej Europy czy w Ameryce Płd. domki były bardziej powszechne i często odgrywały rolę luksusowych zabawek dla… dorosłych.
Taki domek kosztował więcej niż elegancki, wykonany w uznanym zakładzie rzemieślniczym wykwintny mebel. Zespół miniaturzystów budował go wiele tygodni, a nawet miesięcy czy lat. W Niderlandach panował zwyczaj, iż pan młody zlecał budowę miniatury domu swojej narzeczonej, by wręczyć go ukochanej w dniu ślubu. Dziewczyna, często bardzo młoda, dzięki temu miała nie tęsknić za rodzinnym domem. Zdarzało się nieraz, że przekładano termin ślubu, ponieważ domek nie był jeszcze gotowy.
Dziś mamy różne technologie, które pozwalają przyspieszyć taki proces, ale najcenniejsze pozostaje nadal rękodzieło. Dzieci i młodzież są zafascynowani historycznymi domkami i starymi zabawkami. Zresztą odbiór każdej z grup wiekowych jest fantastyczny! Wbrew pozorom najwięcej czasu na ekspozycji spędzają… panowie. Chyba interesuje ich przede wszystkim aspekt techniczny - np. to, w jaki sposób do wnętrza jest doprowadzony prąd elektryczny, jak działają windy czy ruchome elementy.
Starsze osoby przypominają sobie własne dzieciństwo, młodość i często się wzruszają. Co ciekawe, wszyscy zgodnie uważają, iż stare zabawki są ciekawsze od współczesnych - wierniej odwzorowują rzeczywistość, są lepiej wykonane. Dzieci doceniają to, że są one autentyczne w najmniejszym detalu. Np. strug stolarski czy igła są ostre, szklanki czy szybki w oknach są szklane, kuchenki i sprzęty do gotowania - metalowe, a obrazy - namalowane prawdziwymi farbami przez prawdziwego malarza.
Myślę, że często nie doceniamy dzisiejszej młodzieży. Wydaje nam się, że podoba im się tylko współczesny plastik i wygenerowane przez sztuczną inteligencję renderingi 3D, a tymczasem oni tęsknią za autentyzmem i prawdziwymi zabawkami.
PAP: A współczesne zabawki?
Aneta Popiel-Machnicka: Współczesne zabawki są bardzo różne. Także w tej sferze powstają przedmioty designerskie, ale nie do zabawy czy zaprojektowane przez najwyższej klasy artystów zabawki o pięknym wzornictwie, funkcjonalne, bezpieczne i świetnie wykonane. Na rynku dominują jednak zabawki dostępne cenowo i niestety - często tandetne. Chcę jednak podkreślić, iż w przeszłości również tworzono zabawki "odpustowe" i o wątpliwych walorach estetycznych. Po 1989 r. zalała nas fala tanich, okropnych zabawek ze Wschodu, wykonywanych często z nieatestowanych materiałów i bez żadnych norm. Dziś chyba nikt za nimi nie tęskni.
PAP: Jakie są plany muzeum?
Aneta Popiel-Machnicka: Za nami kolejna Noc Muzeów. Jedną z atrakcji było nocne zwiedzanie zbiorów jedynie przy świetle latarek. W czerwcu – z nadejściem wakacji - otwieramy dla zwiedzających nowo wyremontowaną część muzeum. Zaprezentujemy przepiękną kolekcję ponad pół tysiąca lalek regionalnych z całego świata, a także wystawę blisko tysiąca polskich zabawek, gier planszowych i zręcznościowych wyprodukowanych w XX w.
Muzeum cały czas się rozwija i oferuje programy edukacyjne oraz kulturalne dla wielu grup wiekowych, nie tylko dla dzieci i młodzieży, ale też dla rodzin i seniorów.
Domy lalek są świetnym pretekstem do opowiadania o różnych aspektach codziennego życia w przeszłości, o tym, jak zmieniały się trendy w urządzaniu wnętrz, a technologia wpływała nawet na styl życia. Pokazujemy np., że wraz z pojawieniem się pierwszych odkurzaczy z mieszkań znikły służbówki.
Na temat dawnych zabawek powstaje niewiele opracowań i tylko nieliczni historycy zajmują się tym zagadnieniem. Dlatego my prowadzimy intensywne prace badawcze. Ostatnio wydaliśmy opasłą monografię dotyczącą historii przemysłu zabawkarskiego na Mazowszu. Praca była niezwykle żmudna, gdyż w archiwach brakuje dokumentów, zachowały się tylko strzępki informacji. Nasze kwerendy i poszukiwania trwały wiele lat. Historia zabawek w Polsce jest niestety marginalizowana, a przecież stanowi część naszego lokalnego, ale też europejskiego i światowego dziedzictwa kulturowego. Na szczęście to się zmienia, ludzie zaczynają doceniać znaczenie zabawek.
PAP: Czy domki dla lalek są tylko zabawkami?
Aneta Popiel-Machnicka: Zdecydowanie nie. Mogą w znakomity sposób edukować, ale też inspirować do własnej twórczości. Przychodzą do nas dzieci ze szkół czy nawet przedszkoli, gdzie nauka szycia, wycinania, majsterkowania jest normą. I to jest super. Zdarzają się jednak takie grupy, w których dzieci ośmioletnie nie potrafią prawidłowo trzymać nożyczek w dłoni, nie wspominając już o wykonaniu wycinanki. Nadmierna obawa rodziców czy nauczycieli o to, by dziecko „nie zrobiło sobie krzywdy”, nie jest dobra. Praca własnych rąk, nawet jeśli jest nieporadna, uczy zaradności, poprawia motorykę i zawsze przynosi ogromną satysfakcję.
Dlatego naszym sztandarowym projektem jest akcja "Domek z sercem". To cykl charytatywnych warsztatów dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Podczas takiego spotkania grupa mieszana wiekowo wykonuje domki, w których mieszkają misiowe rodziny. Uczestnicy warsztatów budują domki z oknem w kształcie serca i wykonują kompletne wyposażenie w mebelki ze sklejki. Gotowe prace przekazujemy do różnych instytucji, w których przebywają dzieci – to szpitale dziecięce, ośrodki pomocy, hospicja itp. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że domki są nie tylko zabawkami, ale spełniają także funkcję diagnostyczną i terapeutyczną. Otóż bardzo chętnie zabierają je do swoich gabinetów lekarze zajmujący się zdrowiem psychicznym dzieci. Podczas zabawy domkiem dziecko jest autentyczne; poświęcając się zabawie, pozostaje całkowicie sobą, a specjalista może postawić trafną diagnozę - często szybciej i efektywniej niż podczas tradycyjnego wywiadu z małym pacjentem. Muzeum Domków Lalek, Gier i Zabawek to placówka z duszą i misją, więc takie działania przynoszą nam ogromną satysfakcję. (PAP)
rozmawiał Maciej Replewicz
autor: Maciej Replewicz
mr/ miś/