Choć nazwa Kanady, jej stolicy Ottawy oraz nazwy wielu miast w tym kraju mają indiański lub inuicki źródłosłów, typowo indiańskie nazwisko może być kłopotliwe. Rdzenni mieszkańcy chcą to jednak zmienić.
Pod koniec ubiegłego roku media obiegła historia Kristen Standing on the Road z Rockland (Ontario), która chciała zarejestrować działalność gospodarczą. Rejestracja przez internet trwa kilka minut, ale w przypadku Kristen, która jest Indianką Cree, zgłoszenie odrzucono.
Przedstawiciel urzędu odpowiedzialnego za rejestrację zgodnie z obowiązującą w takich przypadkach procedurą wysłał do Kristen list, wyjaśniający, że zakwestionowane zostało jej nazwisko - Standing on the Road, czyli Stojąca na Drodze. Właścicielka firmy musiała wysłać kopię dowodu tożsamości, a później została przeproszona.
Dwa lata temu kanadyjskie media opisywały problemy indiańskich użytkowników Facebooka w Kanadzie i USA. Facebook nie rozpoznaje jako "normalnych" nazwisk takich jak Lone Hill (Samotne Wzgórze) czy TallBear (Wysoki Niedźwiedź – to nazwisko profesor antropologii Kimberly TallBear z Edmonton w Albercie).
Profesor TallBear opowiadała wówczas o zablokowaniu swojego konta ze względu na nietypowe duże litery w pisowni nazwiska. W ostatnim czasie zamieściła na Twitterze informację, że Facebook znów ma problemy z uznaniem jej nazwiska za prawdziwe.
Tymczasem w Kanadzie jest wiele rodzimych nazw. "Kanata" to osada, teren; "odawa", od której wzięła się Ottawa, w języku Algonkinów to "handlować", "tkaronto", które dało początek obecnej nazwie Toronto, w języku Irokezów oznacza "miejsce, gdzie drzewa stoją w wodzie".
Jak powiedziała telewizji CBC TallBear, problemy z przetwarzaniem nazwisk podobnych do jej własnego wynikają z faktu, że "w Stanach Zjednoczonych funkcjonuje narracja, iż wszyscy już odeszliśmy". "Jest takie podświadome przekonanie, że rdzenni Amerykanie nie są częścią Ameryki" - dodała.
Wiele indiańskich imion – bo nazwisk Indianie nie używali - nie ma odpowiedników w językach europejskich. David Robertson, lingwista z Uniwersytetu Victorii w Kolumbii Brytyjskiej tłumaczył przed laty na łamach dziennika "Vancouver Sun", że rdzenni mieszkańcy nie tylko używali imion takich jak Szybka Myśl, ale też imiona te na ogół zmieniały się w ciągu życia danej osoby.
Dopiero w XIX w. misjonarze zaczęli chrzcić indiańskie dzieci imionami europejskimi, a urzędnicy zaczęli wymagać od następnych pokoleń podawania nazwisk do metryk. Ponieważ Indianie nie mieli nazwisk, niektórzy rodzice podawali imiona używane w ich plemionach, a niektórzy - europejskie imiona swoich ojców.
Jak wyjaśnia na stronie internetowej Ictinc.ca Bob Joseph, założyciel firmy specjalizującej się w szkoleniach dla osób planujących współpracę z plemionami indiańskimi, wiele nazwisk to np. zaczerpnięte z Biblii pomysły urzędników podczas przymusowych rejestracji Indian od połowy XIX w., którzy nie interesowali się ani ich kulturą, ani językami. Likwidacja indiańskich imion była też częścią przymusowej asymilacji. Przymus zanglicyzowanego „ujednolicania” nazwisk stosowano też wobec Inuitów.
W 2015 r. Komisja Prawdy i Pojednania, która dokumentowała historię wynaradawiania rdzennych mieszkańców w prowadzonych głównie przez Kościół katolicki szkołach dla Indian, wezwała rząd do ułatwienia rdzennym mieszkańcom powrotu do pierwotnych indiańskich imion w dokumentach.
Nadal jest to jednak trudne. Malarka Christi Belcourt, której partner jest Indianinem, opisywała w mediach jego starania o powrót do imienia używanego przez jego prapradziadka - Waabshkii’ogin (Białe Pióro w języku Anishinaabe). Ponieważ jednak w Kanadzie istnieje prawny wymóg używania imienia i nazwiska, powrót do indiańskiej tradycji używania imion bez nazwisk wydaje się na razie niemożliwy.
Problemy zdarzają się także z nazwami ulic. Np. w Edmonton (Alberta) - jak w grudniu podawała agencja Canadian Press - jeden z radnych sprzeciwił się nadawaniu ulicom nazw zbyt skomplikowanych dla angielskiego ucha. Burmistrz Edmonton Don Iveson przypomniał wówczas, że pierwotnie językiem używanym na obszarze dzisiejszego miasta nie był angielski.
Mimo trudności Indianie odzyskują lingwistyczną przestrzeń. Trzy lata temu miasto Hobbema (Alberta) powróciło do nazwy Maskwacis (Niedźwiedzie Wzgórza w języku Cree). W Toronto jesienią ub.r., w ramach projektu Ogimaa Mikana, na kilku głównych ulicach pojawiły się dodatkowe tabliczki z nazwami w języku Anishinaabe. Twórcy projektu, Hayden King i Susan Blight, mają nadzieję, że pojawi się więcej takich podwójnych nazw w mieście, które w Anishinaabe nazywa się Gichi Kiiwenging.
Z Toronto Anna Lach (PAP)
lach/ akl/