Paryski dom aukcyjny sprzedał w poniedziałek 24 maski i inne artefakty plemion Hopi i Apaczów za łączną kwotę ponad 520 tys. dolarów, mimo że przedstawiciele Indian, wspierani przez ambasadę amerykańską, domagali się wstrzymania sprzedaży świętych dla nich przedmiotów.
Aukcja przyniosła więcej pieniędzy, niż się spodziewano. Najdrożej sprzedano "kask wotywny" ze skrzydłami kruka, który osiągnął cenę 125 tys. euro. Oprócz masek sprzedano ponad 20 figurek Kaczynów Indian Hopi i Zuni (nowy Meksyk) oraz artefakty plemienia Apaczów Chiricahua z San Carlos w Arizonie.
W USA od 1990 roku obowiązuje zakaz sprzedaży świętych artefaktów Indian. We Francji na sprzedaż masek w zeszłym tygodniu wyraził zgodę sąd francuski; sędzia uznał - jak pisze agencja AP - że we Francji nie ma praw chroniących rdzenne ludy.
Przeciwko sprzedaży protestowała w sobotę amerykańska ambasada w Paryżu, twierdząc, że przedstawiciele Hopi i Apaczów Chiricahua z San Carlos nie mieli dość czasu, aby dochodzić swych praw we francuskim sądzie i powołać się na konwencję UNESCO o Środkach zapobiegania i zakazie nielegalnego importu, eksportu i transferu dóbr kulturalnych z 1970 roku. Zarówno Francja, jak i USA są jej sygnatariuszami.
Prawnik reprezentujący plemię Hopi, Pierre Servan-Schreiber, który kupił jedną z masek, by zwrócić ją plemieniu, powiedział, że sprzedane na aukcji przedmioty mają dla istniejącego nadal ludu szczególne znaczenie. "Kiedy ktoś wreszcie zda sobie sprawę, że nie wszystko można sprzedać i kupić?" - dodał.
W sprawie masek występowała również międzynarodowa organizacja pozarządowa Survival International, broniąca praw rdzennych ludów amerykańskich. Poprzednim razem organizacja ta próbowała nie dopuścić do aukcji w kwietniu 70 masek i figurek Kaczynów, które sprzedano za ponad milion euro.
Plemię Hopi, dla którego maski i figurki w jaskrawych kolorach, wykonane z drewna, skóry, końskiego włosia i piór, przedstawiają duchy ich przodków, sił przyrody, roślin i nadprzyrodzone istoty mitologiczne, liczy od 8 do 18 tys. członków na terenie obecnego stanu Arizona. Indianie utrzymują, że maski, używane do obrzędowych tańców, zostały nielegalnie zabrane z ich rezerwatu na początku XX wieku.
W kwietniu na aukcji w Paryżu za 931 tys. euro sprzedano kilkanaście masek Hopi z końca XIX i początku XX wieku, pomimo głośnego protestu amerykańskiego aktora Roberta Redforda. Zgodę na licytację wydał paryski sąd, odrzucając wniosek plemienia i amerykańskiego rządu o zakaz sprzedaży. Maski te według domu akcyjnego zostały w przeszłości sprzedane i odkupione legalnie. "Ważne jest, by nie tworzyć precedensu, który uprawomocniłby zakaz sprzedaży każdego świętego przedmiotu, niezależnie od tego, z jakiej kultury pochodzi. Naszym celem zawsze było wychwalanie kultury Hopi i zgodne z prawem rozpowszechnianie jej wśród jak największej liczby odbiorców" - napisał wtedy w komunikacie paryski dom aukcyjny Neret-Minet Tessier & Sarrou.
Wielbicielem masek Hopi i figurek Kaczynów był m.in. niemiecki surrealista Max Ernst, który kolekcjonował je i przedstawiał na swych obrazach podczas pobytu w Arizonie. Kolekcjonerami figurek Kaczynów byli także: przywódca ruchu surrealistycznego Andre Breton i francuski pisarz, teoretyk sztuki i minister kultury Andre Malraux (1958-1969). (PAP)
klm/ mc/