W latach 20. XX w. dzięki opracowanym przez Polaków szczepionkom powstrzymano epidemię pomoru bydła – księgosuszu, chroniąc Polskę i Europę przed wielkimi stratami w hodowli. O tym, czego wydarzenia sprzed 100 lat mogą nas nauczyć w kontekście walki z ASF, mówi PAP prof. Janusz Boratyński.
Wyniszczona I wojną światową Polska musiała się zmierzyć w 1920 roku nie tylko z trudną sytuacją polityczną, ale i z innym dużym problemem: nadchodzącą ze wschodu epidemią księgosuszu. Księgosusz (typhus bovum contagiosus) to zakaźna wirusowa choroba bydła, w której śmiertelność wynosiła 90 proc.
Dziś o chorobie tej mało kto słyszał - w 2011 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) ogłosiła, że świat jest całkowicie od niej wolny. Nie wiadomo jednak, czy choroba ta do dziś nie dziesiątkowałaby stad zwierząt na całym świecie, gdyby nie wielki wysiłek służb weterynaryjnych i polskich naukowców na początku lat 20. XX wieku obejmujący opracowanie szczepionki na tę chorobę.
W samym tylko pierwszym kwartale 1920 r. w Polsce, w związku z epidemią księgosuszu, padło 40 tys. sztuk bydła, a pomór zmierzał na zachód kraju. Już wcześniej we Francji księgosusz przyczynił się do śmierci 1,7 mln sztuk bydła. Francuzi i Niemcy, nie chcąc dopuścić do ponownego rozlania się epidemii po Europie, namawiali więc Polskę, by stada bydła wybijać. Władze II RP - w konsultacji z naukowcami - zdecydowały się na inny ruch: zapobieganie chorobie dzięki szczepieniom.
Pod Puławami zorganizowano tzw. stację księgosuszową, gdzie pod kierunkiem dr. Feliksa Jaroszyńskiego rozpoczęły się prace nad szczepionką na tę chorobę. Szczepionkę taką nie tylko udało się szybko wyprodukować (pomogły tu wcześniejsze prace w tym zakresie Marcelego Nenckiego), ale i zaaplikować stadom bydła na terenach, do których zbliżała się epidemia. Strefę ochronną ustanowiono na wschód od Wisły (przebiegała ona m.in. wzdłuż fragmentów Zbruczu, Bugu, Narwi i Biebrzy). Pięcioosobowe posterunki rozmieszczone co 5-10 km przez pół roku pilnowały m.in., by przez tę granicę nie pędzono bydła. Działania prowadzone były w latach 1921-1922, a wiosną 1922 roku zaraza na ziemiach polskich wygasła. Otrzymaniem polskich szczepionek zainteresowały się Argentyna, Niemcy i Rosja.
"To jedno z największych zapomnianych osiągnięć - nie tylko naukowych, ale też organizacyjnych i ekonomicznych w historii Polski w pierwszej połowie XX wieku" - uważa prof. Janusz Boratyński z Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN. Artykuł o zwalczaniu księgosuszu - którego naukowiec jest współautorem - opublikowano w czasopiśmie "Postępy Higieny Medycyny Doświadczalnej" https://phmd.pl/resources/html/article/details?id=182456
Prof. Boratyński wymienia podobieństwa między epidemią pomoru bydła a epidemią afrykańskiego pomoru świń (ASF), z którą obecnie boryka się Polska. Naukowiec zwraca uwagę, że w obu przypadkach chodzi o epidemię choroby wirusowej niegroźnej dla człowieka, ale dziesiątkującej stada zwierząt hodowlanych. Zarówno ASF, jak i księgosusz, to choroby wywodzące się z Afryki, które do Europy dotarły za pośrednictwem człowieka. Obie do Polski dotarły ze wschodu.
W eradykacji księgosuszu na pewno pomogło to – mówi naukowiec – że władze II RP zdecydowały się podjąć działania szybko i realizację zadania scedowały na kompetentnych ludzi. Prof. Boratyński wyjaśnia, że dr Feliks Jaroszyński w pracach nad szczepionką wykorzystał krew ozdrowieńców - krów, dla których śmiertelny księgosusz okazał się łaskawy. We krwi takich zwierząt były obecne przeciwciała broniące organizm przed chorobą. "Powielając zawartość zbawiennych białek odpornościowych obecnych w krwi takich uodpornionych zwierząt przygotowywano miesięczne po 2000 litrów surowicy, którą potem podawano bydłu" – opowiada rozmówca PAP. Takie działania gwarantowały zwierzętom czasową ochronę przed chorobą. A odporność na całe życie zwierzęta uzyskiwały dopiero, kiedy dodatkowo podano im po szczepieniu żywego wirusa.
Rozmówca PAP rozważa, czy również w walce z epidemią ASF w Polsce nie można byłoby wykorzystać ozdrowieńców - świń, które przeżyły zakażenie. Niewykluczone, że i w tym wypadku można byłoby wykorzystać do produkcji preparatów ochronnych wytworzone przez zwierzęta białka odpornościowe. Naukowiec z IITD PAN zwraca jednak uwagę, że obecnie, jeśli w jakimś stadzie pojawi się ASF, wszystkie osobniki się wybija, nie sprawdzając, które z nich przetrwają. "A one mogłyby być kluczowe dla sprawy" – komentuje prof. Boratyński.
Przed podaniem zdrowym uodparnianym zwierzętom surowicy trzeba zagwarantować, że nie ma tam śmiercionośnych wirusów. A to można by było osiągnąć np. podgrzewając surowicę, ale tak, aby zniszczyć wirusy, ale nie zniszczyć przeciwciał. Z wcześniejszych badań prof. Boratyńskiego (https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/9557872) wiadomo, jak podgrzewać przeciwciała i inne białka funkcjonalne do temperatury nawet 100-120 st. C, aby zachowały pełną aktywność. "Zakładam, że tej temperaturze wirusy powinny zginąć" – twierdzi prof. Boratyński.
"Jeśli jednak chodzi o serologię - księgosusz był znacznie łatwiejszy do eradykacji, niż ASF" - zaznacza badacz. Wyjaśnia, że wirus ASF - jak grypa - może szybciej mutować, a przez to szczepienie przeciw konkretnemu szczepowi wirusa niekoniecznie wystarczy. Choć od lat trwają prace nad szczepionką nad ASF, nie jest ona jeszcze gotowa.
W sumie od początku pojawienia się ASF w Polsce (od połowy lutego 2014 r.) do końca ubiegłego roku stwierdzono dotychczas 213 ogniska choroby u świń i wykryto ponad 3300 przypadków tej choroby u dzików.
Najwięcej zachorowań świń na ASF miało miejsce w 2018 r. Z powodu ASF w latach 2014-2018 wybito łącznie ok. 43 tys. świń (z tego 25 tys. w 2018 r.), a odszkodowania dla rolników z tego tytułu wyniosły 14 mln zł. (PAP)
Autorka: Ludwika Tomala
lt/ zan/