Zamknięcie placu Świętego Marka w Wenecji i wprowadzenie biletów wstępu - to najbardziej radykalna z dyskutowanych propozycji uregulowania napływu turystów. Uważa się, że obecna liczba prawie 25 milionów zwiedzających rocznie przekracza możliwości miasta.
Pomysł ogrodzenia najsłynniejszego weneckiego placu i wpuszczania turystów za drobną opłatą zostanie przedstawiony nowemu burmistrzowi, którego mieszkańcy wybiorą w maju. Sugestia ta ma już wielu zwolenników. Zainteresowanie nią wyrazili niektórzy kandydaci.
Na razie propozycja ta jest tematem rozmów podczas spotkań i konferencji na temat przyszłości turystyki w Wenecji. Dominuje bowiem przekonanie, że obecna sytuacja, czyli jakikolwiek brak kontroli nad liczbą turystów przybywających nad Canal Grande musi ulec zmianie.
Przypomina się, że przez większość roku plac Świętego Marka jest zatłoczony do granic możliwości.
Przede wszystkim, zauważa się na łamach prasy, należy ograniczyć napływ tzw. jednodniowych turystów, którzy przybywają tylko na kilka godzin do miasta, a następnie wyjeżdżają z niego nie zatrzymując się w hotelu i mało wydając w trakcie zwiedzania. Szacuje się, że stanowią oni 70 procent wszystkich przyjeżdżających.
Zaproponowano, by to oni płacili za wstęp na plac Świętego Marka i nawet musieli wcześniej zarezerwować miejsce. Z opłaty byliby natomiast zwolnieni posiadacze karty wstępu do weneckich muzeów i turyści, zatrzymujący się na nocleg. Wówczas dodatkowa drobna opłata turystyczna pobierana w hotelach upoważniałaby do wejścia za darmo.
Przeciwni pomysłowi zamknięcia Piazza San Marco są kupcy z samego placu. Ale i oni przyznają, że trzeba znaleźć rozwiązanie dla problemu, który nazywają "inwazją na miasto".
"Wenecja nie może być parkiem tematycznym otwieranym rano i zamykanym wieczorem. Trzeba uregulować napływ ludzi" - mówią właściciele sklepów i lokali na jednym z najbardziej zatłoczonych placów na świecie.
Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)
sw/ sp/