100 lat temu, 21 października 1923 r., urodził się Józef Bandzo ps. Jastrząb, jeden z najbardziej znanych żołnierzy oddziałów dowodzonych przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”.
"Myślałem, że dopisało mi szczęście, bo mogę się włączyć do walki o swoją ojczyznę, i cieszyłem się, że urodziłem się w odpowiednim czasie" – pisał Józef Bandzo w pamiętniku, kiedy po raz pierwszy otrzymał do ręki karabin - słowa te przytoczył historyk dr Tomasz Łabuszewski w artykule "Biuletynu IPN" (nr 1-2/2017).
"Józef Bandzo +Jastrząb+, urodzony w Wilnie, był przedstawicielem tej samej zbiorowości, co jego koledzy z 5. Brygady – Henryk Wieliczko, Zdzisław Badocha, Leon Smoleński czy Jerzy Lejkowski – wychowani przez polską szkołę, uformowani przez jej harcerstwo (należał do 11. Wileńskiej Drużyny Harcerskiej)" – wyjaśnił dr Łabuszewski we wspomnianym tekście.
Do Armii Krajowej Bandzo wstąpił we wrześniu 1942 r. Rok później rozpoczął służbę w oddziale partyzanckim – 3. Brygadzie Wileńskiej AK. Razem z nią przeszedł szlak bojowy od Mikuliszek, przez Polany, Jaszuny aż po bitwę pod Murowaną Oszmianką, w której został ciężko ranny w rękę. Kolejne tygodnie spędził na rekonwalescencji. W tym czasie na Wileńszczyznę wkroczyła Armia Czerwona.
"Służbę w 3. Brygadzie wspominam bardzo dobrze. Por. +Szczerbiec+ (Gracjan Fróg) był wspaniałym dowódcą, dbającym o swoich żołnierzy. My odpłacaliśmy mu lojalnością i oddaniem" – powiedział w 2005 r. Józef Bandzo w rozmowie z autorem tego tekstu.
Jako zastępca, a następnie dowódca patrolu dywersyjnego wsławił się wypadem z Trójmiasta na Dolny Śląsk, gdzie dokonał trzech udanych akcji ekspropriacyjnych (w Kłodzku, we Wrocławiu i w Wałbrzychu).
W lutym 1945 r. posługując się fałszywymi dokumentami, jednym z transportów repatriacyjnych Bandzo dostał się do Lublina. Tam przeszedł operację ręki, która po zranieniu była częściowo niewładna.
Przebywając w Lublinie, dowiedział się, że na białostocczyźnie działają oddziały wileńskiej AK. Wyruszył na ich poszukiwanie. Udało mu się nawiązać kontakt z 5. Brygadą Wileńskiej AK, dowodzoną przez mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę", w której objął funkcję dowódcy 3. drużyny 2. szwadronu, dowodzonego przez por. Romualda Rajsa "Burego".
We wrześniu 1945 r. "Jastrząb" został awansowany do stopnia wachmistrza. W tym samym miesiącu, w ramach akcji "rozładowywania lasów" (likwidacji oddziałów partyzanckich przez władze konspiracyjne), rozwiązano brygadę. Bandzo przeszedł wtedy, razem z całym 2. szwadronem, do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Późną jesienią 1945 r. zdecydował się jednak na opuszczenie oddziału i przerwę w działalności konspiracyjnej.
Cywilem pozostał niedługo. W styczniu 1946 r. ponownie stał się podkomendnym mjr. "Łupaszki". Jako zastępca, a następnie dowódca patrolu dywersyjnego wsławił się wypadem z Trójmiasta na Dolny Śląsk, gdzie dokonał trzech udanych akcji ekspropriacyjnych (w Kłodzku, we Wrocławiu i w Wałbrzychu).
Cztery miesiące później, jako dowódca osobistej ochrony "Łupaszki", był ponownie w odtworzonej 5. Brygadzie Wileńskiej AK, która wówczas operowała w Borach Tucholskich oraz na Warmii i Mazurach. W końcu lipca 1946 r. został na własną prośbę urlopowany.
"Chciałem się uczyć. Major to doceniał, ale z drugiej strony żal mu było pozbyć się dobrego żołnierza, któremu ufał. Podczas jednego z ostatnich spotkań powiedział do mnie: +Jak się pan ma, poruczniku+. W ten sposób dowiedziałem się, że "Łupaszka" awansował mnie do stopnia podporucznika czasu wojny" – wspominał Bandzo w 2005 r. w rozmowie z autorem tego tekstu.
W 1947 r., w ramach amnestii, Bandzo ujawnił się. Rozpoczął normalne życie, założył rodzinę. Przez cały czas jednak ciągnęła się za nim przeszłość. W 1960 r. został aresztowany i skazany w sfingowanym procesie gospodarczym na karę dożywotniego więzienia. Wyszedł na wolność po 16 latach.
"Pracowałem jako konwojent przy transportach produktów spożywczych do sklepów. Oskarżono mnie o kradzież 2200 zł pieniędzy firmowych. Średnia pensja wynosiła wówczas 1500 zł. Za to przesiedziałem w więzieniu 16 lat. Nie ukradłem tych pieniędzy, ale nikogo to nie interesowało. Był to pretekst do ukarania mnie za partyzancką przeszłość" – tłumaczył w 2005 r. Bandzo.
"Nawet po wyjściu na wolność byłem inwigilowany i narażony na prowokacje. Gdy w 1976 r. opuściłem więzienie, na kilka dni zamieszkałem w hotelu Forum. Nie wiadomo skąd do moich drzwi zapukało dwóch dawnych kolegów z partyzantki" – opowiadał w 2005 r. "Zaproponowali mi skok na bank. Powiedzieli, że mają broń i rozeznanie terenu. Motywowali to tym, że wszystkim przyda się forsa. Nie byłem tym zainteresowany, pożegnałem się z nimi i przez kilka lat nie widzieliśmy się. Gdy w latach 90. przeglądałem w IPN swoje akta, trafiłem na informacje o tej prowokacji. Moi koledzy byli wówczas na usługach SB, a wszystko zostało ukartowane, abym wrócił do więzienia i nigdy już z niego nie wyszedł" – dodawał.
Długi pobyt w więzieniu spowodował, że po wyjściu na wolność Bandzo zaczął żyć bardzo intensywnie, chciał nadrobić stracony czas. Przez pierwszych kilkanaście lat skupił się na rodzinie. Dopiero w latach 90. włączył się energicznie w przywracanie dobrego imienia oddziałom wileńskiej AK i mjr. Szendzielarza. Pracował z historykami, spotykał się z młodzieżą, brał udział w imprezach upamiętniających 5. Brygadę.
W pamięci osób, które go spotkały, zapisał się jako osoba skromna, życzliwa, pogodna, z poczuciem humoru i dobrą pamięcią.
Józef Bandzo zmarł 16 października 2016 r., siedem dni przed 93. urodzinami.
"Jako historyk byłem szczęśliwy, że spotkałem człowieka, który swoich wspomnień nie był jeszcze w stanie wymieszać ze wspomnieniami kolegów czy z literaturą. Jego wspomnienia były bardzo wartościowe, ponieważ mówił o rzeczach, które pamiętał, a nie o tych, na które potem nałożyły się kalki rozmów z kolegami" – powiedział PAP prof. Piotr Niwiński, historyk z Uniwersytetu Gdańskiego. "On przez wiele lat był dość daleko od środowiska kombatanckiego, w związku z tym jego wspomnienia były świeże" – zwrócił uwagę.
"Zawsze skromny, zdystansowany, a jednocześnie emanujący jednoznacznie uformowaną postawą, której nie udało się komunistom złamać mimo jego kilkunastoletniego pobytu w peerelowskim więzieniu, a która powodowała, że żywiło się do niego niekłamany szacunek" – zaznaczył badacz z IPN.
"Prywatnie, myślę, że tak serdecznego, uczciwego i pełnego pogody ducha człowieka trudno spotkać w życiu. Miałem szczęście, że go spotkałem. Bandzo był moim przyjacielem" – podsumował prof. Niwiński.
W 2019 r. ukazała się książka Józefa Bandzo "Tak było. Wspomnienia partyzanta 3. i 5. Wileńskiej Brygady AK".
"Trudno nie zdobyć się na wątek osobisty dotyczący +Jastrzębia+. Poznaliśmy go w pierwszej połowie lat 90., podczas pracy nad pierwszą wspólną książką poświęconą mjr. +Łupaszce+ i jego podkomendnym +Od Łupaszki do Młota+. Był, obok Rajmunda Drozda +Mikrusa+, tym byłym żołnierzem 5. Brygady, który nigdy nie skąpił nam wiedzy o swoich tak bogatych przeżyciach" – pisał w 2017 r. dr Łabuszewski. "Zawsze skromny, zdystansowany, a jednocześnie emanujący jednoznacznie uformowaną postawą, której nie udało się komunistom złamać mimo jego kilkunastoletniego pobytu w peerelowskim więzieniu, a która powodowała, że żywiło się do niego niekłamany szacunek" – zaznaczył badacz z IPN.(PAP)
Autor: Tomasz Szczerbicki
szt/ skp/