20 lat temu, 25 sierpnia 2002 r., zmarła Karolina Lanckorońska, ostatnia przedstawicielka swojego rodu, wybitna znawczyni sztuki, więźniarka niemieckich obozów koncentracyjnych, działaczka polskiej emigracji. W 1994 r. podarowała Polsce bezcenną kolekcję dzieł sztuki.
Pochodziła z jednego z najbardziej znamienitych rodów polskiej szlachty. Jej ojcem był Karol Lanckoroński, poseł do austriackiego Landtagu, członek koła polskiego, członek krakowskiej Akademii Umiejętności, historyk, znawca i kolekcjoner sztuki. Wiedeńska siedziba Lanckorońskiego była znana ze wspaniałej kolekcji sztuki, na którą składały się dzieła Rembrandta, Tycjana, Fra Angelico, Botticellego, Artura Grottgera, Jacka Malczewskiego i Jana Matejki. W latach 1888-1889 odbył podróż dookoła świata, którą opisał w dzienniku opublikowanym kilka lat później. U schyłku XIX wieku działał na rzecz renowacji krakowskiego Wawelu. Swoją pracę na rzecz dziedzictwa narodowego kontynuował w niepodległej Polsce, zabiegając o zwrot zagrabionych dzieł sztuki. Urodzona 11 sierpnia 1898 r. Karolina Lanckorońska była jego córką z trzeciego małżeństwa, z księżniczką Małgorzatą von Lichnowsky.
Wychowywała się w Wiedniu. Tam ukończyła gimnazjum, a w latach 1917-1921 studiowała historię sztuki. Interesowała się sztuką renesansu i baroku. Po uzyskaniu doktoratu na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie była uznawana za światowej sławy znawczynię twórczości Michała Anioła. Związki z lwowską uczelnią będą miały ogromny wpływ na losy jej i jej przyjaciół. Odbyła wiele podróży naukowych po całej Europie. Była sekretarzem Towarzystwa Polskich Badań Historycznych we Lwowie. W 1933 r. odziedziczyła część majątku ojca położoną w Galicji. Mimo poświęcania czasu na administrowanie dobrami ziemskimi nie zrezygnowała z kariery naukowej.
We Lwowie zastał ją wybuch II wojny światowej, a następnie sowiecka agresja z 17 września 1939 r. W dniu kapitulacji miasta rozpoczęła pisanie pamiętnika, który zgodnie z jej planami miał zostać wydany dopiero po jej śmierci. „Byli jakby ostrożni i ogromnie zdziwieni. Stawali długo przed wystawami, w których widniały resztki towarów. Dopiero po paru dniach zaczęli wchodzić do sklepów. Tam bywali nawet bardzo ożywieni. W mojej obecności oficer kupował grzechotkę. Przykładał ją do ucha towarzyszowi, a gdy grzechotała, podskakiwali obaj wśród okrzyków radości. Wreszcie ją nabyli i wyszli uszczęśliwieni” – wspominała pierwsze dni nowych, sowieckich porządków we Lwowie. Szybko zaangażowała się w działalność konspiracyjną. Równolegle kontynuowała wykłady z historii włoskiego renesansu i baroku, mimo że jej nowi zwierzchnicy zarządzający uniwersytetem nie mieli pojęcia, o jakich epokach mówi Lanckorońska. Brakowało również dotychczasowych studentów, którzy w większości opuścili okupowaną Polskę lub ukrywali się w obawie przed sowiecką bezpieką.
Zagrożona aresztowaniem postanowiła wyjechać do Generalnego Gubernatorstwa. W maju 1940 r. dotarła do Krakowa. „Widać, żeś bardzo niedawno przyjechała, jeśli się czujesz względnie bezpieczna. Pociesz się, minie ci to prędko” – usłyszała od swoich przyjaciół w stolicy Generalnego Gubernatorstwa. Szybko rozpoczęła współpracę ze Związkiem Walki Zbrojnej. Pomogła jej znajomość z Renatą Komorowską, żoną gen. Tadeusza Komorowskiego, który wówczas stał na czele Okręgu Krakowskiego ZWZ. Wspólnie zaplanowali przerzucenie Lanckorońskiej na Węgry, a następnie do stolicy Włoch, które jeszcze nie włączyły się do wojny po stronie Osi. Upadek Francji sprawił, że uznano plan wyjazdu za zbyt ryzykowny. Lanckorońska zaangażowała się w działalność w Polskim Czerwonym Krzyżu, jednej z kilku organizacji działających za zgodą niemieckich okupantów. W czerwcu 1941 r. rozpoczęła pracę w Radzie Głównej Opiekuńczej. Organizowała pomoc dla aresztowanych przez Niemców. W swoich dziennikach wspominała o „szermierkach słownych” z funkcjonariuszami reżimu Generalnego Gubernatorstwa, którzy „ostrzegali” ją, aby przemyślała wyjazd z Krakowa.
Podróżowała do wielu miast. „Przyznać muszę, że to moje nowe życie było bardzo ciekawe. Starałam się co miesiąc być w każdym z więzień, z tym że ilość miast ciągle wzrastała. Technikę jazdy też z każdym miesiącem udoskonalałam. W końcu umiałam cudownie spać wśród grupy 16 paskarzy w jednym przedziale lub klęcząc jednym kolanem na tobołku przy wejściu do wagonu” – wspominała. Swoje wysiłki uzasadniała nie tylko koniecznością obrony egzystencji narodu: „Walka jednak szła nie tylko o życie narodu, ale po prostu o wszystko, dla czego żyć warto, o wszystkie ideały każdego z nas. Szło o chrześcijaństwo, o prawa jednostki, o godność człowieka. Nieraz dziękowaliśmy Bogu za to jedno, co nam zostało, za świadomość, że giniemy w obronie wszystkich najwyższych wartości ludzkości”.
W czasie jednej z podróży w maju 1942 r., której celem było wynegocjowanie u władz niemieckich środków na dożywianie dzieci, została aresztowana na rozkaz Hansa Krügera, szefa gestapo w Stanisławowie. Niemal rok wcześniej ten niemiecki zbrodniarz był jednym z architektów mordu na polskich profesorach we Lwowie. Krüger osobiście przesłuchiwał Lanckorońską, która w odpowiedzi na jego groźby zacytowała fragment wiersza Fryderyka Schillera: „Życie nie jest najwyższym dobrem, ale wina jest największym złem”. Gestapowiec stwierdził, że Lanckorońska jest córką Niemki, a to sprawia, że „jedzie do obozu jako renegatka”. „Chcę być traktowana na równi z innymi Polakami” – odpowiedziała arystokratka. Będąc pewnym, że Lanckorońska nie odzyska wolności, Krüger potwierdził swój udział w wymordowaniu polskich profesorów. „Tak, tak. Profesorowie Uniwersytetu! Ha, ha, to moje dzieło, moje!”. Wkrótce jeden z jego towarzyszy złożył w centrali raport, w którym oskarżał Krügera o ujawnienie tej zbrodni. Gestapowiec został odwołany do Berlina. Dopiero w 1967 r. stanął przed sądem. Między innymi na podstawie zeznań Lanckorońskiej został skazany na dożywocie, ale wyłącznie za wymordowanie Żydów ze Stanisławowa, a nie inne dokonane zbrodnie. Wolność odzyskał w 1986 r. Zmarł dwa lata później.
W lipcu została przeniesiona do więzienia we Lwowie. Tam podczas przesłuchania prowadzonego przez oficera Einsatzkommando Waltera Kutschmanna ujawniła mu, że Hans Krüger przyznał się do zbrodni na polskich profesorach. Kutschmann zaskoczył ją, mówiąc, że o jej zwolnienie stara się włoska rodzina królewska. Stojący na czele niemieckiego aparatu terroru Heinrich Himmler zadecydował jednak, że jej zwolnienie nie jest możliwe, ponieważ uznał ją za wroga Rzeszy. Jako więzień specjalny trafiła do więzienia w Berlina. „Wiedziałam, że u końca tej jazdy czeka znów WALKA, a ta świadomość każdemu sił dodaje” – pisała.
W więzieniu w stolicy Rzeszy miała dostęp do niemieckiej literatury z więziennej biblioteki. Pierwszą książką, o którą poprosiła, było „Mein Kampf”. Później czytała niemiecką klasykę, ale stopniowo oddalała się od języka, który towarzyszył jej od dzieciństwa: „Ten sam język, w którym niegdyś przyjmowałam tyle dóbr kulturalnych, był dziś dla mnie jakby skażony. Przeżycia lat ostatnich go zhańbiły. Odczuwałam tę odrazę tak bardzo silnie, że nie pomogło namawianie siebie, perswazje, że sama sobie szkodzę, zacieśniając sobie własny horyzont kulturalny”. Władze więzienia wyraziły zgodę, aby została sanitariuszką. Ten okres swojego uwięzienia uznała za najbardziej pożyteczny.
W styczniu 1943 r. została przeniesiona do Ravensbrück. W obozie prowadziła wykłady z historii przeznaczone dla polskich więźniarek poddawanych zbrodniczym eksperymentom medycznym. Udało się jej również przesłać do dowództwa Armii Krajowej meldunek o niemieckich zbrodniach. „W tej beznadziejnej umieralni pozostało nam jedno wielkie źródło sił, które przybierało wciąż na intensywności. Potrzeba ucieczki w dziedzinę dóbr intelektualnych ciągle wzrastała. Spotkało nas wówczas wielkie szczęście. Jedna z Polek przeniosła z Oświęcimia skarb, który, gdy szła dalej na transport, musiała nam zostawić. Był to komplet dzieł Shakespeare’a po angielsku w jednym tomie” – pisała.
Została zwolniona wraz z grupą około 300 więźniarek po interwencji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Na początku kwietnia 1945 r. specjalnym transportem dotarła do Szwajcarii. Po zakończeniu wojny dołączyła do 2. Korpusu Polskiego we Włoszech. Tam podjęła decyzję o pozostaniu na emigracji. Powróciła do pracy naukowej i działalności na rzecz wspierania polskiej nauki, niezależnej od reżimu komunistycznego, który zapanował w kraju. W 1954 r. była współzałożycielką Polskiego Instytutu Historycznego. Wspierała także m.in. Instytut Polski oraz Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. W 1967 r. wraz ze swoją siostrą Adelajdą oraz bratem Antonim powołała Fundację Lanckorońskich, która zbierała środki dla naukowców, którzy opuścili Polskę.
W 1994 r. Karolina Lanckorońska, jak napisała w liście do prezydenta RP, „w hołdzie Rzeczypospolitej Wolnej i Niepodległej”, ofiarowała wspaniałą kolekcję dzieł sztuki. W Zamku Królewskim w Warszawie znalazło się 35 obrazów z dawnej galerii Stanisława Augusta Poniatowskiego, w tym dwa obrazy Rembrandta. Zbiory wawelskie wzbogaciło 76 obrazów malarstwa włoskiego. Jak zauważył usynowiony przez Lanckorońską Jan Lubomirski-Lanckoroński, autor wstępu do jej wspomnień wojennych, w tych działaniach przyświecało jej hasło: „Im więcej ci dano, tym więcej jesteś winien Ojczyźnie i bliźnim”.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych podjęła decyzję o przygotowaniu do druku swoich wspomnień wojennych. Ukazały się one po raz pierwszy w 2001 r. Ich autorka zmarła w Rzymie 25 sierpnia 2002 r., dwa tygodnie po 104. urodzinach. Spoczywa na rzymskim Campo Verano. Zgodnie z jej życzeniem na jej nagrobku wyryto słowa: „ze swojego polskiego rodu ostatnia”. W momencie jej śmierci wygasła bezpośrednia linia rodu Lanckorońskich.(PAP)
Michał Szukała
szuk/ skp/