W Powstaniu Warszawskim przedwojenni artyści brali udział zarówno jako żołnierze walczący z wrogiem, jak i szczególnie doświadczona podczas każdej wojny ludność cywilna. Poza tym w Powstaniu jako bardzo młodzi ludzie, a nawet dzieci, uczestniczyli przyszli aktorzy, reżyserzy, choreografowie, tancerze czy muzycy – mówi PAP Agnieszka Cubała, autorka książki "Artyści ’44", która ukazuje się pod koniec lipca.
Chociaż w powszechnym odbiorze Powstanie Warszawskie może nie kojarzyć się ze sferą artystyczną, to w swojej najnowszej książce Agnieszka Cubała pokazuje, że podczas zrywu zarówno funkcjonowało życie kulturalne, jak i sami artyści mieli wiele możliwości działania. "Część przedwojennych artystów bezpośrednio uczestniczyło w walkach na pierwszej linii frontu, niejednokrotnie broniąc najbardziej strategicznych punktów miasta. Jedną z takich osób był aktor Zbigniew Blichewicz ps. Szczerba, który dowodził oddziałem walczącym na Starym Mieście, w okolicach katedry św. Jana" – zaznaczyła w rozmowie z PAP Agnieszka Cubała.
Z kolei kobiety pełniły najczęściej role łączniczek lub sanitariuszek. "Ciekawą postacią jest Irena Kwiatkowska ps. Katarzyna, która była łączniczką majora Włodzimierza Kozakiewicza ps. Barry – szefa żandarmerii Grupy Północ AK. Co więcej, Kwiatkowska łączyła tę funkcję z występami na powstańczej scenie" – powiedziała Cubała. Natomiast Danuta Szaflarska ps. Młynarzówna, sama siebie określała mianem powstańczego gońca. Najczęściej zawiadamiała kolegów uczestniczących w imprezach kulturalnych, gdzie i o której mają następny koncert. Sama jednak nie uczestniczyła w tego typu wydarzeniach. Po latach jako powód tej decyzji podała fakt, że znacznie lepiej czuła się jako artystka dramatyczna niż estradowa.
Możliwości występów dla wojska i ludności cywilnej wbrew pozorom było bardzo dużo. "Koncerty powstańcze odbywały się w zasadzie wszędzie. Jedynie na Woli i Ochocie ich nie było, ponieważ od tych dzielnic Niemcy rozpoczęli tłumienie zrywu. To tu popełnili także najwięcej bestialskich wręcz zbrodni na ludności cywilnej" – wyjaśniła autorka książki. Najbardziej bogaty program artystyczny miało Śródmieście. "Wynikało to z tego, że wzmożony atak Niemców na tę część miasta zaczął się stosunkowo późno. W tej dzielnicy siedzibę miało również szefostwo Biura Informacji i Propagandy i to tutaj przebywało najwięcej artystów związanych z tą strukturą. Dlatego kilka dni po rozpoczęciu walk w śródmieściu powstały różnorodne grupy artystyczne, m.in. Brygada Teatralna Leona Schillera oraz Grupa Teatralno-Muzyczna Tadeusza Ochlewskiego" – powiedziała Agnieszka Cubała. Bogate życie artystyczne rozwinęło się też na Powiślu. "Z jednej strony wynikało to z tego, że znajdowało się tam konserwatorium muzyczne, z drugiej powstało tam wiele gospód żołnierskich peżetek" – wyjaśniła.
Kulminacja wydarzeń związanych z życiem artystycznym we wszystkich dzielnicach nastąpiła 15 sierpnia. "Tego dnia obchodzono uroczyście Dzień Żołnierza. Z tej okazji odbyło się bardzo wiele koncertów, akademii, spotkań towarzyskich. W Śródmieściu przygotowano nawet specjalne przedstawienie pt. +Kantata na otwarcie Teatru Narodowego+ w reżyserii Leona Schillera. Odbyło się ono w kawiarni +U aktorek+. Niestety zostało przerwane w wyniku niemieckiego ataku" – opowiadała Agnieszka Cubała. Niewiele osób wie także o tym, że na Mokotowie planowano wystawić "Warszawiankę". W próbach przedstawienia uczestniczyli m.in. Józef Węgrzyn i Maria Przybyłko-Potocka. Ich kontynuację uniemożliwiło zburzenia budynku, w którym zbierali się aktorzy.
Warszawiacy chętnie uczestniczyli w życiu artystycznym, w ogarniętej walkami Warszawie kontakt z kulturą był im bardzo potrzebny. "Miałam okazję porozmawiać na ten temat ze słynnym pianistą Janem Ekierem ps. Janosik, który zaczął koncertować 15 sierpnia. Powiedział mi, że do tego czasu, razem ze swoją żoną – Danutą Szaflarską – jej matką oraz roczną córką mieszkał u znajomych. Ze względu na ostrzał najczęściej koczowali w piwnicy. W jednym z mieszkań w tej kamienicy stało pianino. Artysta odczuwał tak wielką potrzebę gry, że w końcu zaczął obserwować, kiedy Niemcy prowadzą ataki, a kiedy robią przerwę, prawdopodobnie na obiad. Pewnego dnia, podczas jednej z takich przerw, poszedł do mieszkania i zaczął grać. Skończył na kilka minut przed spodziewanym wznowieniem ataku. Wtedy, ku swojemu ogromnemu zdumieniu, usłyszał gromkie brawa. Wyjrzał przez okno i zobaczył mnóstwo ludzi, którzy przyszli, aby posłuchać muzyki. Zdał sobie wówczas sprawę z tego, że przecież musieli mieszkać gdzieś w pobliżu i byli świadomi, że panuje tutaj intensywny ostrzał, że jest to niebezpieczne. Stojąc na ulicy, narażali się na wielkie niebezpieczeństwo. Jednak, jak stwierdził, potrzeba kontaktu z muzyką była tak duża, że gotowi byli zaryzykować. Profesor zwrócił uwagę, że to wówczas uświadomił sobie, jak wielką rolę kultura, a zwłaszcza muzyka, odgrywa w życiu człowieka" – powiedziała Agnieszka Cubała.
Dla artystów występy powstańcze były swego rodzaju służbą. Jan Ekier opowiedział o jednym z koncertów. Wszyscy artyści mający w nim uczestniczyć zostali posadzeni na krzesłach stojących na scenie. Ci, którzy nie występowali, bardzo żywo reagowali na odgłosy toczącej się nieopodal walki. Co chwilę pochylali się, słysząc serie kolejnych wybuchów. Natomiast ci, którzy akurat występowali, byli skupieni wyłącznie na tym, aby jak najlepiej odegrać swoją rolę – zagrać na fortepianie, zaśpiewać lub wyrecytować wiersz. Podobnie na ten temat wypowiadała się występująca na Starym Mieście Hanka Brzezińska. Kiedy w trakcie koncertu odbywającego się na podwórku jednej z kamienic zobaczyła nadlatujące samoloty, po prostu nie wypadało jej uciec do piwnicy. Musiała najpierw dokończyć piosenkę. Zbudowani jej postawą powstańcy również pozostali na swoich miejscach do końca występu.
Poza artystami-powstańcami nie można zapominać także o tych, którzy w Powstaniu Warszawskim uczestniczyli jako ludność cywilna. W grupie tej odnaleźć bowiem można bardzo znane postaci, wręcz legendy sceny polskiej, m.in. nestora teatru Ludwika Solskiego, reżysera, scenografa i pedagoga Iwo Galla czy wybitnych aktorów Karola Adwentowicza i Mariusza Maszyńskiego. Ten ostatni został zamordowany przez ronowców na pograniczu Ochoty i Mokotowa. Agnieszka Cubała przypomina też osoby, które artystami zostały dopiero po wojnie, a w Powstaniu uczestniczyły jako bardzo młodzi ludzie, często będąc studentami konspiracyjnego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej lub ucząc się w słynnej szkole tańca Janiny Mieczyńskiej. "Możemy odnaleźć tutaj słynne nazwiska postaci kojarzonych z Powstaniem Warszawskim, jak chociażby Alina Janowska, ale także osoby, których zupełnie nie łączymy z tym wydarzeniem, tak jak np. Andrzeja Łapickiego, Wieńczysława Glińskiego, Zdzisława Maklakiewicza" – zaznaczyła autorka książki.
Cześć z późniejszych artystów podczas Powstania Warszawskiego było dziećmi, jak np. Jan Kobuszewski, Krzysztof Kowalewski, Jacek Fedorowicz, Krzysztof Zanussi. Krystyna Zachwatowicz-Wajda miała wtedy czternaście lat. Kolportowała prasę, należała do patrolu sanitarnego, a także Wojskowej Służby Społecznej, w ramach której chodziła po mieszkaniach i zbierała żywność, zwłaszcza mleko dla noworodków. "Miała także na swoim koncie przygodę związaną z jej przyszłym zawodem, czyli pracą scenografa. W jednym ze zniszczonych mieszkań miała odbyć się msza powstańcza. Nastolatka, znana ze swoich zdolności plastycznych, przygotowała ołtarz. Wykorzystała fakt, że mieszkanie nie miało sufitu, dzięki czemu było widać niebo. Został też zburzony fragment ściany, co odsłoniło panoramę zniszczonego miasta. Resztę scenografii dorysowała węglem. Wzięła również dwie nadpalone deski, z który zrobiła krzyż na ołtarz" – powiedziała Cubała.
Doświadczenie Powstania wywarło duży wpływ na dalsze życie artystów. Część z nich bardzo chętnie opowiadała i wspominała tamten czas. Do takich osób należeli Alina Janowska, Jan Ciecierski czy Zbigniew Blichewicz. Mniej skory do takich opowieści był Zdzisław Maklakiewicz. Jednak z relacji jego córki wiadomo, że gdy pojawiał się temat Powstania, a szczególnie ówczesnego zachowania Józefa Stalina i podległej mu Armii Czerwonej, niejednokrotnie wykazywał się ogromną odwagą. "Kiedy spotykał ekipę filmowców ze Związku Sowieckiego, którzy przygotowywali materiał dotyczący II wojny światowej czy wręcz Powstania Warszawskiego, potrafił im powiedzieć, że powinni przejechać na Pragę i filmować wszystko zza Wisły. Często recytował także wiersz poety powstańczego Józefa Szczepańskiego ps. Ziutek +Czerwona zaraza+" – przypomniała autorka książki.
Jednocześnie wśród artystów były i takie osoby, które nie chciały opowiadać o Powstaniu. Danuta Szaflarska podkreślała, że dla niej wydarzenie to było przeżyciem niezwykle traumatycznym. Dlatego każdą taką opowieść dosłownie odchorowywała. "Właściwie zdecydowała się tylko dwa razy powiedzieć więcej – Barbarze Wachowicz, która napisała książkę o bohaterkach powstańczej Warszawy, oraz Dorocie Kędzierzawskiej, która zrobiła o Szaflarskiej film dokumentalny" – wskazała Cubała. Wspomnieniami niekoniecznie chciała się dzielić również Irena Kwiatkowska, która uważała, że jej doświadczenia będzie w stanie zrozumieć tylko ten, kto sam przeszedł przez podobne piekło. Poza tym Kwiatkowska nie lubiła wracać do przeszłości, była zdania, że trzeba koncentrować się na tym, co dzieje się tu i teraz, albo wręcz myśleć o przyszłości.
W swojej książce Agnieszka Cubała przybliżyła też losy Małgorzaty Damięckiej-Lorentowicz, przyszłej aktorki, która Powstanie spędziła jako łączniczka i sanitariuszka na Czerniakowie – w miejscu, gdzie toczyły się bardzo krwawe walki. "Była świadkiem śmierci swojego dowódcy, a jak się dowiedziałam od jej rodziny, mężczyzna ten był również jej miłością. Sama także ledwo uniknęła śmierci – uratowała ją właściwie tylko silna osobowość i ogromna odwaga. Stała już pod ścianą, czekając na rozstrzelanie. Niemiec kazał jej się odwrócić, żeby by nie musieć patrzeć jej w oczy. Damięcka-Lorentowicz odmówiła i zuchwale dodała, że jeśli chce ją zabić, tu musi znieść jej wzrok. Gdy żołnierz wyciągnął rękę po łańcuszek z krzyżykiem, który młoda kobieta miała na szyi, spojrzała na niego z taką siłą, że Niemiec spuścił wzrok i pozwolił jej odejść" – powiedziała Cubała.
Po kapitulacji los nie szczędził Damięckiej-Lorentowicz kolejnych trudnych doświadczeń. Po tzw. wyzwoleniu miasta wróciła do Warszawy. Pracowała w PCK w oddziale grobownictwa. Na Czerniakowie opisywała groby poległych tam żołnierzy, kontaktowała się z rodzinami, aby przekazać informację o ich śmierci, nawet musiała zidentyfikować swoją bardzo bliską koleżankę. "Z powodu tych doświadczeń bardzo długo nie była w stanie ułożyć sobie życia, nie wiedziała, jaki ma wybrać zawód, zaczęła studiować historię sztuki i stomatologię. Jedynym miejscem, w którym odzyskiwała spokój, był teatr. Wówczas pomyślała, że scena to miejsce dla niej. Tu będzie w stanie wykrzyczeć cały swój żal, strach, ból, cierpienie. Jednak, jak sama podkreśliła, nie wykrzyczała - została aktorką komediową. Myślę, że to wielki dramat tej postaci. Te wszystkie doświadczenia zostały w niej na zawsze, a ze sceny znamy ją jako osobę, która się zawsze uśmiecha" – zwróciła uwagę Cubała.
Najnowszą książkę Agnieszki Cubały wydała Wielka Litera, do księgarń trafi 27 lipca.(PAP)
Anna Kruszyńska
akr/ skp/