Patrzyłem na niego tak jak na ojca, jak na bliskiego człowieka, bo on był jak ojciec. Nie traktował mnie tylko jak fotografika, chociaż wiem, że bardzo cenił moje fotografie – mówi PAP Adam Bujak, osobisty fotograf Karola Wojtyły, a później Jana Pawła II.
Polska Agencja Prasowa: Można powiedzieć, że drogi pana i Karola Wojtyły, późniejszego papieża Jana Pawła II, skrzyżowały się właściwie już na początku pana życia. Niedaleko domu, w którym spędził pan dzieciństwo, mieszkał również Wojtyła. Również codziennie mijał pana dom rodzinny, kiedy pracował w kamieniołomie na Zakrzówku…
Adam Bujak: I wtedy był jeszcze robotnikiem Karolem Wojtyłą! Ale faktycznie, ten mój życiorys jest bardzo bliski papieżowi od samego początku. Przecież mój ojciec, który był oficerem Legionów, znał jego ojca, który także był oficerem Legionów.
Uczestniczyłem w inauguracyjnej sesji trybunałów, które będą prowadziły procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne rodziców św. Jana Pawła II. Gdy wracałem z tej uroczystości, przypomniał mi się właśnie ojciec papieża i to, jak mój ojciec opowiadał mi o spotkaniach z nim.
PAP: Fotografował pan Karola Wojtyłę, a następnie Jana Pawła II przez ponad 40 lat. Pierwsze zdjęcie przyszłego papieża wykonał pan w 1958 r., podczas święceń biskupich Wojtyły, a na stałe towarzyszył mu pan z aparatem od roku 1963. Jak doszło do tego, że stał się pan fotoreporterem najpierw metropolity krakowskiego, a następnie papieża?
Adam Bujak: Trudno to powiedzieć. Ja zawsze mówię, że przylgnąłem do niego. Jeździłem z nim na wizyty, zjedliśmy wspólnie wiele obiadów i kolacji. To było dla mnie coś wspaniałego, tego się nie da po prostu zapomnieć.
Pamiętam, jak podczas pierwszej wizyty Ojca Świętego w bazylice św. Pankracego w Rzymie, podszedł do mnie nagle policjant. Wówczas bardzo marnie mówiłem po włosku, ale myślałem, że po prostu powiedział, żebym już sobie poszedł, ponieważ papieska wizyta się skończyła. Zaczął prowadzić mnie jednak korytarzami, aż nagle otworzyły się drzwi. Zobaczyłem, że jest tam razem z innymi ludźmi Ojciec Święty, który dał mi taki znak oczami, że mnie widzi. Myślałem, że jestem wyrzucany, a tu się stało wręcz odwrotnie.
Potem nastąpiła wielogodzinna wizyta w szpitalu św. Pankracego. Ojciec Święty podchodził do każdego człowieka, nikogo nie opuścił. Towarzyszyłem mu, stojąc po drugiej stronie łóżka, tak że widziałem reakcje ludzi, często już umierających, mówiących mu coś do ucha po włosku. On także do nich mówił, przysuwał ręce do ich twarzy. W tym wszystkim było widać bardzo bliski kontakt z drugim człowiekiem. Nawet widziałem, jak ochrona papieża była już zmęczona, a papież był nadal pełen sił, i było widać, że ten kontakt z cierpiącymi był mu potrzebny. Był wówczas młody – miał 58 lat – i pełen wigoru. Wtedy tak pomyślałem, co będzie, jak on kiedyś będzie taki jak oni.
Uczestniczyłem też w niesamowitym spotkaniu na placu św. Piotra, kiedy jechało ze 150 wózków inwalidzkich. Niektórzy byli nieprzytomni, połamani życiowo, mówiący bardzo niewyraźnie. Papież też był już w fatalnym stanie i bardzo chory. Widziałem i dokumentowałem chorego papieża – namiestnika Chrystusa i tych ludzi, którzy wyciągali do niego nieraz poskręcane ręce. To było coś niebywałego.
PAP: Często z sobą rozmawialiście?
Adam Bujak: Prowadziliśmy z sobą wiele dyskusji, to były przeogromne, długie rozmowy. Razem z Markiem Skwarnickim, który pracował z papieżem nad „Tryptykiem rzymskim”, byliśmy w zasadzie taką dwójką, która siedziała często u Ojca Świętego do późnych godzin nocnych.
Rozmawialiśmy też w samolocie. Nieraz Arturo Mari budził mnie i mówił, żeby pójść do papieża. Odpinałem wtedy pas, a ponieważ ochrona mnie znała, to już nie reagowała na mnie. Szliśmy do papieża, a w tym czasie kardynałowie, biskupi, watykaniści i doskonali pisarze lecący papieskim samolotem po prostu spali.
Pewnego razu, gdy wracaliśmy z Góry Nebo w Egipcie, otworzyłem takie trzy zatrzaski i zauważyłem, że Ojciec Święty siedzi po lewej stronie przy pierwszym oknie zajęty książką. Powiedziałem wtedy do ks. Stanisława Dziwisza, że chciałbym sfotografować oczy Ojca Świętego, a on mi tylko powiedział: „Niech mu pan to powie”. I tak właśnie powiedziałem, a wtedy Ojciec Święty zrobił do mnie gest ręką, jakby na powitanie, choć to nie było takie powitanie samo w sobie, bo byłem już z nim od kilku dni od rana do wieczora.
My już byliśmy zmęczeni podróżą, a papież był zajęty literaturą, która zresztą zawsze mu towarzyszyła. Pamiętam, jak na drugi dzień po moim ślubie wziął mnie i moją żonę za rękę i zarecytował nam wiersz Norwida o Krzyżu, a co zwrotkę pytał się, czy dobrze recytuje.
PAP: Na pana fotografiach widzimy Jana Pawła II podczas najważniejszych uroczystości kościelnych, ale także w chwilach samotnej modlitwy, prywatnej zadumy. Czy któreś zdjęcie było szczególnie trudne do zrobienia?
Adam Bujak: Marzyłem o tym, żeby być z papieżem wewnątrz Grobu Chrystusa w Jerozolimie, ale wiedziałem, że jest to niemożliwe do realizacji. Zdawałem sobie sprawę z tego, że w papieskim biurze prasowym powiedzą mi, że chyba zwariowałem, skoro mam w ogóle takie pomysły.
Ojciec Święty kładł kartkę w szczelinę Ściany Płaczu. Wtedy zrobiłem mu niesamowite zdjęcie jego samego ze Ścianą Płaczu, a za mną byli modlący się po hebrajsku Żydzi. Wówczas podszedł do mnie asystent Joaquína Navarro-Vallsa, dyrektora Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej. Błyskawicznie zdjął mi akredytację volo papale, czyli tę na lot papieski, a w zamian szybko wpiął oznakę orszaku papieskiego. Byłem tak przejęty z wrażenia, że ten temat, który tak sobie wymarzyłem, będę mógł zrealizować, że gdy już wsiadłem do samochodu należącego do orszaku papieskiego, to trzeba było mnie wręcz cucić, abym doszedł do siebie.
PAP: To musiało być dla pana ogromne przeżycie…
Adam Bujak: Było tam sześć tysięcy fotoreporterów i dziennikarzy z całego świata, a na każdym dachu były kamery fotograficzne i filmowe. Ja natomiast sobie szedłem z obiektywem szerokokątnym do Bazyliki Grobu Chrystusa przy Ojcu Świętym! To było niesamowite!
Zaraz za drzwiami Bazyliki jest Kamień Namaszczenia. Zrobiłem zdjęcie, jak papież ukląkł przy tym kamieniu, ucałował go i długo się modlił. Potem przeszliśmy do Grobu Chrystusa. Pierwszy szedł Arturo Mari, potem operator Telewizji Watykańskiej i ja. Byliśmy tak blisko, że Ojciec Święty musnął nas sutanną.
To nie było właściwie coś spektakularnego, tylko bardzo mistyczne przeżycie. I ta cisza… Pamiętam, jak Ojciec Święty ukląkł, a ja byłem od niego metr, półtora, a może nawet i mniej. Patrzyłem, jak on trzymał płytę, na której leżało ciało Chrystusa, i modlił się. Zmartwychwstanie to najważniejsze wydarzenie w dziejach chrześcijaństwa, a Bazylika Grobu to najważniejsze na świecie miejsce dla chrześcijan.
PAP: Wspomina pan jeszcze w podobny sposób jakieś inne wydarzenie?
Adam Bujak: Takich wydarzeń było wiele. Pamiętam, jak przeszedłem z papieżem całą Drogę Krzyżową w Koloseum. Zaczęła się ona w prywatnej kaplicy, która jest w Koloseum, a o której rzadko kto wie. Wtedy zrobiłem mu zdjęcia, jak się modlił w skupieniu z odległości półtrora, dwóch metrów, ale musiałem uważać, ponieważ nie mogłem zasłaniać kamer, które transmitowały to wydarzenie.
Pamiętam, jak po skończonej Drodze Krzyżowej Ojciec Święty wszedł do samochodu z otwieranym dachem i rozmawiał z różnymi osobami. Nagle powiedział do mnie, że widział, jak robiłem mu dużo zdjęć. Ja w ogóle nie wiedziałem o tym, że mnie wtedy widział. Przeżywając cierpienie Chrystusa, widział jednak wiele rzeczy, które się działy obok.
PAP: Będąc papieskim fotografem, mógł pan obserwować z bliska Ojca Świętego. Jaką był on osobowością? Co robiło na panu największe wrażenie w osobie Jana Pawła II?
Adam Bujak: Byłem blisko papieża, nawet bardzo. Raz przy obiedzie powiedziałem do ks. Dziwisza, że chciałbym być blisko papieża, a on powiedział: „Panie Adamie, chyba że pan mu wskoczy na kolana, bo już bliżej się nie da”.
Patrzyłem na niego tak jak na ojca, jak na bliskiego człowieka, bo on był jak ojciec. Nie traktował mnie tylko jak fotografika, chociaż wiem, że bardzo cenił moje fotografie – napisał mi przecież kilkanaście listów i kartek, o tym, co myśli o moich publikacjach.
Napisał też do mnie, kiedy ciężko zachorowałem, że łączy się swoim cierpieniem z moim. Pomyślałem sobie: „Ojcze, to moje cierpienie w stosunku do twojego jest właściwie mizerne”. Chociaż miałem robioną trepanację czaszki, a moje doświadczenie było trudne, jednak to, co on przechodził, było straszne. Gdy nieraz patrzyłem na niego, byłem przerażony, jak choroba go niszczyła z każdym dniem.
PAP: Jest pan również dokumentalistą polskiej historii, tradycji, zwyczajów i architektury. Czy doświadczenie pracy z Janem Pawłem II wywarło wpływ na inne fotografie, nad którymi pan pracował?
Adam Bujak: Oczywiście, że wywarło wpływ. Ojciec Święty mi napisał, kiedy zrobiłem album o Wawelu, takie wspaniałe, a jednocześnie osobiste słowa. Wspominał, jak kiedyś na Wawelu bywał. Widać w tym było niesamowitą tęsknotę. Dla mnie to było bardzo ważne.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /