Został zaliczony do tzw. ekstremalnych działaczy „Solidarności”. Policja polityczna zdawała sobie sprawę z jego ideowej, bezkompromisowej postawy – mówi PAP dr Katarzyna Wilczok z Uniwersytetu Śląskiego, historyk badająca biografię zmarłego 20 grudnia Andrzeja Rozpłochowskiego.
Polska Agencja Prasowa: Andrzej Rozpłochowski bardzo wcześnie „popadł w konflikt” z reżimem komunistycznym. W czasie służby wojskowej w 1968 r. krytykował atak wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Mając 30 lat stanął na czele strajku w Hucie Katowice. Co sprawiło, że ten młody robotnik w sierpniu 1980 r. negocjował porozumienie z władzami?
Dr Katarzyna Wilczok: Zawsze było w nim pragnienie walki o lepsze życie. Był zafascynowany lekturą patriotyczną i historyczną, były więc mu bliskie wartości związane z niepodległością, godnością i wolnością. Bardzo wcześnie dostrzegł absurdy życia w PRL. Gdy podjął pracę w Hucie Katowice, przez swojego przyjaciela Jacka Jagiełkę, zyskał dostęp do literatury podziemnej. Jagiełka znał Kazimierza Świtonia, założyciela Wolnych Związków Zawodowych na Górnym Śląsku.
Gdy pod koniec sierpnia 1980 r. rozpoczął się strajk w Hucie Katowice Rozpłochowski wraz z Jagiełką stanęli na czele nowego komitetu strajkowego. Podjęli decyzję o odrzuceniu rozmów z dyrekcją zakładu, ale negocjowaniu wyłącznie z przedstawicielami rządu. W ten sposób negocjacje przybrały taką formę jak w Stoczni Gdańskiej. Udało im się również zgromadzić grupę prawników, którzy stali się doradcami komitetu. Do Huty przyjechali m.in prof. Wiesław Chrzanowski, mec. Piotr Andrzejewski i mec. Janusz Krzyżewski. Radą służył student prawa Jan Łopuszański. Pomogli komitetowi z Andrzejem Rozpłochowski na czele w wynegocjowaniu porozumienia, które do historii przeszło jako „katowickie”. Pan Andrzej Rozpłochowski zabiegał jednak o nazywanie go „dąbrowskim”, tak, aby wzorem pozostałych porozumień z lata 1980 r., określano je od miejsca jego wynegocjowania, a nie zakładu pracy.
Protest w Hucie Katowice trwał tak długo, ponieważ komisja rządowa zwlekała z przyjazdem. Gdy pojawiła się po raz pierwszy nie miała uprawnień do negocjacji. Rozmowy rozpoczęły się dopiero 9 września, a porozumienie podpisano 11 września. Jego zapisy były kluczowe dla późniejszych losów „Solidarności” - umożliwiało zakładanie NSZZ na terenie całego kraju i we wszystkich zakładach pracy. Porozumienie gdańskie nie uszczegóławiało tej sprawy. To otworzyło drogę do powstania ogólnokrajowej „Solidarności”. Czas tzw. pierwszej „Solidarności” był dla Andrzeja Rozpłochowskiego najważniejszym okresem w jego biografii. Gdy rozmawiał ze mną, to wszystkie związane z tymi miesiącami wspomnienia, ale również i emocje w nim odżywały. Żył nimi.
30 grudnia 1980 r. Służba Bezpieczeństwa rozpoczęła sprawę operacyjną o kryptonimie „Lider”. Już sama jej nazwa pokazuje, w jaki sposób postrzegano rolę Andrzeja Rozpłochowskiego w regionalnych strukturach NSZZ „Solidarność”.
PAP: Andrzej Rozpłochowski szybko stał się w propagandzie komunistycznej jednym z najważniejszych działaczy utożsamianych z „radykalnym nurtem” „Solidarności”?
Dr Katarzyna Wilczok: 30 grudnia 1980 r. Służba Bezpieczeństwa rozpoczęła sprawę operacyjną o kryptonimie „Lider”. Już sama jej nazwa pokazuje w jaki sposób postrzegano rolę Andrzeja Rozpłochowskiego w regionalnych strukturach NSZZ „Solidarność”. Pierwszym celem SB było zebranie materiałów dotyczących jego działań i biografii. Andrzej Rozpłochowski został zaliczony do tzw. ekstremalnych działaczy „Solidarności”. Policja polityczna zdawała sobie sprawę z jego ideowej, bezkompromisowej postawy. Na przykład miał odwagę publicznie nazwać PRL państwem totalitarnym, chciał usunięcia komitetów partyjnych z zakładów pracy, zaproponował przyjęcie uchwały wzywającej gen. Wojciecha Jaruzelskiego do przyjazdu do Katowic celem wytłumaczenia się z prowadzonej przez rząd polityki, zaproponował organizację ogólnopolskich obchodów upamiętniających Zbrodnię Katyńską – w państwie niedemokratycznym, jakim była PRL, takie postulaty głoszone publicznie nie mogły pozostać bez reakcji.
Z rozmów z panem Andrzejem wnioskuję, że skupiał się na swojej działalności w „Solidarności” i nie zwracał uwagi na działania bezpieki. Dziś znamy materiały dotyczące jego inwigilacji. Sam mógł tylko podejrzewać, jakie działania podejmuje przeciwko niemu SB. Nie mógł wiedzieć, że w jego sprawie wykorzystano 81 tajnych współpracowników i zastosowano tzw. „kombinację operacyjną”. Jej celem było zniechęcenie do niego komisji zakładowych skupionych w MKZ Katowice. Efektem był tzw. rokosz kilkudziesięciu komisji zakładowych, które chciały wystosować wobec niego i całego Zarządu MKZ Katowice „wotum nieufności”.
Z rozmów z panem Andrzejem wnioskuję, że skupiał się na swojej działalności w „Solidarności” i nie zwracał uwagi na działania bezpieki. Dziś znamy materiały dotyczące jego inwigilacji. Sam mógł tylko podejrzewać, jakie działania podejmuje przeciwko niemu SB. Nie mógł wiedzieć, że w jego sprawie wykorzystano 81 tajnych współpracowników i zastosowano tzw. „kombinację operacyjną”. Jej celem było zniechęcenie do niego komisji zakładowych skupionych w MKZ Katowice. Efektem był tzw. rokosz kilkudziesięciu komisji zakładowych, które chciały wystosować wobec niego i całego Zarządu MKZ Katowice „wotum nieufności”.
Wiedział, że jest obserwowany i nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek działania mogące go kompromitować. Służbie Bezpieczeństwie pozostało przygotowanie propagandowych ulotek, których celem było zdyskredytowanie go jako osoby dbającej wyłącznie o własne interesy i pozycję, bezideowej. Pisano, że w siedzibie katowickiego komitetu „Solidarności” organizowane są libacje alkoholowe z udziałem prostytutek. Najbardziej dotknęło go rozesłanie do jego najbliższych i członków Komisji Zakładowych fotomontaży pornograficznych z jego rzekomym udziałem. Tak spreparowane fotografie trafiły między innymi do jego matki. Wobec żadnego działacza „Solidarności” nie zastosowano tej metody. To wydarzenie przeżył szczególnie dotkliwie.
Wśród wielu członków śląskiej „Solidarności” zasiane zostały wątpliwości wobec jego postawy, a to miało przełożenie na pierwszy zjazd delegatów regionalnych. Tam Rozpłochowski przegrał z Leszkiem Waliszewskim wybory na przewodniczącego zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Nie sądzę, aby o jego porażce przesądziły wyłącznie próby skompromitowania i ukazania jako ekstremisty. Wiedziano jak „twardą linię” reprezentuje i nie wszystkim odpowiadała tak zdecydowana postawa wobec reżimu. Został jednak wybrany do władz krajowych Związku, co świadczyło o tym, że członkowie „Solidarności” w dalszym ciągu darzyli go zaufaniem.
PAP: Po 13 grudnia 1981 r. był więziony aż do 1984 r. W tym czasie powstały jego dzienniki. Dlaczego jest to dokument tak ważny dla historyków?
Dr Katarzyna Wilczok: Dzienniki pisane w celi więziennej są wyjątkowe, między innymi ze względu na to, że posiadamy bardzo niewiele tego rodzaju dokumentów. Tego rodzaju relacje rzadko pojawiają się w obiegu naukowym. Bardzo ważne są również listy, które kierował do swojej przyszłej żony. Pokazują jego życie w więzieniu i targające nim emocje, są odzwierciedleniem jego uczuć, myśli i nastrojów. Przebija z nich ideowość i siła psychiczna człowieka, który odmówił wyjazdu za granicę lub wyjścia w zamian za zaprzestanie działalności podziemnej. Wyłania się więc z nich obraz podejścia bezkompromisowego, nie tylko w sferze deklaratywnej, ale również w czasie próby. Okres internowania i więzienia odbił się jednak negatywnie na jego zdrowiu.
PAP: W 1988 r. wyemigrował do USA. Dlaczego zdecydował się na powrót do kraju dopiero w 2010 r.? Czy polityka po 1989 r. go nie interesowała?
Dr Katarzyna Wilczok: Nie, będąc na emigracji w Sacramento, angażował się w działalność polonijną. Pamiętajmy również, że emigracja do USA była wymuszona ciężką chorobą żony. W PRL nie znalazł dla niej możliwości skutecznego leczenia.
Nie wiem dlaczego zdecydował się na powrót dopiero w 2010 r. Nie chciał mówić na ten temat, ale bez wątpienia była to decyzja bardzo odważna, ponieważ był w Polsce zupełnie nieznany. Pamiętali o nim tylko koledzy ze śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”. Po powrocie założył Stowarzyszenie Porozumienie Katowickie 1980. Wówczas poznałam pana Andrzeja i szukając tematu pracy doktorskiej pomyślałam, że spróbuję przybliżyć jego poglądy i wkład w ogólnopolską „Solidarność”. Wtedy udało się zrealizować kilka przedsięwzięć upamiętniających tworzoną przez niego „Solidarność” Górnego Śląska i Zagłębia. Cyklicznie spotykał się z młodzieżą. Dopiero jego powrót z emigracji i osobista aktywność sprawiły, że pamięć o porozumieniu dąbrowskim powróciła, podobnie jak pamięć o nim samym. Zaczęto doceniać jego zasługi. Był to moment przywrócenia pamięci. Został odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności oraz Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. On sam natomiast nie zapomniał o swoich kolegach z Huty „Katowice”, pomagał im w uzyskaniu odznaczeń państwowych za działalność opozycyjną w czasach PRL.(PAP)
Rozmawiał: Michał Szukała
szuk/ aszw/