W książce „Dzieci z zielonego autobusu” Artur Ossowski opisuje historię niemieckiego obozu dla polskich dzieci w Łodzi oraz powojennych rozliczeń z jego dramatyczną historią. O nowej publikacji IPN Ossowski opowiadał w poniedziałek podczas spotkania autorskiego w Przystanku Historia IPN w Warszawie.
W swojej książce "Dzieci z zielonego autobusu. Z zeznań o niemieckim obozie dla polskich dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi (1942–1945), Artur Ossowski porusza dwa główne tematy: odtworzenie i opisanie historii obozu oraz powojenne rozliczenia.
"Starałem się przedstawić obóz na płaszczyźnie zeznań byłych więźniów obozu jak i też zrekonstruować obiekty obozowe, bo dzisiaj w tej części, gdzie znajdował się obóz, są czteropiętrowe bloki. Do naszych czasów zostały tylko trzy obiekty poobozowe, które są dziś w prywatnych rękach. W miejscu komendantury przy ul. Przemysłowej 29 ma powstać muzeum, które ma przypominać historię tego obozu" - powiedział podczas poniedziałkowego spotkania Ossowski.
"Historię obozu opowiadam przede wszystkim z perspektywy więźniarek, mimo, że większość więźniów to byli chłopcy. Więźniarki były przymuszone do pracy w gospodarstwie rolnym, które wiosną 1943 roku Niemcy utworzyli w Dzierżąznej pod Zgierzem w gminie Biała. To była filia obozu z Łodzi" - mówił.
Ossowski tłumaczył, że w książce stara się wyjaśnić przede wszystkim, kto zarządzał obozem, kim byli funkcjonariusze, jaka była rola volksdeutschów. Przytoczył dane według których obóz przeżyło tylko 900 osób. "Po 18 stycznia 1945 roku, kiedy zakończyła się niemiecka okupacja Łodzi, dziećmi z obozu na początku nikt się nie interesował. Większość z nich wyszła z obozu i szukał swoich rodzin. Niestety nie udało się to wielu z nich, duża część umarła m.in. w wyniku wychłodzenia. Do ośrodka, który powstał, aby zająć się tymi dziećmi po wojnie, trafiło ponad 200 osób" - opowiadał.
Dużą część książki autor poświęca powojennym rozliczeniom. "W latach 60. w RFN Niemcy wytypowali tylko 20 byłych funkcjonariuszy obozu, a Polacy podawali ponad 55 nazwisk. Dzisiaj jesteśmy w stanie wskazać ponad 100 funkcjonariuszy i dokładnie opisać ich drogę służbową, a przede wszystkim skąd znaleźli się w obozie" - powiedział. "Jako funkcjonariusze w obozie przeważali mężczyźni, volksdeutsche narodowości polskiej, ukraińskiej, białoruskiej i niemieckiej oraz obywatele byłego Związku Sowieckiego. Funkcjonariuszki to w większości Polki".
"Tylko czwórka z funkcjonariuszy obozu poniosła jakąkolwiek karę. Pierwsza z nich to Sydonia Bayer, która już pod koniec 1945 roku została powieszona w wyniku skazania na karę śmierci. Edward August również został skazany na karę śmierci, a Teodor Busch zmarł w areszcie w Łęczycy, czekając na proces. Największy proces, charakterystyczny dla historii tego obozu, dotyczył Eugenii Pol i odbył się w latach 70. To wówczas rozpoczęło się żmudne odtwarzanie historii więźniów" - opowiadał Ossowski. Autor w książce analizował zeznania, które składali jako dorośli ludzie, próbując przypomnieć sobie wydarzenia z dzieciństwa. "To jest osobny rozdział w tej historii bardziej emocjonalny i pokazujący traumę a jednocześnie kolejną tragedię tych dzieci, które zostały potraktowane instrumentalnie - ich zeznania wystarczyły, aby skazywać kogoś za zbrodnie, ale one same nie mogły dostać potwierdzenia swojego pobytu w obozie" - mówił
Eugenia Pol została osądzona dopiero po 27 latach od zakończenia wojny. Jej proces odbywał się w latach 1972-75, została skazana na 25 lat więzienia, wyszła w 1989 na mocy amnestii. Eugenia Pol przez te 27 lat mieszkała w Łodzi, nie ukrywała się, a nawet od 1962 roku była w stałym kontakcie z byłymi więźniami obozów, bo należała do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Wystawiała też zaświadczenia więźniom obozu, że w nim przebywali. "Zastanawiam się, co sprawiło, że więźniowie dopuścili ją do swojego grona. Moim zdaniem jest to typowy syndrom sztokholmski. Ona kreowała też obraz obozu, a sama podawała się za kucharkę i twierdziła, że pomagała więźniom obozu. Jednak w procesie była oskarżona o zabójstwo sześciorga dzieci" - mówił Ossowski.
11 grudnia 1970 roku Pol aresztowano i postawiono jej zarzuty. Autor próbuje wyjaśnić, dlaczego tyle lat pozostawała bezkarna i dlaczego zeznania poszczególnych więźniów podczas procesu nie były jednoznaczne. "Poznamy też drugie dno, bo osobą, która oskarżyła Eugenię Pol był były więzień łódzkiego obozu dla dzieci - Józef Witkowski vel Józef Gacek. Przez pięć lat walczył, aby Eugenia Pol została postawiona przed sądem, od momentu przeczytania książki "Reportaż z pustego pola", w którym postać Pol jest wybielona. On sam też jest autorem monografii z 1975 roku na temat obozu" - tłumaczył Ossowski.
Dodał, że "podczas procesu obrona starała się pokazać nieścisłość niektórych materiałów dowodowych i domagała się ujawnienia, kim jest Józef Witkowski". "Ujawnił on swoje prawdziwe nazwisko Gacek oraz swoją przeszłość. Od 1948 roku był funkcjonariuszem wojewódzkiego urzędu bezpieczeństwa publicznego we Wrocławiu, a później funkcjonariuszem SB. Później działał w głównej komisji badania zbrodni hitlerowskich w Polsce, wcześniej - w okręgowej komisji we Wrocławiu i cały czas kreował historię obozu" - mówił autor. "Gdy świadkowie procesu, byli więźniowie, po skazaniu Eugenii Pol, domagali się zaświadczeń, że byli więźniami, nikt ich im nie chciał wydać. W końcu postanowili zwrócić się do Witkowskiego, który miał całą spuściznę poobozową, ale on, tak jak wcześniej Eugenia Pol, wydawał zaświadczenia tylko tym, którym chciał" - opowiadał.
Niemiecki nazistowski obóz przy ul. Przemysłowej w Łodzi był obozem koncentracyjnym tylko dla dzieci. Utworzono go 1 grudnia 1942 r. na terenach wyodrębnionych z Litzmannstadt Ghetto. Okupanci więzili tam dzieci i młodzież polską od 6. do 16. roku życia, ale trafiały tam także młodsze, nawet kilkumiesięczne dzieci. Obóz znajdował się pod zarządem niemieckiej policji kryminalnej w Łodzi.
Dzieci przetrzymywane były w prymitywnych warunkach, niewolniczo pracowały, były torturowane. Według nowszych ustaleń obóz pochłonął niemal 200 ofiar śmiertelnych, a w sumie przetrzymywano w nim od 2 do ponad 3 tys. dzieci. Gdy 18 stycznia 1945 r. zakończyła się niemiecka okupacja w Łodzi, w obozie przebywało ponad 800 małoletnich więźniów.
W czerwcu 2021 r. minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński wspólnie z Rzecznikiem Praw Dziecka Mikołajem Pawlakiem oraz władzami Instytutu Pamięci Narodowej powołali Muzeum Dzieci Polskich - ofiar totalitaryzmu. Działalność działającego w Łodzi muzeum ma upowszechnić wiedzę o osadzonych w niemieckim obozie. Muzeum funkcjonuje w tymczasowej siedzibie przy ul. Piotrkowskiej 90.
28 grudnia zeszłego roku Muzeum Dzieci Polskich – ofiar totalitaryzmu zakupiło dwa budynki mieszczące się na terenie dawnego niemieckiego obozu koncentracyjnego dla polskich dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi. Jedną z nieruchomości jest tzw. Verwaltung przy ulicy Przemysłowej 34. Budynek dawnej komendantury obozu będzie miejscem przeznaczonym do ekspozycji stałej.(PAP)
Autor: Olga Łozińska
oloz/ aszw/