Rumunia podkreśla swoją rolę kluczowego sojusznika Mołdawii, która przez dziesięciolecia była częścią ZSRS, a obecnie ma szansę stać się drugim rumuńskojęzycznym państwem członkowskim Unii Europejskiej. „Chodzi o wspólną historię, język, ale także o bezpieczeństwo” – mówi PAP historyk Armand Gosu.
„Chodzi o wspólny język, kulturę, wspólną historię. Tego nie da się wymazać, nawet jeśli Rosja anektowała połowę Mołdawii w 1812 r., a potem Stalin ponownie ją okupował w 1944 r.” – tłumaczy rumuński historyk.
Dla Rumunów oczywiste jest rozróżnienie, które dla mniej zorientowanych osób jest mniej czytelne. Mołdawia to kraina historyczna na wschodzie Rumunii, a Republika Mołdawii jest tylko jej częścią. Losy tego regionu były burzliwe – Rosja kontrolowała jego część w XIX i na początku XX wieku. Od lat 40. XX część Mołdawii stała się Mołdawską SRR w ramach Związku Sowieckiego.
„Większość populacji Republiki Mołdawii pozostała rumuńskojęzyczna. Rusyfikowane były miasta, a ich skład etniczny został bardzo mocno zmieniony, m.in. przez napływ ludzi z innych części ZSRS. Jednak mieszkańcy wsi to w większości Rumuni, choć nazywają się Mołdawianami, bo tak brzmi nazwa państwa, od którego zostali oddzieleni w 1812 r.” – mówi Gosu.
„Najlepszym sposobem na uczczenie 106. rocznicy unii Besarabii (krainy historycznej między Dniestrem, Prutem i wybrzeżem Morza Czarnego - PAP) z Rumunią jest podkreślenie więzi między narodami obu brzegów Prutu i podziękowanie Rumunii za jej ciągłe wsparcie na rzecz poprawy życia wszystkich obywateli Republiki Mołdawii, a także dalsze starania, by stać się rozwiniętym i wolnym państwem, wraz z Rumunią, w wielkiej europejskiej rodzinie” – mówiła prezydent Mołdawii Maia Sandu w środę, gdy obchodzono Dzień Unii Besarabii z Królestwem Rumunii. Do unii doszło 27 marca 1918 r.
„Wsparcie dla Mołdawii to zobowiązanie historyczne – (jej mieszkańcy - PAP) byli częścią Rumunii. Pozwoliliśmy poddać ich Stalinowi bez walki, czujemy odpowiedzialność za ich los” – podkreśla Gosu.
Jak zaznacza, w pierwszych latach po upadku ZSRS i powstaniu niepodległej Mołdawii stosunek Rumunii do niej był ambiwalentny: „Z jednej strony Bukareszt natychmiast uznał niepodległość Republiki Mołdawii i zadeklarował, że nie ma żadnych roszczeń terytorialnych. Z drugiej, kolejne rządy rumuńskie podsycały propagandę unionistów oraz tolerowały rewizjonistów”.
„Wejście do UE i NATO zmusiło Rumunię do przeformułowania swoich narracji politycznych wobec Mołdawii za rządów prezydenta (Traiana) Basescu (2004-2014 - PAP). Od ponad 15 lat Rumunia wspiera europejskie aspiracje Mołdawii i ma nadzieję, że stanie się ona drugim rumuńskojęzycznym państwem w UE, bo wejście do NATO obecnie nie jest tematem” – mówi Gosu.
Na ile ta deklarowana bliskość jest rzeczywiście głęboka, pozostaje pytaniem otwartym. Gosu przyznaje, że „przez lata, zwłaszcza w latach 90. ubiegłego wieku Mołdawianie nie budzili entuzjazmu, mieli słabą prasę w Rumunii, byli kojarzeni z przestępczością zorganizowaną, sięgającą po Moskwę, Kijów czy nawet Kaukaz”. Sami Mołdawianie też nie lgnęli do Rumunii, traktując ją raczej jako bramę do Włoch, Hiszpanii, Francji czy Niemiec.
„Mołdawianie kojarzyli się Rumunom z Rosją ze względu na sowiecką przeszłość, a także dlatego, że mówili między sobą po rosyjsku. Do dzisiaj często są uważani za prorosyjskich. W armii, w służbach jest pamięć instytucjonalna – w okresie międzywojennym wielu agentów sowieckich pochodziło właśnie z Besarabii” – wyjaśnia Gosu.
Radykalna prawica rumuńska, która opowiada się za unią z Mołdawią, a czasem wręcz głosi hasła rewizji granic (o zjednoczeniu „wszystkich ziem historycznie rumuńskich”) ma według sondaży ok. 25 proc. poparcia. Na ulicach Bukaresztu można czasem zobaczyć na murze napis: „Besarabia to Rumunia”. W rozmowach Rumuni czasem z trudem kryją niechęć do Mołdawian, których uważają, owszem, za Rumunów, ale raczej „drugiego sortu”. Dlatego na pomysł zjednoczenia mało kto reaguje entuzjastycznie – przede wszystkim byłby to dla Bukaresztu ogromny koszt w sensie gospodarczym. Z kolei poparcie dla wejścia Mołdawii do UE jest raczej powszechne.
Gosu zaznacza, że z punktu widzenia Bukaresztu Mołdawia to także ważna kwestia bezpieczeństwa. I chodzi nie tylko o to, że ewentualne rozlanie się wojny z Ukrainy na Mołdawię sprawiłoby, że wojna dotknie kolejne państwo sąsiadujące z Rumunią. „Nie zapominajmy, że w Mołdawii jest około miliona ludzi posiadających obywatelstwo rumuńskie” – przypomina rozmówca PAP.
Sukces Mołdawii, jej udana integracja europejska bez wątpienia będą okazją do ogłoszenia sukcesu także w Rumunii. Jednak na razie osiągnięcie tego sukcesu jest odległe, a Mołdawia zmaga się z szeregiem problemów, w tym z prowadzonymi przez Moskwę intensywnymi próbami destabilizacji w różnych sferach – od polityki i mediów po gospodarkę i energetykę. Potencjalnym źródłem problemów może się stać separatystyczne i kontrolowane przez Moskwę Naddniestrze czy prorosyjska Gagauzja.
„Rumuńska dyplomacja bez wątpienia zainwestowała mnóstwo czasu we wspieranie Mołdawii i sukces tego kraju będzie ogromnym sukcesem Rumunii. Myślę jednak, że w Bukareszcie dyplomaci i ludzie odpowiedzialni za politykę zagraniczną rozumieją, że to Ukraina jest ważniejsza, kluczowa. I że przyszłość regionu, a więc także Mołdawii, zależy od zwycięstwa Ukrainy” – podkreśla Gosu.
Justyna Prus (PAP)
just/ akl/