WiP miał na koncie wiele przedsięwzięć nowatorskich dla opozycji lat osiemdziesiątych. Zaczął działać jawnie, stosował metody z katalogu działań bez przemocy, odniósł też sukces: została zmieniona treść przysięgi i wprowadzona służba zastępcza. Sukcesem WiP było także doprowadzenie do tego, że te wielusettysięczne demonstracje pokojowe na Zachodzie nie mogły być już propagandowo wykorzystywane w PRL – mówi PAP z okazji 35-lecia powstania WiP jeden z liderów Ruchu „Wolność i Pokój”, prof. Jacek Czaputowicz.
Polska Agencja Prasowa: W tym roku przypada 35. rocznica powstania Ruchu „Wolność i Pokój”. Mam wrażenie, że WiP powstał trochę dlatego, że w tym 1985 r. nikt już nie wierzył, iż uda się kiedykolwiek ożywić „Solidarność”, i część opozycji szukała nowych form aktywności.
Jacek Czaputowicz: Są różne aspekty powstania WiP. Ważny był kontekst geopolityczny. W odpowiedzi na rosnące rosyjskie zagrożenie po inwazji na Afganistan rozmieszczone zostały w Europie Zachodniej rakiety amerykańskie Cruise i Pershing, które mogły przenosić głowice nuklearne.
PAP: Świat stanął nawet w 1983 r. na krawędzi wojny…
Jacek Czaputowicz: W Europie Zachodniej organizowane były masowe protesty przeciwko rozmieszczeniu tych amerykańskich rakiet. Ruch pokojowy stał się więc ważnym zagadnieniem politycznym nie tylko dla Warszawy, lecz i dla Moskwy. W krajach komunistycznych istniały oficjalne ruchy pokojowe, a wspomniane protesty na Zachodzie były używane przez propagandę komunistyczną do pokazania, że społeczeństwa są przeciwko Ameryce.
PAP: Co na to polska opozycja?
Jacek Czaputowicz: Część ówczesnej opozycji postanowiła wejść w dialog z zachodnim ruchem pokojowym. W tym czasie były organizowane międzynarodowe konferencje pokojowe, np. w Perugii w 1983 r., na której byli też przedstawiciele polskiej opozycji. Bardzo aktywna w tym dialogu była także czechosłowacka Karta 77. Z kolei „Solidarność Walcząca” powołała Szeregi Pokoju i Solidarności, które opowiadały się za likwidacją broni nuklearnej, jednak nie zyskały one szerszego poparcia. Konieczna była zmiana formuły działania, przejście od działań konspiracyjnych do jawnych, podejmowanych pod nazwiskiem. Pierwszą naszą akcją była głodówka w kościele w Podkowie Leśnej.
PAP: W obronie Marka Adamkiewicza, który odmówił złożenia przysięgi wojskowej…
Jacek Czaputowicz: Adamkiewicz odmówił złożenia przysięgi, ponieważ uznał, że jej treść, która zobowiązuje do sojuszu z Armią Radziecką i do obrony socjalizmu, jest sprzeczna z jego sumieniem. Został on jesienią 1984 r. skazany na 2,5 i roku więzienia. Adamkiewicz był członkiem wrocławskiego SKS, a po przeniesieniu się na studia do Szczecina działał w NZS. W stanie wojennym byliśmy razem internowani w obozie w Strzebielinku…
PAP: To był czas, gdy po morderstwie ks. Popiełuszki władza postanowiła przykręcić śrubę i urządziła m.in. proces Frasyniuka, Lisa i Michnika…
Jacek Czaputowicz: Po zabójstwie ks. Popiełuszki nastąpiło zaostrzenie sytuacji wewnętrznej. Część opozycji kontynuowała działalność konspiracyjną, my natomiast opowiedzieliśmy się za działaniami jawnymi bez użycia przemocy. Rzecznikiem głodówki miał być prof. Andrzej Stelmachowski. Jednak Krzysztof Śliwiński poinformował o głodówce bp. Jerzego Dąbrowskiego i Stelmachowski pod presją episkopatu się wycofał. Rozmawiałem wówczas z działaczami opozycji, m.in. z Jackiem Kuroniem, który poparł pomysł tej głodówki. Ustaliliśmy, że wezmą w niej udział studenci, by protestowi nadać wymiar środowiskowy i generacyjny. Były to osoby związane z NZS lub SKS, jak Konstanty Radziwiłł, Józef Taran, Jarema Dubiel, Roland Kruk, czy Piotr Niemczyk. Z Wrocławia przyjechali Tomek Wacko, Krystyna Surowiec i Marek Krukowski, natomiast ze Szczecina – Mirosław Witkowski. W czasie głodówki odbyło się seminarium na temat ruchu pokojowego, na którym odwoływaliśmy się do nauczania Jana Pawła II na temat pokoju.
PAP: Na czym polegała rola Kuronia?
Jacek Czaputowicz: Kuroń brał aktywny udział w tym seminarium, później zapis z dyskusji z nim opublikowaliśmy w podziemnym piśmie „Vacat”. Byłem też z Kuroniem na zebraniu konspiracyjnym „Tygodnika Mazowsze”. Przekonywał redakcję do nagłośnienia zarówno sprawy samej głodówki, jak i kwestii odmowy przysięgi wojskowej i powołania ruchu pokojowego. Udzieliłem też „Tygodnikowi” wywiadu na ten temat.
PAP: Jak nawiązaliście kontakt z zachodnim ruchem pokojowym?
Jacek Czaputowicz: Wtedy do Polski przyjechał Mient Jan Faber, lider ruchu pokojowego w Holandii. W Gdańsku rozmawiał z Wałęsą, którego zaprosił na konferencję pokojową w Amsterdamie. W Warszawie rozmawiał z Kuroniem i ze mną. Przeprowadziłem z nim rozmowę na temat ich podejścia do rozbrojenia, która ukazała się tym samym numerze „Vacatu”, co wspomniany zapis ze spotkania z Kuroniem. Później Mient Jan Faber miał zakaz wjazdu do Polski.
PAP: WiP powstał jednak w Krakowie, a nie w Warszawie…
Jacek Czaputowicz: W Krakowie było aktywne środowisko NZS, jednak na naszą głodówkę nie zdecydowali się przyjechać. Prowadzili własne działania, w których wyniku ogłosili powstanie Ruchu „Wolność i Pokój”. Uznałem wówczas, że należy się przyłączyć, co kończyło dyskusje w Warszawie i pokazywało jedność środowiska w skali kraju. Większy opór stawiał Wrocław, który zaproponował bardziej rozbudowaną deklarację ideową. Kompromis polegał na tym, że wszyscy uznawaliśmy obie deklaracje: założycielską i ideową.
PAP: A jaki był WiP w Gdańsku?
Jacek Czaputowicz: To było środowisko anarchistyczne wywodzące się z Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego. Młodsze od nas, więc problematyka wojska ich bezpośrednio dotyczyła. Wojciech Jankowski pierwszy odmówił służby wojskowej w przyczyn sumienia. Z kolei środowisko w Gorzowie było skupione wokół Kościoła. Organizowali konferencje na temat obrony życia dzieci nienarodzonych, mieli wsparcie bp. Józefa Michalika. Za odmowę złożenia przysięgi wojskowej zostali skazani Kazimierz Sokołowski, Jarosław Wojewódzki i Krzysztof Sobolewski. W Częstochowie działali Mariusz Maszkiewicz i Jarosław Kapsa. Z kolei w Bełchatowie i Ursusie dominowały środowiska robotnicze, liderami byli tam Darek Zalewski i Mariusz Ambroziak. WiP był pluralistyczny, co było jego siłą. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to cudem, że tak różne środowiska udało się skupić pod jednym szyldem.
PAP: W Krakowie chyba oni nie kładli takiego akcentu na kwestie odmowy służby wojskowej. Z kolei we Wrocławiu to akcentowano.
Jacek Czaputowicz: Krakowskie środowisko było silne intelektualnie. Liderem był Jan Rokita, który skutecznie wchodził w polemikę z zachodnim ruchem pokojowym. Kraków wydał np. cegiełki na rzecz pomocy ofiarom wojny w Afganistanie, co miało wymowę antyrosyjską. Ważną inicjatywą był list do Gorbaczowa z żądaniem wycofania wojsk sowieckich z Polski i rozwiązania Układu Warszawskiego, co wydawało się wówczas posunięciem radykalnym. Natomiast Wrocław akcentował kwestie ekologiczne i pokojowe, był bardziej podobny do ruchów zachodnich. Zawierano np. tzw. indywidualne traktaty pokojowe z działaczami zachodnimi. Podobnie było w Poznaniu, gdzie działali m.in. Jarosław Urbański i Piotr Matczak. W Warszawie staraliśmy się działania te koordynować i utrzymać pod jednym szyldem.
PAP: W Warszawie były też utrzymywane kontakty międzynarodowe…
Jacek Czaputowicz: W styczniu 1986 r. władze organizowały ważne wydarzenie propagandowe – Kongres Intelektualistów w Obronie Pokojowej Przyszłości Świata. By przedstawić nasze postulaty, zaplanowaliśmy konferencję prasową w mieszkaniu Kuronia. Służba Bezpieczeństwa jednak zatrzymała Kuronia, myśląc, że w ten sposób rozwiązała sprawę. Poszedłem wówczas do siedziby zachodnich agencji prasowych, która mieściła się na Koszykowej przy Emilii Plater i zapowiedziałem, że konferencja odbędzie się zgodnie z planem. Zanim do mieszkania Kuronia weszła SB, by rozwiązać nielegalne zgromadzenie, udało mi się odczytać komunikat i poinformować o represjach wobec działaczy WiP. To zdominowało tego dnia przekaz z Warszawy.
PAP: To chyba najbardziej wkurzyło władze?
Jacek Czaputowicz: Był to pewnie jeden z elementów, przesądzający o moim późniejszym aresztowaniu. W każdym razie udało nam się przeformułować kontakty organizacji pokojowych w skali międzynarodowej. Sukcesem WiP było doprowadzenie do tego, że te wielusettysięczne demonstracje na Zachodzie nie mogły być już propagandowo wykorzystywane. Jak bowiem wyjaśnić, że organizatorzy tych demonstracji domagają się zarazem uwolnienia osób represjonowanych w Polsce z przyczyn sumienia.
PAP: Jakie generalnie akcje robił WiP?
Jacek Czaputowicz: Były to działania z katalogu działań bez przemocy. Odmawiano więc złożenia przysięgi wojskowej; kilkadziesiąt osób poszło w ślady Adamkiewicza i znalazło się w więzieniu. Na spotkaniu w Marcinkowie zaproponowałem akcję odsyłania książeczek wojskowych. Do książeczek dołączyliśmy list z żądaniem uwolnienia zatrzymanych, zmiany treści przysięgi i wprowadzenia służby zastępczej. Organizowaliśmy głodówki protestacyjne m.in. w Bydgoszczy, we Wrocławiu i w Warszawie. Specjalnością WiP-u stały się pikiety, podczas których stosowano bierny opór, oraz protesty na rusztowaniach czy dachach niskich budynków, co milicji utrudniało ich likwidację. Z kolei przemarsze z rekwizytami, np. w maskach gzowych, przyciągały uwagę przechodniów. Było to w czasie, gdy działalność konspiracyjna się wyczerpywała. Wiosną 1986 r. aresztowany został ukrywający się lider mazowieckiej Solidarności Zbyszek Bujak. W tym czasie wraz z Piotrem Niemczykiem siedzieliśmy już w więzieniu na Mokotowie.
PAP: Dlaczego was aresztowano? Bo byliście przywódcami?
Jacek Czaputowicz: Tak to postrzegały władze. Niemczyk wyjechał do Szwecji i Holandii, gdzie spotykał się z działaczami pokojowymi i dawał wywiady. Kiedy wrócił, władze postanowiły go zamknąć. Z dokumentów IPN wynika, że SB oceniła, iż Niemczyk działa pod moim wpływem, dlatego należy zamknąć także mnie.
PAP: Gdzie pan siedział?
Jacek Czaputowicz: Na Rakowieckiej. Przez jakiś czas byłem w celi z liderem KPN Leszkiem Moczulskim. Dyskutowaliśmy o geopolityce i graliśmy w szachy. Moczulski grał dobrze i zwykle wygrywał, ale gdy zdarzyło się, że przegrał, bardzo się denerwował.
PAP: W waszej obronie w marcu 1986 r. zorganizowano kolejną głodówkę w Podkowie Leśnej.
Jacek Czaputowicz: Brało w niej udział kilkanaście kobiet, m.in. Małgorzata Gorczewska, Zuzanna Dąbrowska i Anna Gawlik. To, że były to same kobiety, miało swoją wymowę. Broniono nas, ale i osoby, które siedziały w więzieniu z odmowę złożenia przysięgi wojskowej. Podczas widzenia z żoną udało mi się przekazać gryps, zawierający list otwarty do Fabera, opublikowany później w „Tygodniku Mazowsze”. Pisałem w nim, że kontakty z zachodnimi organizacjami pokojowymi zostały uznane za przestępstwo, dlatego zapraszam ich na rozprawę w charakterze świadków.
PAP: Do procesu jednak nie doszło…
Jacek Czaputowicz: We wrześniu 1986 r. objęła nas amnestia.
PAP: Był pan na tym spotkaniu wówczas uwolnionych u Kuronia, które było połączone z 10-leciem KOR?
Jacek Czaputowicz: Byłem. Dominowało poczucie sukcesu, że władza się jednak ugięła i uwolniła więźniów politycznych. Dla nas było ważne, że amnestią zostali objęci także ci, którzy siedzieli za odmowę złożenia przysięgi, w tym Marek Adamkiewicz, co oznaczało, że zostali uznani za więźniów politycznych. Radość zakłócał jednak fakt, że w więzieniu pozostali Wojciech Jankowski i Jarosław Nakielski, którzy odmówili służby wojskowej. Zorganizowaliśmy więc konferencję prasową, na której poinformowaliśmy o tych przypadkach, co władzy psuło efekt amnestii. WiP zorganizował też głośną pikietę pod Domami Centrum w Warszawie, po której obaj zostali zwolnieni.
PAP: Zainicjował pan też powołanie Rady Funduszu WiP. Czemu miało to służyć?
Jacek Czaputowicz: Chodziło o instytucjonalizację działalności Ruchu, pokazanie, że są w nim też osoby o uznanym statusie w środowisku opozycyjnym. Na czele Rady stanął Jan Józef Lipski, a w jej skład weszli m.in. Jacek Szymanderski, Konstanty Radziwiłł, czy Konstanty Miodowicz. Rada koncentrowała się na obronie aresztowanych, wspieraniu skazywanych przez kolegia i udzielaniu pomocy wydawnictwom WiP. Służba Bezpieczeństwa prowadziła działania dezintegrujące, bo WiP był wówczas postrzegany jako główne zagrożenie dla systemu.
PAP: Na czym polegały te działania? Byli jacyś agenci?
Jacek Czaputowicz: Z dokumentów IPN wiemy, że byli, chociaż nie przeniknęli do kierowniczych gremiów Ruchu. Większość dokumentów dotyczące WiP-u zostało zniszczonych w listopadzie 1989 r., jednak zachowały się prace oficerów pisane na podstawie tych materiałów. Zarzucano nam, że tworzymy klimat dezaprobaty wokół wojska, kwestionujemy udział w Układzie Warszawskim i minimalizujemy zagrożenie ze strony NATO. Służba Bezpieczeństwa nie dawała sobie z nami rady, więc zadanie zwalczania WiP-u zostało powierzone kontrwywiadowi wojskowemu. Działania koordynował Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego, który współpracował ze Sztabem Generalnym, WSW, MSW i Naczelną Prokuraturą Wojskową. Każda komisja poborowa dostała zadanie identyfikowania i neutralizowania potencjalnych zwolenników WiP. Wiosną 1989 r. zaproponowano włączenie problematyki odziaływania ruchów pokojowych na wojsko do tematyki spotkań gremiów Układu Warszawskiego. Przykład Polski stał się bowiem zaraźliwy, odmowy służby wojskowej zaczęły się w Czechosłowacji, na Węgrzech i w NRD.
PAP: Organizowaliście również konferencje międzynarodowe…
Jacek Czaputowicz: W 1986 r. braliśmy udział w opracowaniu tzw. Memorandum Helsińskiego, dokumentu skierowanego do państw KBWE, podpisanego przez działaczy z obu stron żelaznej kurtyny. Opowiadaliśmy się w nim za poszanowaniem prawa do samostanowienia, zacieśnianiem kontaktów między społeczeństwami i zjednoczeniem Europy na bazie porozumienia helsińskiego. Memorandum podpisali czołowi przedstawiciele opozycji z Czechosłowacji, Węgier, NRD, Moskiewska Grupa Budowy Zaufania, oraz 60 osób z Polski, głównie z WiP, ale także Władysław Bartoszewski, Jan Józef Lipski, Janusz Onyszkiewicz, czy Zofia i Zbigniew Romaszewscy. W listopadzie 1986 r. Memorandum zostało przedstawione w Wiedniu przy okazji spotkania przeglądowego KBWE. Natomiast wiosną 1987 r. zorganizowaliśmy na temat porozumień helsińskich konferencję w kościele na Żytniej w Warszawie. Zaprosiliśmy działaczy z Europy Zachodniej, USA, a także przedstawicieli opozycji z państw regionu.
PAP: Zastanawiające, że władze dopuściły do tego spotkania…
Jacek Czaputowicz: Służba Bezpieczeństwa chciała je udaremnić, zatrzymując potencjalnych uczestników. Pojechałem jednak do kościoła wcześniej i już stamtąd nie wychodziłem. Była to dobra decyzja, bo następnego dnia rano prewencyjnie zatrzymano 25 działaczy WiP w całym kraju. Wielu uczestników z innych państw cofano na granicy, gdy orientowano się, po co przyjeżdżają. Mimo to na konferencję dotarło 80 osób z kilkunastu krajów, co razem z Polakami dawało ponad 200 uczestników. Poza działaczami WiP ważne wystąpienie miał Bronisław Geremek, który przekonywał, że zachodni ruch pokojowy powinien odrzucić porządek imperialny i szerzej uwzględnić kwestie praw człowieka i ideowe przesłanie Solidarności. Z kolei o. Jacek Salij bronił prawa do sprzeciwu sumienia z względów etycznych i religijnych.
PAP: To się nałożyło z tzw. planem Jaruzelskiego, który generał wtedy przedstawił na Kongresie PRON.
Jacek Czaputowicz: Nasza konferencja odbyła się w przeddzień ogłoszenia planu Jaruzelskiego. Przewidywał on stopniowe wycofywanie broni jądrowej i konwencjonalnej, zmianę doktryn militarnych oraz wprowadzenie nowych środków budowy zaufania. Później Jerzy Urban oskarżył nas na konferencji prasowej o torpedowanie oficjalnych inicjatyw rozbrojeniowych i godzenie w obronność Polski.
PAP: W tamtym momencie WiP stał się już opozycyjną instytucją…
Jacek Czaputowicz: WiP miał już wtedy na koncie wiele przedsięwzięć nowatorskich. Zaczął działać jawnie, stosował metody z katalogu działań bez przemocy. Najważniejsze, że odniósł sukces: została zmieniona treść przysięgi i wprowadzona służba zastępcza. W skali międzynarodowej konferencja na Żytniej rozpoczęła cykl podobnych spotkań. W Czechosłowacji okazało się to niemożliwe, chociaż Václav Havel otworzył jedno spotkanie, po czym został aresztowany, a zagraniczni uczestnicy wydaleni. Jesienią 1987 r. odbyła się natomiast konferencja w Budapeszcie, organizowana przez węgierskich działaczy opozycyjnych. Wziąłem w niej udział, bo władze nie zorientowały się, że mogę tam pojechać na pieczątkę w dowodzie. Spotkanie otworzył wówczas student Bibó College – Victor Orbán… Orbán był wcześniej w Gdańsku na mszy odprawianej przez Jan Pawła II. Opowiadał mi, że z żoną i kolegami byli w mieszkaniu działaczy WiP, gdy weszli funkcjonariusze SB. Zatrzymali wówczas działaczy WiP, jednak Orbána i jego kolegów zostawili.
PAP: W jaki sposób WiP informował o swoich działaniach?
Jacek Czaputowicz: Mieliśmy swoje gazetki, jak „Biuletyn WiP” czy „Dezerter”. Pisała o nas prasa drugoobiegowa, bo nasze akcje dawały nadzieje społeczeństwu, pokazywały, że aspiracje społeczne nie wygasły, a opozycja istnieje. Z Konstantym Gebertem ustaliłem, że dostaniemy rubrykę „Wolność i Pokój” w piśmie „KOS”, którą sami redagowaliśmy. Wydawaliśmy też specjalny serwis dla agencji zachodnich. SB oceniała, że wiosną 1988 r. stworzyliśmy alternatywną sieć informacyjną o strajkach i protestach w kraju, która uzupełniała sieć zorganizowaną przez Kuronia, Bujaka i Onyszkiewicza.
PAP: Dlaczego WiP nie zaistniał w żadnej zorganizowanej formie w 1989 r. i później? Nie wystąpiliście jako instytucja przy okrągłym stole, w wyborach kontraktowych…
Jacek Czaputowicz: Z dokumentów IPN wynika, że władze przygotowując się we wrześniu 1988 r. do rozmów okrągłego stołu, widziały udział WiP w tych rozmowach. Jan Rokita, Jacek Szymanderski i Radosław Gawlik w nich rzeczywiście uczestniczyli. Inaczej to się jednak rozwinęło niż w przypadku Węgier, gdzie powstał Fidesz jako ruch generacyjny. WiP był bardzo zróżnicowany, zasilił więc różne nurty w ramach opozycji. Ponadto istnienie takiego ruchu nie leżało w interesie ani władzy, ani Solidarności.
PAP: Został pan jednak członkiem Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie…
Jacek Czaputowicz: Zostałem zaproszony przez Wałęsę jeszcze w 1987 r. do tzw. sześćdziesiątki, która później przekształciła się w Komitet Obywatelski. W Komitecie Obywatelskim byłem w komisji reform politycznych i zespole ds. zagranicznych. Jednak w rozmowach przy okrągłym stole już nie uczestniczyłem. Henryk Wujec zapraszał mnie do podstolika ds. młodzieży, jednak odmówiłem, bo miałem świadomość, że sprawy młodzieży nie będą dobrze załatwione. Rejestracja NZS została wtedy odłożona, a organizacje komunistyczne takie jak ZSP zachowały swój majątek i swoją pozycję na uczelniach. Stanowiły one później bazę dla rządów SLD w latach dziewięćdziesiątych.
PAP: A co stało się a WiP-em?
Jacek Czaputowicz: Władze chciały, żeby WiP włączył się w oficjalny ruch pokojowy, na którego czele stał Hieronim Kubiak. Wałęsa wtedy się zgodził, żeby być honorowym przewodniczącym Ogólnopolskiej Koalicji Pokoju. Na posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego 22 czerwca 1989 r. skrytykowałam go za to, co spotkało się z jego ostrą ripostą. W czasie rządów Tadeusza Mazowieckiego służby zniszczyły materiały operacyjne dot. WiP. Z zachowanych materiałów wiemy jednak, że jeszcze w grudniu 1989 r. prowadziły działania dezintegracyjne, które okazały się skuteczne. Zarazem jednak formuła WiP się wyczerpała. Po 1989 r. trzeba było wziąć odpowiedzialność za państwo, a nie z nim dalej walczyć.
Drogi działaczy WiP-u różnie się potoczyły, jednak wszyscy mogą mieć satysfakcję, że przyczynili się do upadku komunizmu i odzyskania przez Polskę niepodległości.
Rozmawiał Piotr Śmiłowicz (PAP)
pś / skp /