Uroczystości pogrzebowe poety, eseisty i felietonisty Janusza Szubera w kaplicy na Cmentarzu Centralnym w Sanoku. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
„Był jednym z najwybitniejszych polskich poetów współczesnych i człowiekiem o wielkim sercu” - poinformował o śmierci Janusza Szubera 1 listopada 2020 roku „Tygodnik Sanocki". „Poezja Janusza to rodzaj specyficznego, pokładowego dziennika życia” - powiedział wówczas PAP Antoni Libera.
Zmarł rano w Dzień Wszystkich Świętych. „W moim domu zawsze, od kiedy pamiętam, na co dzień istniało »świętych obcowanie« – było to nawet trochę pogańskie – poprzez przedmioty do nich należące i pamięć zmarli stale obecni byli w naszym życiu. Siedziało się na »czyimś« krześle, jadło jego łyżeczką, na imieniny szło na cmentarz” – wspominał poeta w rozmowie z Anną Strzelecką („Zeszyty Archiwum Ziemi Sanockiej”, 2003). „Bez ryzyka przesady powiedzieć mogę, że w rodzinach takich jak moja rządziły duchy przodków. Nie było dużej różnicy między żyjącymi a nieżyjącymi. Drobiazgi – sprzęty postawione przed laty i stojące wciąż na jednym i tym samym miejscu: stół czy fotel dziadka Maurycego – wiązały nas ze sobą, ale i konfliktowały. Powodowały bunty” – wyjaśnił.
„Debiut Janusza Szubera okazał się w literaturze polskiej XX wieku zjawiskiem niezwykłym z kilku powodów” – podkreślił krytyk i historyk literatury Andrzej Sulikowski. „Po pierwsze, autor do czterdziestego ósmego roku życia w ogóle nie publikował, pozostając przez ćwierćwiecze 1969–1995 pisarzem „prywatnym”, znanym jedynie paru osobom, które już za młodu zyskały pewien rozgłos w literaturze (Antoni Libera, Bronisław Maj, Jan Skoczyński, Paweł Huelle). Po drugie, poeta – mimo braku czytelników – stale notował wiersze, pomysły literackie, wrażenia z lektury literatury pięknej i opracowań naukowych, zupełnie niezrażony brakiem odbiorców i mimo to systematycznie podejmujący wysiłki twórcze. Po trzecie, wszedł do piśmiennictwa współczesnego nie jedną książką poetycką, lecz od razu imponującą pięciotomową „serią” liryczną” – wyjaśnił w artykule „Poeta czułej pamięci” („Nowy Napis Co Tydzień”, 2019).
W 1995 r. Grażyna Jarosz kuzynka Szubera wydała własnym sumptem niemal jednocześnie pięć tomików z wierszami pisanymi przez 30 lat.
„Jak się debiutuje jednym tomikiem, to potem jest taka silna presja i oczekiwanie, że ten następny musi być lepszy. Chciałem uniknąć takiego stresu. Poważnie mówiąc, zadecydowała o tym chyba zbliżająca się pięćdziesiątka. Mogłem mieć wątpliwości, czy moje wiersze są coś warte, mając lat dwadzieścia czy trzydzieści. Ale mając lat 46, chciałem mieć pewność” - wyjaśnił Szuber w rozmowie zatytułowanej „Poeta zmotoryzowany” („Magazyn Rzeczpospolitej”, 1999).
Na ów debiutancki „pięcioksiąg” złożyły się tomiki: „Paradne ubranko i inne wiersze” , „Apokryfy i epitafia sanockie” , „Pan Dymiącego Zwierciadła”, „Gorzkie prowincje” i „Srebrnopióre ogrody”.
Janusz Szuber, poeta, eseista i felietonista, urodził się 10 grudnia 1947 r. w Sanoku (Podkarpackie). Był trzecim synem Ewy z Lewickich i Zbigniewa Szubera, który rodzinnymi korzeniami sięgał niemieckiego osadnictwa w Haczowie w XV wieku. Ojciec poety był instruktorem-pilotem Aeroklubu Podkarpackiego. Dwaj starsi bracia Janusza zmarli jeszcze przed jego urodzeniem; Andrzej Antoni żył trzy tygodnie a Jacek Andrzej - 9 miesięcy.
W 1967 r. zdał maturę w Liceum Ogólnokształcącym Męskim w Sanoku i podjął studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim.
„50 lat temu byłem z Januszem w jednej grupie na studiach. Wyróżniał się spośród nas zdecydowanie oczytaniem. Sprawiał wrażenie, że wie wszystko” - wspominał Antoni Libera. „Kiedy więc bodajże na trzecim roku zniknął, pomyślałem, że go po prostu to studiowanie znudziło. Nie wiedziałem wówczas nic o jego chorobie” - dodał.
„Kiedy po maturze w 1967 r. otrzymał od wojskowej Komisji Poborowej kategorię A świadczącą o dobrym zdrowiu i świetnej sprawności, nic nie wskazywało, że za dwa lata, na drugim roku warszawskiej polonistyki, zmierzy się z ostrą formą zapalenia stawów. Choroba spowoduje, że będzie musiał przerwać studia i wrócić do rodzinnego Sanoka, a z biegiem lat na stałe ograniczy jego zdolność poruszania się” – napisała Joanna Rolińska w artykule pt. „O chłopcu biegnącym w dół ulicy. Janusz Szuber (1947-2020)” („Więź”, 2020).
„Po dwudziestu pięciu latach zadzwoniła do mnie jakaś pani, by zapytać czy pamiętam Janusza, przedstawiła się jako jego ciocia” - wspominał Antoni Libera. „Kiedy potwierdziłem, zapytała jeszcze, czy on może do mnie napisać list. Oczywiście. Kilka dni później dostałem pocztą cały pakiet, chyba dwa tomiki i piękny, długi, kaligraficznie napisany list. Przeczytawszy uznałem, że jest świetnie napisany. Sięgnąłem po tomik i już po kilku wierszach zorientowałem się, że to jest więcej niż dobre, tylko po prostu rewelacja” - opowiadał.
Janusz Szuber opublikował ponad 20 tomików wierszy – prócz wspomnianych wyżej m.in. są to jeszcze: „Biedronka na śniegu” i „O chłopcu mieszającym powidła. Wiersze wybrane” (1999), „Tam, gdzie niedźwiedzie piwo warzą” (2004), „Czerteż” (2006) „Pianie kogutów” (2008) i „Wpis do ksiąg wieczystych” (2009).
Przeczytawszy „Gorzkie prowincje” odezwał się doń Zbigniew Herbert. „…tom ten czytany nocą po prostu mnie zachwycił. (…) W czasie lektury Pana wierszy kość ma ogonowa drętwiała wielokrotnie. Niestety, mój drogi przyjacielu, jest Pan poetą i nic na to nie można poradzić. Składam wyrazy mego podziwu” - napisał w pierwszym liście do zaskoczonego Szubera. Panowie nie znali się wcześniej osobiście.
Zapytany, czy długo się wahał, zanim wysłał swoje tomiki Zbigniewowi Herbertowi, Szuber odparł: „A skąd! Pan uważa, że ja bym się odważył napisać do Herberta? Rany boskie! Ja jestem człowiekiem, który ma bardzo silne poczucie autorytetu. Herbert był rzeczywiście najważniejszym poetą w moim życiu. Ale pierwszy nie napisałbym do niego nigdy” - opowiadał w rozmowie z „Magazynem Rzeczpospolitej”.
„Wtedy też, te 25 lat temu, odnowiła się nasza znajomość i zamieniła w przyjaźń. Pokazałem te tomiki Zbigniewowi Herbertowi, z którym wówczas byłem blisko, a przy jakiejś innej okazji Czesławowi Miłoszowi. Obaj się zachwycili, choć jak wiadomo pochwały i wyrazy uznania wobec innych w ustach Miłosza rzadko gościły” - wyjaśnił Antoni Libera.
„Wracam któregoś dnia do domu, a tu leży pakiet. Zaadresowany do mnie. Na kopercie pieczątka: Zbigniew Herbert. W środku list: »Kochany panie kolego« i książka z dedykacją. To było niesamowite zaskoczenie. Okazało się później, że jeden z moich przyjaciół, konkretnie Antoni Libera, dał tomik tych wierszy Herbertowi. A jego reakcja była natychmiastowa. Zaczęło się wtedy coś, co nazwałbym opiekuńczą przyjaźnią ze strony Herberta” - wyjaśnił Szuber.
„To miasto daje mi poczucie zakorzenienia, a zakorzenienie jest czymś bardzo ważnym” - mówił Szuber o rodzinnym Sanoku. „Nie zostałem tu zesłany, choć gdyby nie choroba, prawdopodobnie moja kariera rozwijałaby się przy jakiejś uczelni” - dodał.
Nie miał jednak alternatywy. „Zmiotła mnie choroba, wykluczyła z codzienności, musiałem przerwać studia. W związku z tym nie pozostaje nic innego, jak udawać, że się tę okoliczność akceptuje. Sprawdza się tu powiedzenie mojego ojca »Graj wariata, że nie czujesz«” - wyjaśnił poeta w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” (2016).
„Łatwiej z chorobą się żyje, gdy przyjmie się za swoją maksymę Samuela Becketta: »urodził się i to go zgubiło«” – powtarzał.
„Bliski był mu też chyba Leszek Kołakowski twierdzący, że życie każdego człowieka kończy się porażką” – oceniła Joanna Rolińska. „Zapytany kiedyś przeze mnie o stosunek do cierpienia i o rolę cierpienia w swoim życiu wymigał się od odpowiedzi, przywołując słynne słowa księdza Józefa Tischnera (napisane na kartce tuż przed śmiercią, kiedy już nie mógł mówić): »Nie uszlachetnia«” – dodała.
„Los wybrał za mnie, więc nie bardzo mam czego żałować. Moje kalectwo stało się, paradoksalnie, pewnym dobrodziejstwem, bo chyba pomogło w napisaniu kilku dobrych wierszy” - powiedział w rozmowie z „Magazynem Rzeczpospolitej”. „Myślę, że one są dobre, bo bardzo dobrze przeszły próbę tłumaczeń. Wiem, że są ciepło odbierane przez sanockich Żydów w Izraelu, co znaczy, że udało mi się uchwycić w nich klimat Sanoka przedwojennego. Różni ludzie z Sanoka odnajdują w nich fragmenty swojego miasta, znajdują swoje nazwiska, swój język. To nie jest pisanie kawiarniane. Powszechnie uważa się, że pisanie poezji jest sprawą bardzo indywidualną. A ja jestem przekonany, że również i kolektywną. Moje pokolenie na przykład odnajduje w moich wierszach fascynacje erotyczne wiążące się z sanockim parkiem, opisanym jako miejsce inicjacyjne. W Warszawie trudniej chyba o takie wspólne pokoleniowe doświadczenia” - wyjaśnił.
Ćwierć wieku temu do niewielkiej księgarni na bazarku przy sanockim dworcu autobusowym wszedł mężczyzna w średnim wieku, wyglądający na przybyłego na targ rolnika. „Ma pani coś tego Szubera?” - zapytał od progu. Mniej więcej w tym samym czasie władze miejskie Sanoka przyznały poecie w dowód uznania za zasługi dla miasta samochód w dożywotnie użytkowanie.
Od 2017 r. Janusz Szuber jest Honorowym Obywatelem Królewskiego Wolnego Miasta Sanoka, w 2019 r. otrzymał doroczną nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wcześniej był laureatem wielu innych nagród m.in. Nagrody Poetyckiej im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (2015), Nagrody Poetyckiej im. Kazimiery Iłłakowiczówny i Nagrody Literackiej im. Barbary Sadowskiej (1996).
„Tytuły ostatnich kilku tomików Janusza, dramatycznie układają się w samodzielny wiersz. Według mnie to był rodzaj stawiania sobie nagrobka za życia. Ale to też swego rodzaju prawda, że to, co zostanie po artyście to adres, albo tytułowy »Wpis do ksiąg wieczystych«. Poezja Janusza to rodzaj specyficznego, pokładowego dziennika życia” - ocenił Antoni Libera.
Janusz Szuber zmarł 1 listopada 2020 roku w wieku 72 lat. (PAP)
Paweł Tomczyk
top/ wj/