Chcę razem z Osiecką przejść tę drogę, którą ona przeszła. Podłączam się pod jej wrażliwość, sytuację, języki oraz mocowanie z rzeczywistością. Nie chcę stosować tylko optyki badacza - powiedziała PAP Karolina Felberg, autorka nowej biografii poetki „Rodzi się ptak”.
Polska Agencja Prasowa: Pani biografię Agnieszki Osieckiej nazwałabym biografią uczestniczącą. Wchodzimy w jej emocje, możemy śledzić narodziny jako poetki…
Karolina Felberg: Rzeczywiście tak można tę książkę określić. Chciałam zrozumieć Osiecką jako młodą dziewczynę. A jest to figura w naszej kulturze nieopowiedziana i bardzo niewygodna. Nie mamy zbyt dużo narzędzi, aby zrozumieć świat młodych kobiet, dorastających dziewcząt, a nawet małych dziewczynek – zwłaszcza w okresie stalinizmu. Osiecka tymczasem takie narzędzia zostawiła. Jej dzienniki oraz zapiski autobiograficzne z tego powodu wydają mi się skarbem.
Będąc blisko jej tekstów, ale pewnie także i jej samej, postanowiłam zaangażować się w sytuację młodej dziewczyny na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych.
PAP: Jaki obraz młodej Agnieszki Osieckiej wyłania się zatem z książki?
K.F.: Z jednej strony zaskakujący, a z drugiej – oczywisty. Pamiętajmy, że tamta epoka była właściwie tą samą formacja kulturową, w której i my żyjemy. Zmieniły się ideologie i narracje, ale pozostały te same mechanizmy rządzące rzeczywistością.
Podstawowym mechanizmem kształtującym nowoczesność, a zatem, w zależności jak liczyć, ostatnie dwa i pół stulecia, pozostaje niezbywalna dla większości z nas konieczność pracy produkcyjnej. Produkcyjnej, a więc każdej, która nie jest reprodukcją społeczną, czyli pracą wykonywaną za darmo na rzecz domu oraz rodziny.
„(...) z mojej biografii wyłania się obraz dziewczyny, która wchodzi w dorosłość na tych samych warunkach co współczesne dziewczyny. Młode kobiety mierzą się z bardzo podobnymi trudnościami, jakie napotkała moja bohaterka.”
W związku z tym z mojej biografii wyłania się obraz dziewczyny, która wchodzi w dorosłość na tych samych warunkach co współczesne dziewczyny. Młode kobiety mierzą się z bardzo podobnymi trudnościami, jakie napotkała moja bohaterka. Kiedy więc myślę o Agnieszce Osieckiej, zaskakuje mnie jej przedsiębiorczość, ambicja, pracowitość, ale także bardzo nowoczesny etos pracy, który wyznawała.
Osiecka nadawała sens swojemu istnieniu pracą – zawodową, w zawodzie twórczym, ale podejmowaną przede wszystkim na rzecz powojennego społeczeństwa. Marzyła o ciekawym, lecz jednocześnie pożytecznym życiu. Uważała, że domeną spełnienia nie jest sfera życia prywatnego, ale właśnie publiczna, zawodowa. Chciała być przydatna. Dziś powiedzielibyśmy, że wyznawała wartości obywatelskie.
PAP: A co Osiecką wyróżnia na tle dziewcząt swojej epoki?
K.F.: Chyba nawet nie to, jak żyje, bo w wielu aspektach nie różni się wcale od koleżanek oraz kolegów, ale to, że ma na ten temat własne przemyślenia oraz nieobojętny, często autokrytyczny, stosunek. Jej rówieśnicy bytują czasami dość bezwiednie – Osiecka tymczasem czyni z wielu przeźroczystych, jak mogłoby się wydawać, spraw temat swojej codziennej pisaniny. Jest to niezwykle przejmujące, no i świadczy o jej potrzebie oraz niesamowitej umiejętności wyszukiwania powodów, żeby pracować społecznie. Z tego właśnie wyrastają jej obywatelskość oraz aktywizm.
Dzisiaj żyjemy w „cywilizacji zap...lu”. To wyrażenie przestało być przekleństwem, a stało się sposobem wyrażania tego, do jakiego stopnia praca determinuje nasze życie. Biografia Osieckiej daje nam z kolei preteksty oraz narzędzia do tego, aby zrozumieć uwarunkowania dzisiejszego świata. W postawie Osieckiej – oraz w zmianach, jakie w niej samej zachodzą – możemy dostrzec źródła nowoczesnych bolączek, które stale nas trapią.
PAP: A co możemy powiedzieć o jej psychologicznym portrecie?
K.F.: Jak każda młoda osoba, Osiecka funkcjonowała w rozmaitych opresjach – domowych, podwórkowych, szkolnych, studenckich, kulturowych i politycznych. Siły, które na nią oddziaływały, były wewnętrznie sprzeczne – czego innego życzył sobie tata, czego innego szkoła, a jeszcze czegoś innego rówieśnicy i wielbiciele. Wielu z nich razem z nią albo jej kosztem próbowało realizować swoje potrzeby.
Kiedy to wszystko sobie uświadomimy, wyłoni się nam obraz dziewczynki, a potem młodej kobiety, na którą nałożono ogrom obowiązków i powinności. Osiecka musiała sprostać wielu niełatwym zadaniom. Jednak w odróżnieniu od dzieci, które współcześnie wychowujemy, moja bohaterka nie miała żadnego wsparcia ze strony swojej rodziny, nauczycieli czy przedstawicieli instytucji publicznych. A w dodatku była dziewczyną, która dostrzegała te niekonsekwencje i nieszczelności systemowe – i miała odwagę o nich mówić.
Z mojej książki wyłania się obraz twórczyni, której moce witalne, psychologiczne i mentalne na wczesnym etapie jej życia zostały wystawione na wiele przykrych prób. I nawet jeśli wychodziła z nich obronną ręką – to pozostawała poraniona. Napisałam więc "Rodzi się ptak" między innymi po to, by ukazać ten proces i zniuansować rozmowę o poetce, której dotąd zarzucano przede wszystkim pięknoduchostwo i uprzywilejowanie.
PAP: Czym to zranienie się przejawiało w jej utworach?
K.F.: Osiecka nigdy nie posługiwała się retoryką siły i nie gloryfikowała zwycięzców. Przeciwnie – stawała po stronie wykluczonych, maluczkich, mniej zaradnych, niezaradnych, bezsilnych. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby czyniła to jako repoertażystka, którą też przecież była. Zaskakujące jest jednak to, jak szybko porzuciła reportaż, natomiast nigdy nie rozstała się z tą reporterską – jakbyśmy powiedzieli – przenikliwością czy wrażliwością.
PAP: Osiecka karierę zawodową zaczęła od dziennikarstwa….
K.F.: Z form, jakie miała do wyboru jako studentka Wydziału Dziennikarstwa i adeptka pisarstwa doraźnego, interesowały ją przede wszystkim reportaż oraz felieton. Obie formy umożliwiały jej zachowanie zewnętrznej perspektywy, ale i oddanie głosu tym, którzy w sposób systemowy są go stale pozbawiani.
Dziennikarstwo było pierwszym zawodem Osieckiej, ale w kilka miesięcy po uzyskaniu dyplomu w 1956 roku, nagle je porzuciła. To niebywałe, że dwudziestoletnia reportażystka "Sztandaru Młodych" i innych czasopism nagle zdała sobie sprawę, że źródła jej (po)etyki biją jednak gdzieś indziej i warto z nich czerpać.
Były nimi ballady miejskie oraz podmiejskie i autofikcje – czyli gatunki w ówczesnej Polsce albo słabo znane, albo z kolei wyłączone z obszaru tak zwanej sztuki wysokiej czy też sztuki społecznie użytecznej. Tymczasem Osiecka, przefiltrowawszy przez własną wrażliwość obie te formy, uczyniła z nich media społecznotwórcze. Przydatne, ważne i naturalnie piękne.
PAP: Z czego mogła wynikać tak radykalna decyzja?
K.F.: Właśnie nad tym próbuję się zastanowić w "Rodzi się ptak". Opowiadam o różnych aspektach jej życia, aby zrozumieć, dlaczego w zawodzie, który sama przecież dość świadomie wybrała, wytrwała zaledwie sezon czy dwa. Decyzja Osieckiej była radykalna, zwłaszcza, że stalinizm dopiero się kończył i nikt nie wiedział, co się właściwie zaczyna.
A pamiętajmy, że stalinizm był epoką wielu sztywności – rynkowych, ekonomicznych, ideologicznych i społeczno-kulturowych. Pewnie dlatego Osiecka nie była w stanie wtłoczyć siebie w coś, co sama wybrała, ale i z całą pewnością nie mogła przewidzieć, w co się teraz wraz z STS-em pakuje.
Z mojej perspektywy ta jej brawura z czasów odwilży to wyjątkowy moment w jej życiu. Osiecka dokonała wolty – silnej korekty etosu pracy, który sama wyznawała. W pewnym sensie wyemancypowała się z niego. Szybko wyrosła z przyjętych jako dziecko na wiarę nowoczesnych ideologii pracy. To ją ukształtowało nie tylko jako twórczynię, ale i jako kobietę. Wszak w XX wieku – ale także i dzisiaj – nic nas nie zniewala tak silnie i trwale jak praca.
A ona miała w sobie ten gen niezgody oraz oporu, aby nie podchodzić do tych kwestii bezrefleksyjnie, a nawet dokonywać na tym polu błyskawicznych zwrotów – działań niebywale ryzykownych. Tymczasem my gubimy z oczu jej odwagę i upór, ponieważ patrzymy na jej życie z perspektywy sukcesu, który koniec końców odniosła. A przecież jako dwudziestolatka Osiecka nie mogła przewidzieć niczego – nawet tego, czym stanie się po Październiku’56 Polska Ludowa…
PAP: Jaki wpływ na Osiecką wywarli jej najbliżsi, zwłaszcza rodzice?
K.F.: Od maleńkości fascynowała się własnymi rodzicami. Interesowali jej jednak mniej jako mama i tata, a bardziej jako przedstawiciele określonych grup zawodowych. Jako dwunastolatka Osiecka zaczęła prowadzić dziennik, w którym dużo miejsca poświęcała rodzicom, cioci Basi oraz babci Kazi w kontekście ich pracy, a co za tym idzie – i miejsca w życiu społecznym.
PAP: Ta opowieść jest bardzo dziewczyńska. Czy czuje pani jakieś siostrzeństwo z Osiecką? Czy gdyby ona żyła, mogłybyście się zaprzyjaźnić?
K.F.: Wierzę, że tak. Bardzo trudno byłoby zajmować się przez trzynaście lat – a tyle pracowałam nad wielotomową edycją jej „Dzienników i zapisków”, a potem nad tą biografią – kimś, kto mnie nie interesuje, kogo nie lubię.
Myślę, że gdyby Osiecka wiedziała, do czego wykorzystuję swoją wiedzę na jej temat i jaką opowieść o niej snuję, miałybyśmy podstawy do zakolegowania się. Sądzę, że doceniłaby zaufanie, jakim ją darzę, ogrom sympatii, jaki mam do niej oraz to, że dzielę z nią - swoistą dlań -wrażliwość, i również obdarzyłaby mnie empatią i zrozumieniem.
Z całą pewnością mogłybyśmy wymienić się doświadczeniami. Bóg mi świadkiem, że swoje przeszłam jako badaczka literatury czy publicystka kulturalna. Podejrzewam, że autorka "Białej bluzki" byłaby zszokowana, gdyby dowiedziała się, jakie zmiany zaszły w naszej branży. A pewnie jeszcze bardziej zaskoczyłoby ją to, jak w gruncie rzeczy tak niewiele się od jej czasów zmieniło…
Myślę jednak, że w tym pytaniu jest także drugie dno. A mianowicie, czy gdyby Osiecka nadal żyła i posiadała te same narzędzia poznawcze, którymi ja dysponuję, byłaby tą samą Osiecką? Kim właściwie byłaby dzisiaj?
PAP: A mogłaby nie być tą samą Osiecką?
K.F.: Może nasza epoka ukształtowałaby ją inaczej. Zobaczmy, że przecież jej przyjaciółki, które żyją - i z którymi miałam okazję porozmawiać, nierzadko reprezentują zupełnie różne poglądy. Ich niegdysiejsza komitywa i wspólnota losów porozbijała się na szereg skrajności. Te dawne przyjaciółki niekoniecznie ze sobą dzisiaj rozmawiają.
Intuicja mi podpowiada, że języki oraz narracje, jakie pojawiły się już po śmierci Osieckiej, bardzo by jej się spodobały – że czułaby się w nich o niebo lepiej. Wszak latami uskarżała się na ich niedostatki – na białe plamy w językach sobie współczesnych, z powodu których co rusz napotykała się na rzeczy "niewyrażalne".
Prawda jest taka, że wszystko, co istnieje, da się wyrazić. Nie istnieją rzeczy „niewyrażalne”. Natomiast w zależności od epoki pewne sprawy pozostają w języku „nieakceptowalne”. W latach 60. i później Osiecka miała silne poczucie, że jest „nieakceptowalna”: nieadekwatna, niemożliwa do przyjęcia, a co za tym idzie – nieznośna. To dlatego unikała szczerości i wdziewała rozmaite maski – w tym zbroję poprawności politycznej, a w pewnych sprawach wręcz milczenia.
PAP: Czy coś panią zaskoczyło w trakcie pracy nad biografią Osieckiej?
K.F.: Właściwie wszystko. Oczywiście wiedzę na temat poetki gromadziłam od dawna. Ale od jakiegoś czasu ta wiedza zaczęła we mnie rezonować – żyć i pracować. Innymi słowy – domagała się z mojej strony jakiegoś wyrazu. Stawką mojej biografii nie jest zatem upublicznienie „odkryć”, bo tych w osieckologii nie ma już zresztą dużo, ale wypowiedzenie własnej optyki. Inna rzecz, że moja perspektywa zaskoczyła pierwszych czytelników mojej biografii. Czytelnicy – i to nawet rodzina oraz przyjaciele Agnieszki Osieckiej – podkreślają, że dowiedzieli się z „Rodzi się ptak” rzeczy, o których nie mieli pojęcia.
Przyznam, że pisząc tę książkę, sama nie wiedziałam, w którą stronę to pójdzie. Zwłaszcza że pisałam ją co najmniej dwa razy. Pierwszą wersję stworzyłam w poczuciu wewnętrznej zależności wobec Instytutu Badań Literackich PAN, gdzie zrobiłam doktorat. Napisałam zatem książeczkę, za którą nie musieliby się wstydzić moi dawni przełożeni czy mistrzowie. Użyłam właściwych kategorii literackich i literaturoznawczych, odwołałam się do narzędzi badawczych i akademickich.
W takim stanie oddałam „Rodzi się ptak” wydawnictwu. Książka została przyjęta do druku, więc na moment przestałam się nią zajmować, ponieważ przygotowywałam właśnie wraz z przyjaciółmi w moim domu nad Narwią wesele na sto osób.
I nagle olśniło mnie, że to wszystko nie tak. W trakcie załatwiania weselnych sprawunków, spotkałam się bowiem gdzieś na początku czerwca z Renatą Lis, by porozmawiać z nią w podcaście Wydawnictwa Czarne o książce Selby Wynn Schwartz „Po Safonie”, która problematyzuje niemęskocentryczne pisarstwo kobiet. I to w trakcie tej rozmowy uświadomiłam sobie, że Osiecka jest jedną z pisarek, które żyły, czuły, myślały… postsafonicznie, ze wszystkich sił podkreślając swoją autonomiczność.
Tuż po weselu zaszyłam się więc na kilka tygodni w mojej pracowni na pięterku z widokiem na połacie łąk i tykociński zamek i napisałam tę książkę właściwie na nowo. W nowej wersji całkowicie zrezygnowałam z optyki oraz logiki męskocentrycznej – moja praca nie nadaje się więc na stopień naukowy czy krzyż zasługi. Ale uważam, że wyłącznie taką biografię byłam winna Osieckiej. Właśnie taką oraz wyłącznie taką!
PAP: W pierwszym tomie pani styl oddaje emocje, przeżycia i niejednokrotnie dziewczyńskie rozedrganie. Czy w kolejnych tomach pani język również będzie oddawał charakter etapów życia Osieckiej?
K.F.: Tak. Zamierzam sprostać temu zadaniu również i w drugim tomie. Chcę przejść z Osiecką jej drogę. Obcować z nią w okolicznościach oraz warunkach, które współtworzyła. Mocować się razem z nią z jej rzeczywistością oraz językami ją współtworzącymi. Nie chcę stosować klasycznych metod badawczych, ponieważ w przypadku kobiet twórczych postsafonicznie niewiele z nich wynika. Myślę, że obie, i Osiecka, i ja, zasługujemy na własną – niemęskocentryczną – perspektywę.
Rozmawiała Anna Kruszyńska
Karolina Felberg - historyczka literatury, krytyczka literacka i publicystka oraz doktorka nauk humanistycznych. Wieloletnia współpracowniczka Fundacji Okularnicy. Znawczyni twórczości Agnieszki Osieckiej, redaktorka jej „Dzienników”. Jest także autorką książki „Koleżanka. Wspomnienia o Agnieszce Osieckiej”. Pracuje nad kolejną częścią biografii poetki.
Książka „Osiecka. Rodzi się ptak” ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. (PAP)
akr/ wj/ jpn/