W powszechnej opinii podpisanie porozumień z władzami miało miejsce 31 sierpnia 1980 r. w Gdańsku. I tylko tam. Trudno przebija się do opinii publicznej fakt, że podobne porozumienia podpisano dzień wcześniej w Szczecinie, a po Gdańsku także w Wałbrzychu, Jastrzębiu Zdroju i Dąbrowie Górniczej. To one wszystkie razem dały początek trudnym narodzinom NSZZ „Solidarność”.
Gdańsk
14 sierpnia 1980 r. działacze Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża (Bogdan Borusewicz, Bogdan Felski, Jerzy Borowczak, Ludwik Prądzyński) proklamowali na terenie Stoczni Gdańskiej im. W. Lenina strajk w obronie zwolnionych z pracy Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy. Udało się doprowadzić do rozmów z dyrekcją stoczni reprezentowaną przez dyrektora Klemensa Gniecha. Z czasem do strajku przyłączyły się kolejne zakłady pracy, w tym komunikacja miejska. Do listy żądań dodano kolejne dotyczące zagwarantowania bezpieczeństwa strajkującym, podwyżki płac o dwa tysiące złotych, dodatku drożyźnianego i rodzinnego odpowiadających wysokości zasiłków funkcjonariuszy MO i SB, a nade wszystko upamiętnienia zabitych w Grudniu 1970 r. 16 sierpnia dyrekcja wyraziła zgodę na załatwienie większości tych spraw i podpisała porozumienie z komitetem strajkowym. Lech Wałęsa ogłosił zakończenie strajku, co nie spodobało się wielu strajkującym, szczególnie tym z innych zakładów pracy, którzy okrzyknęli przewodniczącego komitetu zdrajcą.
Członkowie komitetu strajkowego postanowili zatem zatrzymać gremialnie wychodzących ze stoczni robotników, aby kontynuować protest w imieniu pozostałych zakładów. Anna Walentynowicz, Ewa Ossowska, Alina Pieńkowska wspomagane przez Jerzego Borowczaka, Ludwika Prądzyńskiego, Bogdana Felskiego, Marka Mikołajczaka, Kazimierza Szołocha, Jana Zapolnika i innych zdołali powstrzymać falę wychodzących i zamknąć bramy stoczni. Kryzys zażegano. Od tego momentu datuje się powstanie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z Wałęsą na czele, dwa dni później ogłoszono 21 żądań wobec władzy (z pierwszym, najważniejszym, dotyczącym powołania wolnych związków zawodowych) i wezwano ją do rozmów. Warto wspomnieć, że poza MKS pozostawały takie zakłady jak choćby Stocznia Północna, Gdańska Stocznia Remontowa, Zarząd Portów Gdańsk, czy Gdańskie Zakłady Rafineryjne. Próby nakłonienia ich do przyłączenia się do strajku spotkały się z otwartą wrogością. Dopiero nierealne obietnice wicepremiera Tadeusza Pyki spowodowały, że w tych miejscach zmieniono zdanie i zgłoszono akces do MKS. Wałęsa do rozmów z komisją rządową kierowaną przez wicepremiera Mieczysława Jagielskiego (miał doświadczenie w negocjacjach na Lubelszczyźnie w lipcu 1980 r.) zasiadał w gronie komisji eksperckiej pod kierownictwem Tadeusza Mazowieckiego. Było to grono intelektualistów, ekonomistów, socjologów wspierających MKS. Warto wspomnieć, że stocznia była szeroko otwarta dla dziennikarzy, szczególnie zachodnich, którzy na bieżąco relacjonowali wydarzenia z Gdańska. W cieniu rozmów toczyły się przygotowania do zdławienia strajku przez władze oraz szeroka akcja propagandowa mająca na celu osłabić siłę protestu i przedstawić go, w jak najgorszym świetle. Władze starały się, aby strajk nie rozlał się po kraju, choć raporty Służby Bezpieczeństwa nie pozostawiały złudzeń, że było to tylko kwestią czasu.
Negocjacje pomiędzy MKS a komisją rządowa trwały do 31 sierpnia 1980 r. Jagielski nie tylko zgodził się na realizację punktu pierwszego żądań, ale także na gwarancję zwolnienia więźniów politycznych, czego strajkujący domagali się w ostatnich godzinach protestu. 31 sierpnia 1980 r. w sali BHP Stoczni Gdańskiej im. Lenina Lech Wałęsa i Mieczysław Jagielski podpisali porozumienie, które miało zagwarantować robotnikom stworzenie niezależnego związku oraz poprawę sytuacji społeczno-gospodarczej w kraju.
Szczecin
18 sierpnia 1980 r., a więc cztery dni po wybuchu protestu w Gdańsku w stolicy Pomorza Zachodniego pierwsza pracę przerwała Stocznia Remontowa „Parnica”, a następnie największy zakład w regionie, czyli Stocznia im. Ludwika Warskiego. Centrum robotniczego protestu sprzed dziesięciu lat ponownie podjęło wyzwanie, aby walczyć o prawa robotnicze. Inaczej jednak niż w grudniu 1970 r. stoczniowcy nie wyszli na ulice i nie poszli pod budynek KW PZPR. Pozostali na miejscu, ogłaszając strajk okupacyjny i wysuwając skonkretyzowane żądania pod adresem rządzących. Z tego najważniejsze: wolne, niezależne od partii i rządu związki zawodowe. Łącznie przedstawiono 36 postulatów. Do Szczecina przyjechała delegacja rządowa pod przewodnictwem wicepremiera Kazimierza Barcikowskiego. Międzyzakładowemu Komitetowi Strajkowemu przewodził Marian Jurczyk, stoczniowy magazynier. Nie zaproszono ekspertów ani dziennikarzy z zewnątrz (szczególnie zagranicznych). Robotnicy starali się unikać wszelkich podejrzeń, że ich akcja ma charakter stricte polityczny, nie chcieli utożsamiać się z konkretnymi grupami opozycji demokratycznej. Nawiązano, co prawda, kontakt z Gdańskiem, lecz negocjacje z komisją rządową prowadzono samodzielnie. Komisja Redakcyjna, złożona z delegowanych do niej członków komisji rządowej oraz osób z MKS negocjowała punkt po punkcie tekst porozumienia. Jarosław Mroczek, przewodniczący komisji z ramienia MKS: „Gdy udało się ustalić wspólne stanowisko, szliśmy na salę, gdzie odbywało się spotkanie plenarne. Tam prezentowaliśmy uzgodnienie i zgromadzeni akceptowali je albo nie. Jeśli podjęto negatywną decyzję, wracaliśmy dyskutować dalej, szukać kompromisu. To były trudne rozmowy. W tego typu negocjacjach każdy z nas, strajkujących, uczestniczył po raz pierwszy. Nasza łatwowierność była olbrzymia”.
W nocy z 29 na 30 sierpnia osiągnięto porozumienie. Około godziny pierwszej w nocy do stoczni przyjechał Kazimierz Barcikowski i jego doradcy (prof. Adam Łopatka, prof. Zbigniew Salwa, dr Stanisław Baniak). Przez następne kilka godzin trwało doprecyzowanie porozumienia, w szczególności punktu pierwszego (wolne niezależne związki). Nadal dyskutowano, czy ma on dotyczyć tylko Szczecina czy też całego kraju. Jedną z decydujących ról w ostatniej fazie strajku i wypracowaniu ostatecznego brzmienia punktu pierwszego odegrali doradcy szczecińskiego MKS, którzy kilka godzin wcześniej przyjechali do stoczni, Janina Waluk i Andrzej Tymowski. Nadali oni kierunek i podbudowę do ostatecznego brzmienia pierwszego żądania, aby był on do przyjęcia przez Barcikowskiego. Niewątpliwie przełamali impas i zwarcie, w którym tkwiły obie strony.
Ustalona treść punktu pierwszego daleka była od sformułowania zawartego w postulatach. Porozumienie przewidywało powołanie samorządnych związków zawodowych, „które będą miały socjalistyczny charakter zgodnie z Konstytucją PRL, przy przyjęciu następujących zasad: Komitety Strajkowe z chwilą zakończenia strajku stają się Komisjami Robotniczymi, rozpisują one w miarę potrzeb powszechne, bezpośrednie, tajne wybory do Władz Związków Zawodowych. Prowadzone będą prace nad przygotowaniem Ustawy, Statutów i innych dokumentów określonych w art. 3 Konwencji Nr 87, w tym celu opracowany zostanie odpowiedni harmonogram pracy”. Zapis był sukcesem Barcikowskiego, bo dawał władzy możliwość szybkiego i w miarę prostego zdławienia w zarodku niezależnych inicjatyw robotniczych. Większe poczucie zwycięstwa mieli jednak strajkujący robotnicy, dla których sprawa była jasna: wywalczyli wolne związki zawodowe.
Podpisanie porozumienia rozpoczęło się o godz. 8:00, w historycznej już wtedy, świetlicy stoczniowej. To ona w grudniu 1970 r., a szczególnie w styczniu 1971 r. stanowiła centrum wydarzeń. To w niej Edward Gierek po raz pierwszy w historii komunistycznego państwa, jako I sekretarz KC PZPR, spotkał się ze stoczniowcami na otwartej debacie w nocy z 24 na 25 stycznia 1975 r. „O godzinie ósmej w świetlicy panuje idealny ład. Stoły są wyrównane, płótna obciągnięte, podłoga zamieciona dokładnie. Kto tylko mógł- wyświeżony. Twarze rozjaśnione, uważne w każdym geście-pewność siebie i mobilizacja. Zgromadzenie ludzi w bardzo dobrej formie. Ani śladu zmęczenia. Niezwykła cisza. Bardzo dużo prasy[...]41 akredytacji. Jakaś zagraniczna kamera obok paru polskich. Mikrofony na wędkach. Bardziej niż kiedykolwiek imponujący ogród kwiatowy na tle kurtyny” - pisali Tomasz Zalewski i Małgorzata Szejnert. W imieniu strajkujących porozumienie podpisali Marian Jurczyk, Kazimierz Fischbein i Marian Juszczuk, w imieniu strony rządowej Kazimierz Barcikowski, Andrzej Żabiński, Janusz Brych.
Wałbrzych
Strajki lipcowo-sierpniowe na terenie województwa wałbrzyskiego do 27 sierpnia 1980 r. były skutecznie pacyfikowane przez władze obietnicami podwyżek oraz poprawy warunków socjalno-bytowych. Wydarzenia z drugiej połowy 1980 r. w Polsce i ogłoszenie 26 sierpnia 1980 r. strajku we wrocławskich zakładach pracy spowodowały natychmiastową reakcję w Wałbrzychu. Tak, jak w Szczecinie i Gdańsku oczekiwano, że sygnałem do rozpoczęcia protestu będzie zatrzymanie pracy w obu stoczniach, tak w Wałbrzychu czy na Górnym Śląsku w napięciu oczekiwano na wybuch strajku w kopalniach. W Wałbrzychu najbardziej predestynowane ze względu na swoją liczebność oraz rolę była kopalnia „Thorez” (nosząca imię włoskiego komunisty Maurice Thoreza).
Zaczęło się w szybie „Chwalibóg” kopalni „Thorez” o godz. 13:30. „Poszli we czterech. Kazik Żołnierek, Rysiek Kmit, Leszek Świder i Zbigniew Włodarczyk. Zaczęli rozmawiać z ludźmi. Reakcje były rozmaite. Jedni się bali, inni nie chcieli, większość nie wierzyła, że może to przynieść jakieś konkretne rozwiązania. […] Przed rozpoczęciem pracy kierownicy i sztygarzy robili zawsze odprawę górników. Tak było i tym razem. Jednak po rozdzieleniu zadań nikt nie ruszył się z miejsca. Patrzyli jeden na drugiego, słychać było szepty. Wyczuwało się napiętą atmosferę. Wszyscy czekali, aby ktoś rzucił hasło do strajku. Było to zupełnie spontaniczne zachowanie. Nie uzgadnialiśmy tego wcześniej” — wspominał Ryszard Kmit.
O tym, że w „Chwalibogu” rozpoczął się strajk dowiedzieli się górnicy z szybu „Julia” i też stanęli. Połączyli siły i przekazali dyrekcji 19 postulatów, wśród których zapisano między innymi: że chcą wolnych sobót i niedziel, uregulowania sposobu uznawania chorób zawodowych, zmniejszenia wieku emerytalnego oraz ilości lat pracy pod ziemią, potrzebnych do uzyskania świadczeń, wolności słowa, zabrania przywilejów dla wąskich grup zawodowych, oddzielenia klubów sportowych od zakładów pracy oraz rozliczenia działalności lekarzy zawodowych. Na czele komitetu strajkowego stanął Kazimierz Binecki.
„My tak naprawdę nie wiedzieliśmy, co oznacza słowo strajk— wspominał Idzi Gagatek. — Nie wiedzieliśmy, co oznacza strajkować. To tylko dzięki francuskim górnikom, którzy pracowali na „Julii”, wiedzieliśmy, co należy robić. Oni nam podpowiedzieli, że trzeba bramy zamknąć, wszędzie rozstawić straże, odciąć wszystkie telefony prócz jednego, opanować cały zakład”. Strajk toczył się pod hasłem „Chcemy chleba i popieramy Gdańsk”.
28 sierpnia strajkował już cały Wałbrzych wraz z kopalniami i komunikacją miejską. W KWK „Thorez” powstał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, na czele którego stanął Jerzy Szulc z KWK „Wałbrzych”. 30 sierpnia czteroosobowa delegacja MKS wyjechała do Wrocławia, aby nawiązać kontakt z MKS we Wrocławiu. Na miejscu przyjęli ich Jerzy Piórkowski, przewodniczący wrocławskiego MKS i Władysław Frasyniuk.
Ponieważ Wałbrzych popierał Gdańsk, a nie bardzo wiedziano jak dalej postępować, do Trójmiasta wysłano Jan Sęka, aby na miejscu dowiedział się o dalszych krokach jakie należało czynić. Sęk przybył do Gdańska już po podpisaniu porozumienia: „Pamiętam wtedy Lecha— mówił Sęk— jak wyszedł do okna. Tłum wiwatował. Mówił nam wtedy, że każdy musi sam znaleźć sposób na rozwiązanie swoich problemów”.
Gdy Sęk wrócił do Wałbrzycha okazało się, że i tu strajk został zakończony. Skoro miało być solidarnie z Gdańskiem to strajk uważano za zakończony. Na forum MKS doszło do konfliktu, gdyż przedstawiciele branży górniczej uważali, że ich postulaty nie zostały załatwione. Dla nich ważniejsze były negocjacje toczone w Jastrzębiu Zdroju przez komisję pod przewodnictwem ministra Aleksandra Kopcia. Napięcie rosło z każdą godziną, gdyż część protestujących wróciła do pracy, a górnicy z kopalń „Victoria”, „Wałbrzych”, „Thorez”, „Nowa Ruda”, załogi Dolnośląskiego Przedsiębiorstwa Urządzeń Górniczych PW, Przedsiębiorstwa Spedycyjno-Transportowego „Transgór”, Zakładu Gospodarki Materiałowej, postanowili nadal negocjować z przedstawicielem rządu, którym był Gerard Kroczek, wiceminister górnictwa. W Wałbrzychu zjawił się koło 30 sierpnia 1980 r. Prowadził negocjacje z MKS reprezentowanym przez Jerzego Szulca, którego wspomagali m.in. prof. Bolesław Gleichgewicht, mecenas Zbigniew Karski. Jak wspominali uczestnicy tamtych wydarzeń: „Rozmowy były bardzo trudne, strona rządowa często korzystała z przerw w celu konsultacji z Warszawą i Katowicami swoich decyzji”.
Ostatecznie 2 września 1980 r. podpisano porozumienie zawierające się w 27 punktach, w większości dotyczących spraw socjalno-bytowych górników. Zwracało uwagę kilka punktów dotyczących zdrowia górników (głównie pylicy i obowiązków lekarzy zawodowych wobec tej grupy zawodowej). Górnicy upomnieli się o wolne niedziele oraz zagwarantowanie im 16 wolnych sobót przewidzianych w ówczesnym prawie, ustalenie wieku emerytalnego po 50 roku życia lub 25 latach przepracowanych pod ziemią, rezygnacji z systemu czterobrygadowego i stopniowego wdrażania pięciodniowego tygodnia pracy. Kilka punktów dotyczyło bezpośrednio zakładów reprezentowanych w MKS. Realizację niektórych punktów strona rządowa uzależniała od rezultatu rozmów w Jastrzębiu-Zdrój lub innych uwarunkowań, które otwierało drogę do ich odwlekania bądź zaniechania.
Jastrzębie Zdrój
Strajki w Jastrzębiu Zdrój rozpoczęły w nocy z 28 na 29 sierpnia. Do strajku przystąpiły dwie największe kopalni „Manifest Lipcowy” i „Borynia”, w obu powstały komitety strajkowe. Władze początkowo próbowały w zarodku stłumić te inicjatywy przysyłając komisję rządowa pod kierunkiem ministra górnictwa Władysława Lejczaka. Okazało się jednak, że manipulacje i brak pełnomocnictw ministra spowodowały eskalacje protestów. Obie kopalnie powołały Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, na czele którego stanął Jarosław Sienkiewicz z kopalni „Borynia”. Strajk kontynuowano, mimo zakończenia strajków w Szczecinie i Gdańsku, zaś władze wysłały 1 września do Jastrzębia -Zdrój nową komisje pod przewodnictwem ministra przemysłu ciężkiego Aleksandra Kopcia. Porozumienie podpisano wczesnym rankiem 3 września, w którym nie tylko gwarantowano powstanie nowych, wolnych związków zawodowych, ale m.in.: zniesienie systemu czterobrygadowego w przemyśle węglowym, uznanie pylicy płuc za chorobę zawodową czy wreszcie uzgodnienie, że od 1 stycznia 1981 r. wszystkie soboty będą wolne.
„Mimo, że część przyjętych postulatów dotyczyła spraw socjalnych górników, to miały one później znaczenie dla pracowników w całym kraju, np. częstą wśród górników pylicę płuc zaliczono do chorób zawodowych, a jednocześnie uzależniono włączanie innych chorób do tej kategorii od opinii związków zawodowych, z czego korzystały potem także inne branże. Świadczenia rodzinne miały być jednolite w całej Polsce, a to oznaczało podwyższenie ich do poziomu obowiązującego w wojsku i milicji”.
Dąbrowa Górnicza
Protesty w województwie katowickim rozpoczęły się 28 sierpnia 1980 r. od Wydziału Walcowni Dużej Huty Katowice (znajdującej się w Dąbrowie Górniczej). Rozmowy z kierownictwem zakładu dotyczyły między innymi opublikowania w mediach informacji o poparciu dla Gdańska, bo jak mówił Zbigniew Kupisiewicz „żeby na Wybrzeżu wiedzieli, że popieramy ich postulaty i uznajemy je za swoje oraz uważamy, że winę za przedłużające się negocjacje ponosi strona rządowa, a nie strajkujący”. Hutnikom obiecano, że komunikat się ukaże, ale do publikacji nie doszło, więc protest zaczął przybierać na sile. Spisano postulaty, wyłoniono komitet strajkowy (potem MKS) z przewodniczącym Markiem Fabrym. W nocy z 31 sierpnia na 1 września strajk zawieszono ze względu na podpisane porozumienia w Szczecinie i Gdańsku. 4 września strajk formalnie zakończono, MKS przekształcono w Komisje Robotniczą z Andrzejem Rozpłochowskim na czele, lecz porozumienia nie zawarto oczekując na przyjazd delegacji rządowej „w celu omówienia gwarancji zrealizowania ustaleń wynegocjowanych przez MKS w Gdańsku i zawartych w porozumieniu tego MKS z Komisją Rządową”. Komisja pod przewodnictwem ministra hutnictwa Franciszka Kaima przyjechał do Huty 9 września 1980 r. Po dwóch dniach rozmów porozumienie zostało podpisane. Jego znaczenie „polegało przede wszystkim na tym, że dotyczyło ono gwarancji realizacji porozumienia gdańskiego w kwestii tworzenia struktur niezależnych związków. Organa administracji państwowej, MO i SB, a także kierownictwa zakładów pracy i zakładowych organizacji politycznych zobowiązywały się nie tylko do akceptacji powstawania, organizowania i funkcjonowania niezależnych związków, ale też że nie będą temu przeciwdziałać. Szczegółowe gwarancje dotyczyły takich spraw, jak: zwolnienie z obowiązku pracy osób pełniących funkcje związkowe, z zachowaniem prawa do wynagrodzenia za czas wykonywania tych funkcji, udostępnienie przez zakłady pracy i organa administracji państwowej lokali na użytek ogniw związkowych, dostęp do mediów, możliwość współdecydowania o sprawach pracowniczych i socjalnych, możliwość otwarcia przez struktury związkowe kont bankowych „w celu lokowania wpływów ze składek członkowskich”, uczestnictwo strony związkowej w pracach nad ustawą o związkach zawodowych, samorządzie robotniczym i nowelizacją kodeksu pracy. Ponadto gwarantowano bezpieczeństwo uczestników strajku, członków MKR i komitetów robotniczych, ich rodzin oraz osób wspomagających te struktury”.
Reasumując, warto pamiętać, że te pięć porozumień zawartych między władzami a strajkującymi załogami określały tylko ramy powstawania nowego, związku zawodowego, niezależnego od władz. Resztę członkowie Międzyzakładowych Komitetów Założycielskich/ Międzyzakładowych Komisji Robotniczych musieli stworzyć sami. Władze nie zamierzały im w tym pomagać, lecz starać się rozbić i skłócić. W całej Polsce dochodziło do podpisywania porozumień pomiędzy komitetami strajkowym a dyrekcjami poszczególnych zakładów czy zjednoczeń. Pięć porozumień przełamało barierę strachu, niemocy i dawało kolejną nadzieję na zmiany.
Przełomowy okazał się 17 września 1980 r., data dzienna symboliczna dla Polaków, gdy w Gdańsku, po burzliwych rozmowach, podjęto decyzję o powstaniu jednego związku, Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, który szybko przekroczył ramy związkowe i stał się ruchem społecznym.
Sebastian Ligarski
Źródło: MHP