Złożeniem kwiatów i zapaleniem zniczy pod tablicą upamiętniającą likwidację obozu Romów i Sinti, utworzonego przez hitlerowców na terenie łódzkiego getta, uczczono w poniedziałek 81. rocznicę tych wydarzeń.
Obóz dla Romów i Sinti funkcjonował w Litzmannstadt Getto (Litzmannstadt - nazwa Łodzi w okresie II wojny światowej) od listopada 1941 r. do stycznia 1942 r. Trafiło do niego ponad 5 tys. Romów i Sinti - w tym ok. 2,6 tys. dzieci do 15. roku życia - przywiezionych przez hitlerowców z Burgerlandu na terenie Austrii. Obecnie przypomina o nim tablica umieszczona przed budynkiem dawnej kuźni przy ul. Wojska Polskiego, gdzie co roku odbywają się uroczystości upamiętniające więźniów tego obozu.
Uczestnicy obchodów podkreślali m.in. potrzebę kultywowania pamięci o tragicznych wydarzeniach sprzed lat, o miejscu naznaczonym ludzką tragedią.
"Nazistowskie Niemcy realizując swoją zbrodniczą wizję i politykę, polegającą na likwidacji niemal całych narodów czy grup etnicznych, dokonały tego także na społeczności romskiej i Sinti. Z bliska pięciu tysięcy osób, które sprowadzono do Litzmannstadt Getto z pogranicza Austrii i Węgier nie przeżył nikt" - przypomniał wiceprezydent Łodzi Adam Pustelnik.
Jak dodał, trzeba pielęgnować pamięć o nich dla następnych pokoleń. "Także dlatego, że sprawiło to, że jesteśmy, tym, kim jesteśmy i uformowało naszą polską i łódzką tożsamość, naznaczoną tragicznymi wydarzeniami. To brutalna lekcja, stanowiąca tytuł do refleksji i przestrogi" - zaznaczył.
Historia obozu dla Romów i Sinti to jedna z najtragiczniejszych kart łódzkiego getta. Funkcjonował niecałe trzy miesiące. Na jego terenie znajdowało się kilka budynków pozbawionych podstawowego wyposażenia – łaźni, toalet, mebli, naczyń itp. Obóz od getta oddzielały podwójne zasieki z drutu kolczastego i głęboka fosa; okna zabito deskami. Stłoczonych w pięciu kamienicach Romów pozbawiono jedzenia, ogrzewania i odpowiedniej ilości wody pitnej.
Przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi Marcin Gołaszewski wskazał, że w miejscu obchodów w styczniu 1942 roku wypełnił się ostatni rozdział mordu na społeczności romskiej i Sinti.
"Zasługuje on na naszą pamięć. Dziś oddajemy im hołd. Myślimy jednak także o przyszłości, bowiem to, co działo się wtedy, może zdarzyć się i w przyszłości. Myślimy w kontekście nietolerancji, niesprawiedliwości i prześladowań, które mają miejsce i w naszym czasie" – podkreślił.
Historia obozu dla Romów i Sinti to jedna z najtragiczniejszych kart łódzkiego getta. Funkcjonował niecałe trzy miesiące. Na jego terenie znajdowało się kilka budynków pozbawionych podstawowego wyposażenia – łaźni, toalet, mebli, naczyń itp. Obóz od getta oddzielały podwójne zasieki z drutu kolczastego i głęboka fosa; okna zabito deskami. Stłoczonych w pięciu kamienicach Romów pozbawiono jedzenia, ogrzewania i odpowiedniej ilości wody pitnej.
Przywieziono tu ponad 5 tys. Romów i Sinti z Bungerlandu, pogranicza austriacko-węgierskiego. Wśród tych osób ponad połowę stanowiły dzieci, od najmłodszych do kilkunastoletnich. Warunki w tym obozie były makabryczne. Bardzo szybko wybuchła epidemia tyfusu i ponad 700 osób zmarło w tych kamienicach.
Ofiarą tragicznych warunków panujących w obozie byli nie tylko przetrzymywani więźniowie, ale również m.in. jego komendant SS-Oberscharfierer Eugen Jansen, który 23 grudnia 1941 r. zmarł na tyfus, którym zaraził się podczas inspekcji obozu. W związku z tym, a także z obawą rozprzestrzenienia się choroby na "aryjską" część miasta, w styczniu 1942 r. władze niemieckie podjęły decyzję o likwidacji obozu.
Dla Romów i Sinti oznaczało to śmierć. Od 5 do 12 stycznia 1942 roku 4300 mężczyzn, kobiet i dzieci wywieziono do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem. Tam zostali zagazowani w przystosowanych do masowych mordów samochodach. Nikt nie przeżył. (PAP)
autor: Bartłomiej Pawlak
bap/ dki/